niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 5 Durny pomysł

Minęły już 3 tygodnie od pierwszych Zwiadów. Huncwoci nie licząc odrabiania lekcji (rozum spisywanie od Remusa) cały swój czas poświęcali na planowanie wypraw kreślarskich. O dziwo tylko parę razy otarli się o spotkanie z Filch'em, ale nigdy nie było czołowej konfrontacji. Ale po za Filch'em raz spotkali Bezgłowego Nicka, oczywiście to Potter i Black drąc się na cały regulator ściągnęli uwagę ducha. Na szczęście Nick tylko pomruczał coś pod swoi przeźroczystym nosem o jakiś huncwotach (co ucieszyło Syriusza i Jamesa, bo potwierdzało ich profesję) i się ulotnił. Huncwoci tak na oko mieli już nakreśloną jedną pięćdziesiąt całego zamku w tym jedno tajne przejście prowadzące do sowiarni, które znajdowało się pod starym gobelinem nie daleko od portretu Grubej Damy.
****
-No to świetnie, po prostu zajebiście.- Pomyślał Black gapiąc się jak ciele na malowane wrota w list, który przed chwilą przeczytał. Wstał z fotela i wrzucił kopertę i list do ognia w kominku.
-Co jest Black, że tak zamilkłeś? Rzadko ci się to zdarza.- Zapytała Isobel siedząca w szkarłatnym fotelu między nim a Lily.
-Nie sądzę żeby to było istotne.
-No tak, bo przecież wcale nie patrzyłeś się na ten list jak na wyrok śmierci.
-Może i się tak na niego gapiłem nie twoja sprawa Is.- Uciął krótko Syriusz po czym rzucił wzrokiem na kominek sprawdzając czy list się już doszczętnie spalił.
-Oj Black, Black, Black... Przecież wiadomo, że chodzi o twoich rodziców.- Powiedział jak by trochę współczująco James, co do niego nie było podobne.
-Co za domyślność James. Można rzec, że trafiłeś...
-Widzisz jaki ja jestem genialny.- Powiedział Potter targając swoje włosy tak jakby sądził, że na kimś to zrobi wrażenie.
-Is możemy już iść, bo wyczuwam to roznoszącą się aurę głupoty, aż rażącą od Pottera.- Zwróciła się Lily do Isobel, wstając i zabierając swoją torbę z oparcia szkarłatnego fotela.
-Niech ci będzie, widzę, że Syriusz ma ten okres w miesiącu, kiedy nawet oddychanie mu przeszkadza.- Powiedziała Is kierując się razem z Lily na schody.
-Przed chwilą dziewczyna ci przygadała, a ty się nie odetniesz?- Powiedział Lupin, wychylając się zdumiony zza Historii Hogwartu.
-Oj skoro zadaje takie skomplikowane pytania to niech już lepiej sobie pójdzie, bo nie mam zamiaru opowiadać jej rodowodu "mojej wspaniałej" rodziny.- Odparł Black przerzucając swoje nogi przez oparcie krzesła.
-To ma poniekąd sens.
-Cóż, będę im musiał później odpisać. Już sobie wyobrażam treść tego listu: Hej mamo i tato zostałem Gryfonem więc już możecie ostrzyć noże jak przyjadę na święta.- Trójka Huncwotów zaśmiała się ironicznie.
-Nie możesz pominąć tego faktu?- Zapytał James.
-To nie ma sensu przecież prędzej czy później się dowiedzą. Choćby nawet od mojej kuzynki Narcyzy.
-No, ale.....-Zaczął James, ale nie skończył, bo Syriusz mu przerwał.
-Nie ma sensu kontynuować tego tematu to mój problem, a nie wasz. A zmieniając temat to gdzie Peter?
-Jeszcze na kolacji...- Powiedział Remus.
-To wszystko wyjaśnia, a tak skoro już mówimy o gorszych dniach to znów nie wyglądasz najlepiej Lupin.
-Powiedzmy, że to nie istotne.
-Ok, ale jak zemdlejesz to nie będziemy cię holować na skrzydło szpitalne.- Zażartował James.
-Przeżyje, nie martw się James.
Syriusz wyciągną z torby kałamarz i zaczął gryzmolić coś na pergaminie.-Miejmy to już za sobą.- Pomyślał po czym napisał dwa pierwsze zdania. Po jakiś 10 minutach kawałek pergaminu był już cały zapisany.
-Który ze szczęśliwców idzie ze mną do sowiarni?-Zapytał Black
-A co sam nie trafisz?- Dociął mu złośliwie James.
-Widzę, że się wyrywasz. Ruszaj się.
-Niech ci będzie.-Powiedział James.-Wstając z fotela i kierując się do dziury pod portretem. Dwóch Huncwotów przelazło przez przejście. Chłopcy ruszyli w kierunku gobelinu.
-Ty, a która tak właściwie jest?- Zapytał Syriusz.
-Koło 20.
-Ok, to spoko.- Huncwoci stali już przed starym gobelinem przedstawiającym Hogwart.
-Droga wolna.- Powiedział James.
-Okej.- Syriusz wyciągną różdżkę i stukną dwa razy we nieco odstającą cegiełkę, a parę cegieł  odsunęło się tworząc łukowate przejście. Potter i Black przeszli przez nie po czym wejście zniknęło.
-Lumos.- Wymamrotali Huncwoci. Szli chwilę w ciszy, którą przerywał stukot kroków.
-Cały czas zastanawiam się jak oni znaleźli to przejście.
-Lupin mówił, że wyczytał w bibliotece jakieś zaklęcie, które wykrywa skrytki, tajemne przejścia itp.
-To fajnie. Nasza mapa przejdzie do historii Hogwartu. Syriusz, a tak właściwie co napisałeś w liście?
-Ech... Pierdoły, że u mnie wszystko dobrze, a w PS dopiero dodałem ten mały szczegół, że zostałem Gryfonem.
-Ha ha, już sobie wyobrażam ich miny jak skończą czytać.- Chłopcy zaśmiali się.
-Ciekawe co ci odpiszą...
-Pewnie nic, ale jak przyjadę to mi dadzą popalić.-Powiedział Syriusz stukając dwa razy we wklęsłą cegłę na końcu korytarza. Wychylił się zza gobelinu i powiedział do Jamesa.-Dobra czysto.
-Okej. Nie przesadzaj co ci mogą zrobić.
-Czy ja wiem, jak w wieku 9 lat przez przypadek stłukłem jakiś cenny wazon rodzinny to matka potraktowała mnie Cruciatusem.-Powiedział Syriusz wiążąc liścik do nóżki brązowej płomykówki. Chwilę później sówka odleciała.
-Bez sensu przecież wystarczyło rzucić zaklęcie żeby go naprawić. Jak na wazon to strasznie ostro ci się dostało.
-Nie no co ty? Moi rodzice, a w szczególności matka to sadyści, ja ci mówię oni tylko szukają pretekstu, żeby mi zrobić coś złego, ale ta zasada dotyczy tylko mnie, bo mojego brata traktują jak ukochanego jedynaka.
-Cóż... Dość przykre, jak tak jest to może przyjedziesz do mnie na święta?
-I tak się nie zgodzą.... Później się będę tym martwić. Tylko zachowaj to co ci powiedziałem dla siebie, nie chcę żeby się nade mną ktoś użalał.
-Jak chcesz.. Dobra zwijamy się bo trzeba jeszcze spisać lekcję od Remusa.
-Wyjąłeś mi to z ust.-Huncwoci wymienili się porozumiewawczymi uśmiechami.
James i Syriusz wrócili tym samym przejściem, którym przyszli do sowiarni. Stanęli przed Portretem Grubej Damy.
-Hasło?-Zapytał Portret ze wzrokiem mordercy jak zwykle wkurzony tym, że ktoś go obudził.
-Plantacja gumochłonów.- Odpowiedział James.
Black i Potter przeszli przez wejście i siedli koło Lupina i Petera.
-Remus napisałeś już zadanie z zielarstwa?- Zapytał James z chytrym uśmiechem.
-No jasne. A co?
-No nie mów, że nie wiesz po co się pyta.- Dodał Syriusz ciesząc się.
-Cóż... Domyślam się, no przynajmniej nie przypuszczam tej opcji, że chcielibyście inteligentnie pokonwersować na temat zadania z zielarstwa.
-No o to nas możesz spokojnie nie podejrzewać.-Powiedział Syriusz wyciągając z plecaka pergamin i pióro.
-Nie bądź goblin i daj spisać.-Dodał James robiąc to samo co Black.
-Niech wam będzie, ale esej z eliksirów piszecie jutro sami.
-Remi, Remi, Remi ty i ja, i Syriusz wiemy, że dasz nam spisać dziś, jutro i pojutrze, i za tydzień.
-Tak ja po prostu was "kocham". Żartowałem lenie. Macie.- Powiedział Lupin rzucając zadanie na stół.- Tylko zamieńcie trochę treść.
-Jak ja cię uwielbiam.-Powiedzieli Syriusz i James równocześnie.
Przez pół godziny Dwóch Huncwotów przepisywało zadanie,a potem poszli do góry. Posiedzieli jeszcze z godzinę obgadując Slughorn'a i rozeszli się do spania zasłaniając szkarłatne kotary przy łóżkach.
****
-Patrzcie! Poczta leci.-Powiedział Peter do pozostałych Huncwotów siedzących przy stole na śniadaniu.
-Jakbym nie zauważył.- Powiedział satyrycznie James czochrając sobie włosy.
-Nie syp tym łupieżem na jedzenie.
Przed Huncwotami wylądowały trzy sowy jak się można spodziewać żadna nie przyleciała do Syriusza (ku jego ucieszę).
-Może matka dostała zawału i nie odpisała.-Powiedział Syriusz z nutą nadziei w głosie.
-Tak Black to bardzo prawdopodobne po wczorajszym PS.
-Ha ha wiem.
-A tak zmieniając temat to nauczyliście się na transmutację?- Zapytał Peter.
-A co było?- Wzdrygną się Syriusz.
-Nauczyć się transmutować szpilkę w agrafkę.
-Serio? Przecież tego nie trzeba się uczyć, to się po prostu umie. Zwijamy się na lekcję?
-No dobra.
Czworo pierwszorocznych udało się na lekcję zielarstwa. Byli już trochę lepiej obeznani z zamkiem niż trzy tygodnie temu, więc nie mieli już problemu z trafieniem do szklarni. Weszli do niej, tym razem nie spóźnieni i zajęli miejsce przy stole rzucając obok siebie torby i wyjmując podręczniki do zielarstwa.
Stół znajdował się na środku sali po jednej stronie siedzieli Gryfonii, a po drugiej Ślizgonii.
-No to super na dobry początek dnia ociekające tłuszczem włosy Smarka.-Westchną Syriusz.
-Cóż... można zawsze trochę podkręcić lekcję.-Powiedział James szczerząc się, bo w jego głowie tworzył się pomysł utrudnienia życia Snapa'owi.
-A co.. -Syriuszowi przerwało wchodząca do sali nauczycielka.
-Dzień dobry klaso!- Powitała ich nauczycielka.
-Dzień dobry profesor Sprout.-Odpowiedzieli chórem. Profesor zaczęła prowadzić lekcję, a przed uczniami pojawiły się doniczki wypełnione ziemią.
-Pss.. To co mówiłeś o Smarku?- Szepną Syriusz do Pottera.
-No wiesz skoro mamy już te doniczki to można by było przez przypadek upuścić jedną na głowę Smarka.
-No nie wiem.
-Oj no weź raz się żyję.
-No dobra, ale dopiero pod koniec lekcji.
-Niech ci będzie. - Reszt zajęć była mało ciekawa, były jakieś podstawy o czymś tam i pielęgnacja czegoś tam. Przynajmniej tyle Syriusz z tego wyniósł. Myślami był daleko od tych ekscytujących doniczek. Jego umysł był zajęty rozmyślaniem na temat jego śmierci i wybieraniem koloru trumny.
Nauczycielka zaczęła zbierać  zadania domowe.
-To co, teraz?- Zapytał James.
-A ile do dzwonka?
-Pięć minut.
-No dobra. Kryj mnie.-Syriusz rozejrzał się po klasie wciągną różdżkę.
-Wingardium Leviosa .- Mrukną, a doniczka Severusa uniosła się i spadła na jego głowę (na szczęście była plastikowa). Snape był cały obsypany ziemią, a wszyscy Gryfonii prócz Lily zaczęli się śmiać.
-Który to zrobił?- Warknęła nauczycielka. Zapadła cisza. Którą przerwała Lily.
-Potter i Black- Krzyknęła.
-A to wredny rudzielec.-Szepną Syriusz do Jamesa.
-Potter i Black skoro jesteście tacy pełni energii to napiszecie mi esej na temat gumochłonów na poniedziałek i pomrzecie jutro z ran Hagridowi. - Powiedziała Sprout.
****
-Kurde to się wkopaliśmy! -Powiedział James nakładając sobie tosty na talerz.
-Wszystko było by dobrze gdyby nie ten rudzielec.
-Nie rudzielec tylko Lily.- Wtrącił Remus.
-Wszystko jedno, ale fundnęła nam esej i wstanie jutro o 6 rano.
-Cóż, ale jedno jej trzeba przyznać to był poroniony pomysł. Co wam strzeliło do głowy?
-Nic nudziło nam się.
-Zarąbisty sposób na nudę.
-A żebyś wiedział.
-Idziemy na błonie?- Przerwał Peter.
-Jest 6 i pada deszcz po prostu pędzę. Chodźmy lepiej już do wieży.-Powiedział James.
********************************************************
Taki tam krótki rozdział. Zachęcam do czytania i komentowania. Ewentualnie nie czytajcie i nie komentujcie w końcu to wolny kraj i możecie robić co chcecie. Pozdrawiam wszystkich!!! :D ~ Oblivion.

Rozdział 4 Nocne zwiady

Środa, czwartek i piątek minęły dość spokojnie w sumie jakby to określił Syriusz po prostu  nudnie. Po zapoznaniu z podstawami programowymi nauczyciele wzięli się za przeprowadzanie normalnych lekcji (jeśli można określić normalnymi lekcjami zajęcia w szkole magii i czarodziejstwa). Na historii magii było coś o jakiś rewolucjach goblinów, ale Syriusz nie wiele z tego zapamiętał bo było to tak ciekawe jak obserwowanie gumochłonów. Transmutacja była bardziej interesująca niż historia magii, ale szału też nie było. Eliksiry też nie przypadły Syriuszowi do gustu, ale za to latanie na miotłach było choć trochę ciekawe. Syriusz i James wykazywali niezwykły talent do latania, Lupin trochę zamulał na miotle ale przynajmniej się utrzymywał i jako tako jego lot jakoś wyglądał, za to Peter to była istna łamaga jeśli chodzi o latanie. Na początku samej lekcji latania mieli przywołać miotłę i jak można się spodziewać to mu nie za bardzo wyszło, bo po usilnych próbach i darcia się do miotły "do mnie" Peter zdołał tylko zmusić ją żeby palnęła go drążkiem w głowę.

**** 

-Wstawaj Potter!- Krzykną Syriusz rzucając w niego poduszką.
-Czego chcesz przecież jest sobota.
-Co nie oznacz, że masz spać do południa.
-Oj tam cicho.- Powiedział James po czym wstał z łóżka i otworzył okno. - Co tam sobie skrobiesz w tym swoim pamiętniczku, Syriuszku?
-A co cię to interesuje Jimi. -Powiedział Syriusz szczerząc się złośliwie.- Po za tym to żaden pamiętnik tylko szkicownik, coś trzeba robić, żeby nie oszaleć jak ma się w domu trzech porąbanych lokatorów.
-Już się tak nie użalaj.- Odrzekł James wyrywając mu szkicownik z ręki.
-Wow! Dobrze rysujesz! Co to za pies?
-Ha ha! Zatkało co? Taki sobie, tak mi przyszło namyśl, żeby go narysować, uwielbiam psy.
-Coś w tym jest... Ty, a tak w ogóle gdzie reszta Huncwotów?
-Gdzieś w pokoju wspólnym chyba gadają z Evans i tą jej koleżanką, jak jej tam było... Eee...Isobel.
-Spoko.

****

-No hej! -Powiedział Syriusz schodząc z schodów prowadzących do dormitorium.
-Cześć.- Odpowiedziała czwórka pierwszorocznych siedzących przy kominku.
-No, no, no Lupin, Peter jeszcze nie miną tydzień w szkole, a wy już podrywacie.- Dociął mu Potter.
-A co Potter zazdrościsz.- Wtrąciła Lili.
-O ciebie, zawsze i wszędzie moja kochana.
-Pfff.... Nie podlizuj się Potter i tak nie masz szans.
-Zobaczymy, zobaczymy...
-Dobra skończcie tę głupią sprzeczkę.- Wtrąciła wysoka jak na swój wiek dziewczyna o brązowych oczach i długich czarnych włosach sięgających jej do pasa.
-Jakaś ty stanowcza McKinnon.- Powiedział Syriusz z szarmanckim uśmiechem.
-Co ci do tego Black.- Powiedziała Isobel, uśmiechając się dumnie.
-To co idziemy na śniadanie?- Spytał Peter. Ucinając wymianę zadań.

****

Po śniadaniu czwórka Huncwotów wyszła na błonie i usiadała pod rozłożystym drzewem.
-Co wy dzisiaj knuliście z dziewczynami,
-A tak tylko gadaliśmy.
-Pff.. Na pewno. Już to widzę.. 
-Nie, wiesz James, poszli na podryw żeby ci odbić twojego rudzielca. Ale ty masz tępe pomysł albo jeszcze lepiej planowali podbój świata.
-Ej! Nie mojego i nie rudzielca. A to z tym podbojem to prawdopodobne.
-Tak bardzo prawdopodobne, a pro po podboju to wybieramy się dziś w nocy kreślić mapę?
-No pewnie.
-Ja odpadam dziś w nocy nie mogę. 
-A niby czemu Lupin?
-Powiedzmy, że dziś się źle czuję i pewnie do wieczora rozchoruję się na dobre.
-W sumie tak jakoś marnie wyglądasz. 
-Dzięki, naprawdę poprawisz humor. Masz do tego wrodzony talent. Ale co do mapy to proponuję poczekać może jeszcze z tydzień.
-No nie wiem to duży teren, a trzeba ją szybko zrobić. Po za tym i tak nie pójdziemy wszyscy troję. Nawet we trzech będzie ciężko się upchać pod peleryną. Pewnie po dwie osoby czy coś.
-Jak chcesz, ale do takiej dobrej mapy będzie trzeba sporo zaklęć kreślarskich.
-To się pójdzie do biblioteki.
-Tak, i ty myślisz, że od tak sobie rzucisz te zaklęcia. Nawet jak znajdziemy jakieś to i tak mało prawdopodobne, że któryś z nas je rzuci.
-Oj nie rób scen... Najpierw nakreślimy mapę, a potem będziemy się martwić o zaklęcia. To postanowione ja i Syriusz idziemy dziś na zwiady, a za tydzień ty i Peter. Może być?
-No niech ci będzie James. Ale jak wpadniemy to cię powieszę za gacie na tym drzewie!
-Ok. -Dodał James uśmiechając się. 
-O patrzcie kto tam idzie.- Krzykną Syriusz w kierunku dwóch dziewczyn.
-Co tam knujecie chłopaki?
-A co chcesz się przyłączyć Isobel?
-Może innym razem. 
-Is.. Idziemy już?
-Oj Evans nie lubisz naszego towarzystwa, bo my twoje bardzo lubimy.- Powiedział James uśmiechając się szarmancko.
-Nie przepadam tylko za twoim Potter.- Na to okularnik się uśmiechną i dodał.
-Oj nie dramatyzuj tak.... Mała sprzeczka z Smarkiem, a ty już mnie nienawidzisz. No przepraszam, ale w Slytherinie większość osób to czarne charaktery i radził bym ci uważać na twojego ukochanego.- Powiedział James po czym potargał sobie włosy.
-Jak się o mnie troszczysz Potter, ale nie trzeba.-Warknęła Lili po czym odwróciła się na pięcie i odeszła od nich kierują się do zamku.
-No i co żeś zrobił, twoja ukochana nawiała.
-No i co z tego, Syriusz? Mam niby za nią pobiegnąć i błagać ją wybaczenie przecież powiedziałem tylko prawdę.
-A ty Is nie idziesz za nią?- Wtrącił Remus.
-Eee.... Nie ma sensu, po za tym ja też nie lubię Snape'a.
-Uuu ktoś tu woli towarzystwo Huncwotów, niż swojej przyjaciółeczki.-Powiedział złośliwie Syriusz.
-Nie.. To znaczy lubię was... Ale.. Lili jest ciut nerwowa, lepiej ją zostawić w spokoju za nim zrobi komuś krzywdę.
-Jak tam chcesz... 
-To o planowanie dokończymy później.
-Jakie planowanie?
-Tajne sprawy Huncwotów.
-A tak w ogóle czemu się tak nazywacie? Durna ta nazwa i wy coś niby macie z psocić już to widzę . 
-Oj Is, Is, Is. Huncwoci zapiszą się na zawsze w kartach historii Hogwartu i w kronikach Ficha. I wcale nie jest durna tylko klimatyczna. 
-Ta na pewno... 

****

Reszta dnia zleciała naprawdę szybko. Huncwoci ustalili, że najpierw zaczną kreślić wschodnią część zamku. 
-No to o której wychodzimy na pierwsze zwiady?- Powiedział Syriusz wyciągając się w szkarłatnym fotelu przed kominkiem w pokoju wspólnym Gryfonów.
-Eee chyba o jedenastej.
-A która właściwie godzina?
-Gdzieś koło 9:30.
-Co?!! Już tak późno.- Krzykną Remus po czym wybiegł z pokoju i przelazł przez dziurę od portretu Grubej Damy.
-A jego co ugryzło?-Zapytał Peter.
-A bo ja wiem, gadał coś o skrzydle szpitalnym jak byliśmy na błoniach.
-Może by za nim pójść w końcu mamy pelerynę.-Powiedział James ściszając głos.
-Wiesz James sądzę, że nie powinniśmy się wtrącać.
-Oj Syriusz jakiś ty mało wścibski, ale niech ci będzie.

Siedzieli tam jeszcze do jedenastej. A później poszli do swojej sypialni. Peter siadł na łóżku i jadł fasolki wszystkich smaków, a Syriusz stał w drzwiach czekał aż James wygrzebie pelerynę z kufra.

-Mam! No to chodź!- Powiedział James uśmiechając się do Syriusza.
-Do zobaczenia Peter.
-No to powodzenia.
Zarzucili na siebie pelerynę i zeszli po cichu po schodach. Przeszli pod portretem i stali pod wieżą Gryffindoru.
-Pss... Masz pergamin, Syriusz?
-Myślałem, że ty masz wziąć.
-Ty pierdoło, ty miałeś go zabrać!
-Trochę ciszej, bo nas złapią. Żartuję mam go ze sobą. 
-Dobra to zacznij rysować.
-Niech ci będzie.
Syriusz nakreślił wieżę gryfonów i parę korytarzy. Dość szybko mu to poszło. Chodzili po korytarzach Hogwartu już z pół godzinny.
-Możesz mi przypomnieć dlaczego robimy to w nocy?!
-Nie drzyj się tak. A jakie byś miał wyjaśnienie gdyby ktoś zobaczył co robimy? A peleryny w dzień na korytarzach Hogwartu nie założysz, bo jak by się ktoś na ciebie natkną i zdarł, to cały plan poszedł by z dymem i pewnie McGonagall by jeszcze na dodatek ją skonfiskowała.
-No dobra. Ale ryzykujemy tym że Filch nas złapie.
-Ha ha ha.. Ten charłak jak niby? Jak nie będziemy robić zamętu i nie damy się złapać jego kocicy to nie ma z nami szans.- James powiedział to w złej chwili bo zza rogu korytarz właśnie wyłonił się zwierzak.
-Nox.. Szybko wycofujemy się za nim Filch tu przybiegnie.- Szepną James.
-Nie zdążymy dobiegnąć do dormitorium. Chodź do sali.-Syriusz szarpną klamkę, ale drzwi nie chciały się otworzyć.
-No to po nas.-Warkną szeptem Black.
-Oj nie marudź. Alohomora.- Szepną James, a drzwi się otworzyły i obaj Huncwoci wbiegli do sali i zamknęli za sobą dyskretnie drzwi.
-Jak los nam będzie sprzyjał to Filch tu nie zaglądnie, a skoro już tu jesteśmy to nanieś tą salę na mapę.
Siedzieli w sali jeszcze z 15 min, a potem uchylili drzwi i sprawdzili czy nikogo nie ma.
-Droga wolna, choć Black.
-Okej.. Było blisko, trzeba będzie poszukać jakiś zaklęć wyciszających, bo to pewnie przez to nasze darcie, zwróciliśmy uwagę tego śmierdziela. A skoro mowa już o zaklęciach to skąd wiedziałeś jak otworzyć drzwi?
-Podpatrzyłem zaklęcie od taty, kiedy otwierał mój kufer.
-Aha... Dobre i to, gdyby nie ono nazbieralibyśmy trochę punktów na minus.- Dodał Syriusz śmiejąc się półgłosem. 
-Dobra zabierajmy się stąd.
Dwóch Huncwotów wróciło do wieży Gryffindoru. Gruba dama jak zwykle była oburzona tym, że ktoś ją obudził w środku nocy, ale wpuściła ich do wieży.

****


Kolejny rozdział trochę później niż przewidywałam, ale nie miałam weny twórczej :D~ Oblivion.

Rozdział 3 Huncwockie początki

Syriusz obudził się rano. Było gdzieś po 7. Dopiero po krótkim czasie uświadomi sobie, że nie jest już w domu(tak bardzo znienawidzonego przez niego) przy Grimmauld Place z jego „ukochaną rodziną”, a znajdował się w Hogwarcie razem z jego nowymi przyjaciółmi. Rozsuną kotary, rozejrzał się po pokoju i zobaczył Lupina siedzącego na łóżku.
-Hej no i jak tam pierwsza noc w szkole? Nie chciałem was budzić bo jest dopiero 7, a śniadanie zaczyna się o 8. Więc..- Powiedział Remus.
-A no dobrze, nie no pasuję już budzić resztę.
-W sumie racja.
-Wstawajcie!- Krzykną Syriusz.
-Co, która jest?- Odezwał się piskliwy głos Petera zza kotary.
-7. – Odpowiedział, krótko Syriusz.
-A co robimy z Jamsem, no, bo jakoś się nie przejął pobudką?- Powiedział Lupin odrywając wzrok od książki, którą czytał.
-Zostaw to mnie. – Syriusz podszedł do łóżka Pottera i rozsuną kotarę zasłaniającą jego łóżko.
-Potter mógł byś z łaski swojej wstać!
-Poryło cię? Jeszcze środek nocy.
-Ciul, a nie środek nocy jest 7, wstań albo użyje siły.
-To se używaj i tak nie wstanę.
-Przekonamy się.- Powiedział Syriusz po czym złapał Jamesa za nogę i ściągną go z łóżka. Potter spadł z hukiem na podłogę.
-Osz ty mendo. –Powiedział oburzony chłopak.
-Sam się prosiłeś.- Powiedział po czym się zaśmiał.
-Gdzie porządnych ludzi o tej godzinie budzić.- Powiedział Potter po czym sam zaczął się śmiać.
Czwórka chłopaków zebrała się i wyszła z wieży Grffindoru. Krążyli już po zamku z 10 min zanim zorientowali się, że przechodzą już po raz trzeci koło portretu Grubej Dam.
-No to fajnie, żadno z nas nie wie, którędy do Wielkiej Sali, Sz… kurde powinni nam rozdać jakieś mapy czy coś.- Z kwitował Potter siadając pod ścianą koło wejścia.
- To by było mało możliwe, ten zamek jest przecież taki duży, trzeba by było z 100 lat żeby zrobić tą durną mapę.- Powiedział Remus. Siadając obok Pottera.
-Właściwie nie ma rzeczy nie możliwych, ja na pewno zrobię kiedyś mapę tego zamku, pewnie po tylu razach nie udolnych prób trafienia gdziekolwiek obcykamy ten zamek, że przez sen będziemy po nim chodzić bez zgubienia się.- Odpowiedział Potter po czym cała czwórka zaczęła się śmiać. Nie długo potem portret Grubej Damy odskoczył, a z przejścia wyłoniła się Evans.
-Wy, patrzcie Evans idzie może by ją się zapytać o drogę.- Szepną Syriusz.
-Jaka Evans?
-Nasz „koleżanka” z przedziału.
-Aaa.. To chwilę.. Hej Evans!- Krzykną Potter.
-O co chod…. A to wy… - Powiedziała Lily patrząc się z lekką odrazą na twarzy na całą czwórkę.
-No cóż jest taki problem… Bo widzisz.. Y…. Wiesz może jak trafić do Wielkiej Sali?- Zapytał Remus.
-No wiem..
-No to nas zaprowadzisz?
-No nie wiem jakoś tak nie mam ochoty was oglądać. Więc może lepiej by było żebyście nie dotarli na śniadanie…
-Oj no nie bądź taka wredna.. Nadal się gniewasz za Smarka, to znaczy, za Severusa? To była taka niewinna sprzeczka, a my będziemy się jeszcze widywać przez 7 lat. Więc...
-Cóż, no może, hm… Ale macie go tak nie nazywać, bo dostaniecie „krótką” Historią  Hogwaru po głowie.
-No niech ci będzie.. Tylko chodźmy już.- Westchną Potter.
****
-Patrzcie, poczta leci.- Powiedział Peter który siedział koło Remusa i Lily.
-Super, ciekawe co przyszło.- Powiedział Potter śledząc wzrokiem jakąś sowę. Do Syriusza przyleciał dwie dobrze mu znane sowy jedna śnieżno biała, która należała do Andromedy, a druga to stara brązowa płomykówka Blacków. Płomykówka miała do nóżki uwiązaną prostokątną paczkę, a biała sówka miała ze sobą list od Andromedy. Pozostali dostali listy od rodziców, ale tylko Syriusz dostał paczkę, którą otworzył i ku jego niezadowoleniu była to książka genealogia rodziny Blacków. Po za książką(którą celowo „zapomniał”) młody czarodziej nie dostał nic od rodziców co go nie za bardzo zdziwiło i przejęło. Wiedział, że jego rodzice nie przepadają za nim, bo był „odmieńcem” w rodzinie. Nie przejmując się paczką od rodziców otworzył list od Andromedy i go przeczytał.


                                                   Kochany Syriuszu!
Bardzo się za tobą stęskniłam i szczerzę żałuje, że nie mogę być z tobą w Hogwarcie. Mam nadzieję, że podoba ci się w szkolę. Ciekawe do jakiego domu trafiłeś. U mnie wszystko dobrze no może pomijając fakt, że przez jakiś czas nie będziesz mógł się ze mną spotykać i tak na marginesie nie przyznawaj się, że ze mną piszesz bo rodzice zrobią ci piekło z życia. Musiałam uciec z domu, bo widzisz pamiętasz kiedyś opowiadałam ci o takim Tedzie za którym nie przepadają moi rodzice, bo jest mugolakiem. Cóż jak by to powiedzieć Ted mi się oświadczył, a ja się zgodziłam i miesiąc później wyszłam za niego. Przykro mi, że Cię zaprosiłam na ślub, ale twoi rodzice i tak by się nie zgodzili się na to żebyś pojechał. A nie daj Boże byś uciekł… To byś miał dopiero przerąbane u rodziców. Odpisz..
                                                                                                                   
                                                                                                                                                                                                                    Twoja kochana Andromeda

-Co tam Syriusz dostałeś od swojej kochanej rodziny?- Zapytał James szczerząc się lekko.
-Zamknij tą paszczę, moi rodzice przysłali mi genologie mojej rodziny żebym wkuł kolejne 3 pokolenia Blacków. Ja ich po prostu uwielbiam ciul z tym, że nie widzieli mnie od 24 godzin zamiast się zapytać co u mnie przysyłają mi wyświechtany podręcznik…. Kochani….
-No ciekawe podejście wychowawcze- Zakpił Remus, po czym wszyscy wpadli w śmiech, nawet Lily parsknęła śmiechem.
-A co tam wy dostaliście…?.- Zapytał Syriusz. James rozglądną się po innych i odpowiedział.
-Tylko listy od rodziców.- Uśmiechnął się lekko.

****
Po śniadaniu do stołu podeszła McGonagll i rozdała i plany lekcji. Czwórka młodych Gryfonów zaczynał dzisiaj od Transmutacji z Krókonami. Więc udali się na lekcję z profesor McGonagall. Syriusz i James siedli razem w ostatniej ławce, a Remus i Peter razem w ławce przed nimi. Profesorka przez większość lekcji gadała o jakiś podstawach programowych jedyne co przykuło uwagę Syriusza to animagia.
-Będziemy się uczyć animagi?- Zapytał wyrwany jak z transu Syriusz. -Nie panie Black jest to strasznie trudna i złożona dziedzina magii, ale będziemy o niej mówić na piątym roku jeśli zdacie SUM na co najmniej P i będziecie kontynuować mój przedmiot.- Reszta lekcji minęła nudno w sumie to przez cały dzień było nudno ciągłe ględzenie o podstawach programowych i innych nie istotnych pierdołach dla Syriusza.

****
-I jak tam wrażenia po pierwszym dniu?- Zapytał Syriusz siedzący na fotelu przed kominkiem w pokoju wspólnym.
-Eee… Nudno jeszcze trochę i bym usnął za kilka dni jak się bardziej zapoznamy ze szkołą i nauczycielami podkręcimy trochę lekcję.- Powiedział James uśmiechając się szarmancko.
-To jest pomysł.- Odparł Syriusz również z szarmanckim uśmiechem.
-Właśnie trzeba będzie pomyśleć nad zaczęciem kreślenia mapy. –Dodał James.
-Jakiej mapy?- Zapytał Remus.
-Rano wspominałem, że ją zrobię, a ja nie strzępie języka na darmo.
-No chyba sobie żartujesz to jest ogromny obszar. Jak ty to zamierzasz zrobić?! Poza tym Hogwart kryję wiele tajemnych przejść, to nie jest możliwe.
-A jest, po za tym zawsze można się po szlajać nocą po szkolę i obadać teren. Na początku może godzinę albo dwie.
-Nocą powaliło cię? Przecież nasz legendarny woźny i jego uroczy włochacz stoją na wartach w nocy. Chcesz sobie wyrobić kartotekę u Filcha już na pierwszym roku?- Wtrącił Remus.
-Oj nie przynudzaj, dla chcącego nic trudnego po za tym mam pewną przewagę nad nim.- Tu James ściszył głos.
-Jaką? Może znasz zaklęcie niewidzialność, czy może masz pelerynę niewidkę?- Zakpił Syriusz.
-Chodźcie ze mną do naszego dormitorium to się sami przekonacie.- Powiedział James z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
-Niech ci będzie okularniku. –Odparł  Syriusz z zaintrygowaną miną. A wiec poszli do dormitoriów pierwszego roku. Syriusz rzucił się na swoje łóżko, a James grzebał za czymś w kufrze.
-Mam!- Powiedział po chwili trzymając w ręku dziwną tkaninę.- Mam zaszczyt przedstawić wam moją pelerynę niewidkę.
-Serio to jest peleryna niewidka? Ta prawdziwa? Co skąd… Jak.. Gdzie.. Czemu?- Wydukał Syriusz.
-Hmm… Uznajmy, że to pamiątka rodzina, dostałem ją od ojca, ale nie puśćcie pary z gęby, bo jak ktoś się dowie to po zamiatane, a ja mam zamiar przejść do legendy Hogwartu i mam nadzieję, że wy też.-James uśmiechną się i zarzucił pelerynę na swoje ramiona po czym jego tułów zrobił się niewidzialny.
-Panie Potter szykuję się bardzo ciekawy rok myślę, że się dogadamy, a wy jak myślicie?- Zapytał Syriusz Remusa i Petera.
-Hm skoro tak stawiacie sprawę to ja wchodzę.- Rzekł Lupin.
-No raczej ja też.- Powiedział Peter.
-No to super skład idealny panowie Huncwoci zapowiada się 7 lat wrażeń.
-Ooo tak pełen wrażeń… Ale czemu Huncwoci?
-No jakoś trzeba się nazywać.- Powiedział James z chytrym uśmiechem.


****
Fascynujący nudny rozdział, ale tak to bywa z początkami mam nadzieję, że da się przetrawić moją „pracę literacką”. Już nie długo historię rozkręcę! :D    

Rozdział 2 Los Przesądzony

Gdy tak gadali i gadali, a buzie im się nie zamykały, (a szczególnie Jamesowi, który cały czas przechwalał się swoim ojcem) zaczęli dojeżdżać do stacji w Hogsmeade. Postanowili więc wszyscy troje zebrać swoje rzeczy i przygotować się do wyjścia.
Gdy pociąg się zatrzymał, ludzie zaczęli tabunami wychodzić z przedziałów. Syriusz zaproponował, zostanie w przedziale, dopóki większość ludzi nie wyjdzie, na co wszyscy z chęcią przystali, bo wizja staranowania nie za bardzo im się podobała. Kiedy już zrobiło się luźniej Syriusz, James i Lupin wygramolili się ze swoimi kuframi na peron(na szczęście w jednym kawałku udało im się opuścić wagon).
-Pierwszoroczni! Chodźcie tu! -wołał jakiś wysoki mężczyzna, który był co najmniej dwa razy większy od przeciętnego człowieka. Olbrzym miał długie czarne skręcone i bardzo skołtunione włosy, które opadały mu na ramion i długą czarną brodę.
Potter, Black i Lupin podeszli do olbrzyma bez namysłu i stanęli razem z innymi pierwszorocznymi. Olbrzym zaprowadził ich do brzegu jeziora, gdzie stały małe łódki. Po drugiej stronie widać było zarys wzniesienia, na którym był okazały zamek z licznymi basztami i wieżyczkami.
-Robi wrażenie. -szepną James do Remusa i Syriusza.
-Robi. -przytakneli mu razem.
-No to nie źle się zaczyna! -pomyślał Syriusz.
****
-Pierwszoroczni, wsiadajcie do łódek po cztery osoby! -krzykną olbrzym.
Syriusz wsiadł z Jamesem i Remusem, jak można było się spodziewać, bo tylko ich znał. Dosiadł się jeszcze do nich niski i pyzaty chłopiec przypominający trochę szczura z twarzy.
Przez jezioro przeprawili się bez większych przeszkód i wysiedli na błoniach. Olbrzym przeprowadził ich przez błonie i wszedł z nimi do zamku gdzie czekała na nich już jakaś wysoka kobieta z czarnymi włosami upiętymi w kok i surowym wyrazie twarz.
-Dziękuję Hagridzie, możesz już wrócić na ucztę. -powiedziała kobieta do olbrzyma, a Hagrid się oddalił. -Witajcie w szkole magii i czarodziejstwa Hogwart. -przemówiła ponownie. -Ja jestem profesor McGonagall, zastępca dyrektora i nauczycielka transmutacji. Zaraza zaprowadzę was na ucztę, ale zanim zasiądziecie do stołów, zostaniecie przydzieleni do domów, które noszą nazwy:  Gryffindor,  Ravenclaw,  Hufflepuff  i  Slytherin. Domy zastąpią wam rodziny, każde osiągnięcia będą nagradzane punktami, a za przewinienia punkty będą odbierane. Dom, który zdobędzie najwięcej punktów, zostanie nagrodzony Pucharem domów pod koniec roku. Po uczcie Prefekci waszych, przyszłych domów zaprowadzą was do sypialni. Są jakieś pytania? -minęło z jakieś 10 sekund. Po czy powiedziała ponownie.- Dobrze więc chodźcie za mną do Wielkiej Sali. -profesor McGonagall zaprowadziła ich krętym korytarzem, w którym stały zbroje i posągi, a na jego ścianach było mnóstwo obrazów(głównie portretów) do Wielkiej Sali. Gdy weszli, do niej Syriusz dokładnie zbadał ją wzrokiem. Sala była dosyć duża, były w niej cztery stoły, przy których siedzieli uczniowie i jeden, przy którym siedzieli nauczyciele i ów olbrzym, który ich zaprowadził do zamku. W pomieszczeniu był strzeliste okna, a sklepienie przypominało niebo. Profesor McGonagall wyczarował trójnogie krzesełko, na którym położyła starą nieco wyświechtaną tiarę. Szew tiary rozwarł się imitując usta i nakrycie głowy zaczęło wyśpiewywać jakąś piosenkę, którą Syriusz nie za bardzo się interesował, bo pochłonięty był myślami, że zaraz stanie się  Ślizgonem  jak jego reszta zdegenerowanej rodzin.

-Teraz będę wyczytywać wasze nazwiska, a wy będziecie podchodzić, siadać na krześle i zakładać tiarę na głowę. A ona wybierze wam dom.
-Jak lista będzie alfabetycznie, to pójdę pierwszy no może w porywach drugi.-Pomyślał Syriusz.
-Broes Arway -wyczytała McGonagall.
-Ravenclaw!- krzyknęła tiara.
-Syriusz Black.
-Cholera... -przeklną Syriusz w głowie i poszedł nieco chwiejnym krokiem do krzesła, i usiadł na nim. Gdy założył tiarę, usłyszał jej cichutki głos w swojej głowie.
-Kolejny Black. Hm... Może... Nie, nie wyraźnie nie pasujesz na  Ślizgona. Hmm... –minęło jakieś kilka sekund i tiara krzyknęła… -Gryffindor!- Syriusz poszedł w kierunku stołu, który mu wskazała McGonagall. Nie był, pewien co się stało, ale w głowie kłębiło mu się mnóstwo myśli pod tytułem „Rodzice mnie zabiją”, „Czemu nie pasuję na Ślizgona?”, „Ale w końcu chyba nie chciałem być w Slytherinie”, „Hm, ciekawe kto przyjdzie na mój pogrzeb?". Siadł obok jakiegoś wysokiego chłopak przy stole Gryfinów i wyczekiwał decyzji tiary odnośnie do Pottera i Lupina. Parę osób trafiło do Ravencalawu, z jakieś siedem do Hufflepuff i z dziewięć do Slytherinu w tym Smarkerus. Do Gryffindoru trafiła Lili Evans, czyli „nasza koleżanka z przedziału”, Potter, Lupin i ten pyzaty chłopak z łodzi Peter Pettigrew, no i jeszcze jakieś inne trzy dziewczyny. Gdy skończyła się Ceremonia Przydziału, wstał dyrektor (Albus Dumbledore).
-Witajcie, w kolejnym roku nauki w Hogwarcie. Nasz woźny prosił, żeby zapoznać się z nowym regulaminem zachowania na przerwach, który jest wywieszony na tablicach ogłoszeń w pokojach wspólnych i pragnę przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest nadal zabroniony. No to nie przedłużając, miłego wcinania!- Powiedział Dumbledore
****
Reszta uczty minęła szybko, po najedzeniu się do syta wszystkich pierwszoroczniaków zaprowadzono do dormitoriów. Dormitoriów Gryfonów mieściło się w wież zachodniej niestety, żaden z chłopców nie zapamiętał drogi.
-Cóż martwić się będziemy tym później. -pomyślał Syriusz.
-To jest wejście do naszego Dormitorium. -wysoki chłopak, który był prefektem, wskazał na portret grubej kobiety.- Hasło to „Plantacja gumochłonów”, o wszelkich zmianach hasła poinformuje was strażniczka wejścia, i dla własnego dobra nie podawajcie hasła osobom spoza domu. Jeżeli nie ma pytań, to ja pokażę jak przejść przez to wejście.

-Hasło? -spytała z niecierpliwością w głosie gruba dama.
-Plantacja gumochłonów. -powiedział prefekt, po czym portret odskoczy i ukazała się dziura, przez którą przeszli wszyscy Gryfoni.
- Pokój wspólny, schody po lewej prowadzą do sypialni dziewcząt, a te po prawej do sypialni chłopców. Możecie się już rozejść. -oznajmił prefekt. Pokój wspólny prezentował się nieźle. Był w kolorach szkarłatnych i złotych. Na ścianach wisiały flagi Gryffindoru, a na dywanie był ogromny lew. W dwóch rogach pokoju były komiki a wkoło nich kilka czerwonych foteli ze złotymi akcentami. W pokoju było też z pięć hebanowych stołów, przy którym stały krzesła, a schody które wiodły do sypialni, były kręte i miały drewniane  poręcze przy boku. Chłopcy wspięli się na najwyższe piętro i stanęli przed drzwiami z napisem „I rok-Chłopcy". Przekroczyli próg drzwi, a tam czekały już na nich cztery łóżka i ich kufry. Sypialnia była w takich samych kolorach jak pokój wspólny. W jednym rogu był kominek, a dywan również zdobił ogromny lew. Na prawo od wejścia były inne drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki. Łóżka był dość spore i miały kotary w motywie Gryffindoru.
-No całkiem przytulnie urządzone. -powiedział Syriusz.
-Może być. -powiedział James z udawaną pogardą w głosie, po czum się roześmiał.
-I jak tam wrażenia po przydzieleniu, bo ja jestem bardzo zadowolony..-powiedział Lupin, szczerząc zęby.
-Też jestem usatysfakcjonowany, a ty Black?. -powiedział Potter, uśmiechając się lekko.
-Ja też, ale jak się rodzice dowiedzą, że przerwałem odwieczną tradycję, to może być „lekki” problem.-powiedział Black śmiejąc się do współ lokatorów.
- Nie przesadzaj, przecież cię nie wydziedziczą, a tak w ogóle to jestem Peter. -wciął się pyzaty chłopiec.
-Tak masz racje, nie wydziedziczą, bo mnie zabiją. Nie będzie po co wydziedziczać. -powiedział trochę na żarty, a trochę z przerażeniem Syriusz.
-Właśnie gdzie nasz maniery nie przedstawiliśmy się. Ja jestem James Potter, to Syriusz Black, a to Remus Lupin. -powiedział, Potter szczerząc się i wskazując na kolegów. Rozmowa trwała jeszcze przez pół godziny, a potem wszyscy ogarnęli się do spania i po zasypiali.
****
O to kolejna część opowiadania mam nadzieję, że lepsza od poprzedniej :D. Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do komentowania mojej „pracy".
~Oblivion

Rozdział 1 Wyjazd

Syriusz obudził się gdzieś o 7 rano. Wstał, ubrał się i zszedł na dół, na śniadanie gdzie czekała już na niego matka, Walbulgria z ojcem Orionem i jego młodszy brat Regulus.
-Dzień dobry wszystkim. -powitał ich z nutą znudzenia w głosie.
-Dzień dobry Syriuszu. -odpowiedzieli wszyscy troje.
Blackowie szczycili się czystością, krwi i zawsze traktowali mugolaków, jako ludzi drugiej kategorii. Mówiąc szczerze to, Syriusz ich wszystkich nie znosił. Nie licząc swojej kuzynki Andromedy i wuja Alfrada. Nie interesował go czysta krew i zbytnio nie przepadał za „dobrymi” manierami, które zdaniem jego rodziny polegały na tym, żeby wywyższać się i tępić osoby „brudnej krwi”. Matka zawsze powtarzała mu, że noszenie nazwiska Black zobowiązuje i wymaga odpowiedniego zachowania. Tylko był jeden mały szczegół, Syriusz wolałby się zrzec swojego dziedzictwa niż być taki, jak reszt jego zdegenerowanych krewnych.

Na śniadaniu jak zawsze panowała chłodna atmosfera, której nikt nie próbował przerwać. Syriusz w pośpiechu zjadł śniadanie i udał się, do swojej sypialni na trzecim piętrzę. Nie uważał on, za nic przyjemnego spędzanie czasu ze swoją rodziną, a szczególnie z matką i z jej obsesją na punkcie Szlachetnego Rodu Blacków.

Syriusz siadł przy stoliku i w pośpiechu zaczął pisać list do Andromedy, ponieważ wiedział, że zaraz przyjdzie Walburga z nawałem zadań, które ma dzisiaj zrobić. Zawsze „dbała” by jej pierworodny się nie nudził.

Droga Andromedo!
Jak tam Ci mijają ostatnie dni wakacji? U mnie po staremu… Nie chcę mi się wierzyć, że to moje ostatnie Wolne dni. Za niedługo rozpocznie się ten mój nieszczęsny pierwszy rok w Hogwarcie. Nie za bardzo chcę jechać do tej szkoły, ale wizja zostania w domu z rodzicami mnie przeraża. Szkoda, że skończyłaś już Hogwart, będę musiał sam radzić sobie w szkole.
Pozdrawiam.
Syriusz

Syriusz zbiegł w pośpiechu i prawie nie zauważalnie na dół, żeby odszukać sowę i szybko wysłać list, zanim reszta rodziny skończy jeść śniadanie.
****
Następnego dnia Syriusz po obiedzie udał się razem z ojcem i matką na ulicę Pokątną, żeby zakupić podręczniki, różdżkę, szatę, kociołek i parę innych rzeczy potrzebnych do szkoły. Najpierw wstąpili do księgarni „Esy i Floresy” po książki. A potem do Ollivandera po różdżkę. Różdżka, którą kupił, miała jedenaście cali wykonana była z głogu, a rdzeniem było pióro feniksa. Ponoć dobrze się sprawdzała w transmutacji. Gdy załatwili już wszystkie sprawy na ulicy Pokątnej, wrócili do domu. No, oczywiście cała wyprawa nie mogłaby się odbyć bez zrzędzenia i obrażania mugolaków, bo to była ulubiona rozrywka rodziców Blacka.

Matka zabrała się do robienia tego, co zawsze, czyli narzekania na wszystko, a ojciec przeglądał „Proroka Codziennego”.
-Syriusz chodź tu na chwilę. -zawołała go Walburga rozkazującym tonem.
-Słucham? -odpowiedział po chwili Syriusz, gdy przybiegł do kuchni na wezwanie pani Black
-Masz się spakować, ubrania są już na twoim łóżku.-Powiedziała formalnym głosem.
-Jasne -odrzekł Syriusz znudzonym tonem, wiedział dobrze, że to zawsze denerwuję jego matkę, a pomimo to, że czasem obrywał naprawdę groźnymi zaklęciami była to jego ulubiona rozrywka. Nic bardziej nie zadowalało Syriusza niż znieważanie pani Black.
-I pamiętaj, jutro pociąg odjeżdża, o 11, czyli najpóźniej o 10: 30 masz być już przygotowany do odjazdu. I powiedz Stworkowi, żeby zabrał twój kufer na dół, jak skończysz się pakować. -powiedziała Walburga piorunując go morderczym spojrzeniem i chwytając swoją różdżkę.
-Dobrze, to wszystko? -powiedział zniecierpliwiony, ale zadowolony na widok zdenerwowanej matki młody Black.
-Tak, to wszystko! -dodała matka, rzucają drętwotą w jego stronę. Jej reakcja wcale go nie zdziwiła, Syriusz zrobił szybki unik i pośpiesznie udał się na górę za nim matka, przetestuję na nim jakieś Zaklęcie Niewybaczalne. Pakował się, myśląc o jutrzejszym dniu i o tym, że jutro jego los się przesądzi i zostanie Śliz gonem jak reszt jego rodziny, Zdawał sobie sprawę, że prawie w ogóle nie decyduję o swoim losie. Nie licząc tych kilku godzin przed spanie, które może poświęcić na rysowanie i pisanie ze swoją kuzynką Andromedą i kuzynem Arturem, (z którym głównie gada, o mugolach). Czasami Artur przysyła mu mugolskie gazety, żeby sobie poprzeglądał. Gdy skończył się pakować, kazał Stworkowi, zanieś kufer na parter tak, jak mu powiedziała wcześniej matka. Po kolacji Syriusz zebrał się do spania, ale za nim zasnął, zaczął szkicować w swoim notatniku nie przeciętnie dużego czarnego psa.
****
Poranne zbieranie się do wyjazdu minęło dość szybko. Zanim się spostrzegł była już 10: 30 i właśnie przygotowali się do teleportacji, pani Black wydała ostatni rozkaz Stworkowi, który dotyczył przeteleportowania kufra Syriusza na peron 9 3/4. Regulus teleportował się z matką, a Syriusz z ojcem. Po chwili pojawili się na peronie. Syriusz odczekał grzecznościowe 10, min pożegnał się z rodzicami i odszedł, ciągnąc za sobą ciężki kufer. Prawdę mówiąc, nie mógł do końca stwierdzić czy się cieszy z tego, że wyjeżdża. Z jednej strony uwolni się od rodziny, ale w koło tyle dziwnych ludzi… Wsiadł do pociągu, trochę zeszło, zanim znalazł wolne miejsce. W końcu znalazł przedział z dwoma ubranymi w szaty szkolne chłopcami i z dziewczyną, która miała na sobie mugolskie ubrania. Była odwrócona w stronę szyby i najwyraźniej mało zachwycona z tego, że jedzie do szkoły, bo cały czas szlochała.
-Hej mogę się dosiąść? -wyrecytował Syriusz znudzonym głosem.
-Jasne! -powiedział chłopiec w okularach i potarganymi włosami, a w jego głosie było coś takiego, co zachęcało do rozmowy.
Black przytargał swój kufer, po czym siadł koło chłopca z potarganymi włosami. Drugi chłopiec był blady i miał liczne blizny na twarzy. Był pogrążony w czytaniu jakieś gazety.
-To skoro już tak siedzimy, to się może zapoznajmy. Ja jestem James Potter. -powiedział okularnik, po 5 min niezręcznej ciszy, w której było słychać tylko szloch dziewczyny siedzącej z nimi. -A wy?
-Ja jestem Syriusz Black. -odparł Black wyjątkowo miły tonem głosu.
-A ja Remus Lupin.- Powiedział chłopiec, wychyliwszy się znad gazety.
-Co czytasz? -zagadną James.
-Nową ustawę dotyczącą wilkołaków. -odrzekł Remus z nutą zaniepokojenie w głosie.
-Dziwne rzeczy cię interesuję. -powiedział James, uśmiechając się lekko.
Rozmawiali o różnych tematach i tak aż do chwili, w której przyszedł czarnowłosy chłopak o ziemistej cerze ubrany w szatę szkolną. I zaczął pocieszać dziewczynę siedzącą z nimi.
-A tak właściwie co się jej stało? -zapytał Syriusz.
-Nie wiem płaczę odkąd tu wszedłem. -powiedział Remus.
-Chyba wygląda na mało zadowoloną w związku z wyjazdem do szkoły.
-Ale jedziemy! I to jest to! Jedziemy do Hogwartu!.-powiedział chłopak do szlochającej dziewczyny.
-Dobrze by było, żebyś trafiła do Slytherinu.
-Do Slytherinu? -zapytał z oburzeniem James. -Ktoś tutaj chcę być w Slytherinie? Chyba się gdzieś przesiądę, a wy?
-Cała moja rodzina była w Slytherinie. -odparł trochę zmieszany Syriusz.
-Jasny gwint, a ja myślałem, że z tobą wszystko w porządku. -roześmiał się James, ale nie był to śmiech pogardliwy tylko raczej przyjazny.
-Może zerwę z rodziną tradycją. -to stwierdzenie tak szybko przyszło mu na myśl, że nie był pewien czy to on wypowiada te słowa. –a ty gdzie byś chciał trafić?
-Do Gryffindoru, gdzie kwitnie męstwo i cnota.-powiedział James, udając, że włada mieczem. -Jak mój ojciec. -dodał z dumą.
Chłopiec pod oknem prychną ze śmiechu.
-Przeszkadza ci to? -powiedział James wyzywającym tonem.
-Nie, skoro wolisz mieć krzepę niż mózg. -odrzekł pogardliwy tonem
-A ty gdzie byś chciał trafić skoro Ci i tego, i tego brak?
-Choć Severusie znajdziemy sobie inny przedział. -powiedział dziewczyna, wstając i zarzucając swoje rudawe włosy do tyłu.
-Do zobaczenia Smarkerusie. -zakpił James.
Dziewczyna z Severusem wyszli z przedziału. A chłopcy kontynuowali rozmowę na temat domu, w którym chcieliby się znaleźć.
-Już wolę chłopaka z manią na punkcie Gryffindoru i gościa dziwnie zainteresowanego wilkołakami niż kolejny takich, co pasują na Ślizgonów. -powiedział sobie w duchu Syriusz, kontynuując rozmowę z nowo poznanymi osobami.