niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 13 Radykalne środki wychowania

Syriusz podszedł do rodziców. W myślach zdążył jeszcze przekląć ze sto razy swoją rodzinę. Czasami wolałby się urodzić w mugolskiej rodzinie, albo wcale i nie mieć nigdy świadomości o istnieniu Świata Magii.
-Hej. -Powitał ich mało entuzjastycznym głosem. Młody Black wstrzymał oddech jakby zaraz miał zostać odczytany wyrok śmierci.
-Witaj. -Powiedzieli równocześnie państwo Black. Syriusz popatrzył się na nich ze zdziwieniem. Nie wiedząc czemu ziemia się nie rozstąpiła i nie nastąpił armagedon. Rozmyślając chłopak doszedł do wniosku, że po prostu jego rodzice nie chcą robić afery na peronie, tym bardziej, że na dworcu również przebywała ich bliska rodzina a mianowicie Narcyza i Cygnus Blackowie. Syriusz miał do wyboru teleportować się z ojcem lub matką, najchętniej (nie) wróciłby na piechotę, ale w ostateczności chwycił się ramienia ojca. Chłopak poczuł szarpnięcie w okolicach pęka i po chwili stał już w ohydnie zielonym salonie państwa Black. Nie czekając, aż matka z ojcem namyślą się jak go ukatrupić pobiegł schodami na pierwsze piętro do swojej sypialni. Syriusz wpadł do pokoju, zatrzasną drzwi i przekręcił klucz w zamku, po czym oparł się o nie plecami i zsuną się na podłogę. Serce kołatało mu się w klatce piersiowej, a po głowię pałętały mu się samobójcze myśli. Skoro i tak ma dziś umrzeć to woli ze swojej ręki niż z różdżek swoich kretyńskich rodziców. Nomen omen wiedział, że i tak skończy się na Cruciatusie, a ponieważ dom Black'ów miał zablokowany namiar (co oznaczało, że nikt nie mógł skontrolować zaklęć rzucanym w nim), ponieważ ojciec Syriusza był wpływowym urzędnikiem w Ministerstwie Magii i na prośbę Walburgi zablokowano go na ten budynek, to nikt nawet nie dowie się o rzucaniu zakazanych zaklęć w obrębie Grimmauld Place 12. Plusem tej całej tej beznadziejnej sytuacji było tylko to, że Syriusz mógł sobie używać czarów do woli i nie poniósłby za to prawnych konsekwencji. Z rozmyślań Blacka wyrwał dźwięk przekręcanego klucza, który po chwili wyskoczy jak z procy z zamka i uderzył w ścianę na przeciw. Huncwot szybko usuną się z przejścia z obawą, że zostanie staranowany. Drzwi otworzyły się i staną w nich skrzat domowy, Stworek. Stworzenie popatrzyło się na Syriusza, jak na jakieś wyjątkowo obrzydliwie pachnące gluty trolla, po czym weszło do pokoju ciągnąc za sobą kufer z wypalonymi inicjałami S O B.
-Pani kazała przekazać paniczowi, żeby zszedł do salonu. -Powiedział Stworek skrzekliwym głosem, rzucając z głośny hukiem kufer na drewnianą podłogę.
-Na gacie Merlina. -Wrzasną przestraszony Huncwot. -Możesz trochę ciszej?! Powiedz matce, że zaraz zejdę.
-Tak jest, paniczu. -Odpowiedział skrzat z chęcią mordu w oczach. Stworek wyszedł z pokoju i zatrzasną za sobą głośno drzwi. Black podniósł się z podłogi, otrzepał ubrania i sięgną do kieszeni sprawdzając czy ma przy sobie różdżkę. Wyczuł palcami, kawałek drewna.
-Syriusz! -Black usłyszał donośny krzyk swojej matki.
-Już schodzę. -Wrzasną i poprawił swoje czarne włosy, tłumacząc sobie w myślach, że nawet w czasie śmierci lub tortur trzeba zajebiście wyglądać. Huncwot wyszedł z pokoju i zbiegł po drewnianych schodach niczym kot, i wkroczył do salonu spokojnym krokiem. Syriusz siadł na czarnym fotelu zdobionym przy nóżkach głowami wężów. Co prawda jeszcze mu się nie zdarzyło być w dormitorium Ślizgonów, ale dałby sobie prawą rękę uciąć, że wygląda prawie tak samo jak to pomieszczenie. Chłopak czuł się nie swoja w tym domu, prawię zapomniał jaka panuje tu atmosfera. W dormitorium Gryfonów czuł się dobrze, a tu każda ściana, gobelin, mebel, okno czy zasłona zdawały się pałać nienawiścią.
-Twój ostatni list bardzo nas zaniepokoił. -Zaczął Orion. -Mamy nadzieję, że to była tylko literówka.
-Wiem, że mam coś z was, ale nie jestem na tyle tępy żeby pomylić Gryffindor ze Slytherinem. -Syriusz nie zdołał się powstrzymać od wypowiedzenia tych słów.
-Nie pozwalaj sobie. -Warkną ojciec. -Jeśli to nie była twoja pomyłka, to zapewne Tiara Przydziału musiała się pomylić. -Powiedział merytorycznym głosem Orion.
-Nie sądzę.
-Powiedziałem ci żebyś nie przeciągną struny.
-Jasne. -Przytakną półgłosem Syriusz. W jego głowie biły się tabuny myśli. To był chyba pierwszy raz w życiu gdy z taką determinacją opowiedział się swoim opiekunom. No, ale po mimo tej "wewnętrznej siły" i tak czuł, że strach zaczął trawić jego wnętrzności, jednak nie chciał dać poznać tego po sobie.
-Posłuchaj mnie ty plugawy zdrajco rodu! - Tu wtrąciła się pani Black, która nie mogła już wytrzymać patrząc się na niesubordynację syna. -Jeśli nie odwołasz się od przydziału po powrocie do szkoły to zmusimy cię do tego inaczej niż rozmową! -Wydzierała się Walburga, a Syriusz uśmiechną się pod nosem, cóż uwielbiał wyprowadzać matkę z równowagi.
-No to możecie już wprowadzać swoje metody wychowawcze, bo nie zamierzam tego zrobić po dobroci. -Syriusz zamyślił się ostentacyjnie po tym zdaniu. -Chodź nie! W ogóle nie zamierzam  tego robić. To co może Cruciatus, albo w sumie po co się cackać może Avada? Będzie prościej, bo... -W tym momencie w Syriusza ugodziło jaskrawe światło wyczarowane z różdżki matki. Młody Black osuną się z fotela na podłogę i zwijał się z bólu, dokładnie pamiętał skutki zaklęcia Cruciatus i to z pewnością była ta klątwa.
-Zaraz w trybie natychmiastowym naprawi ci się system wartości.  -Do czarnowłosego chłopaka dotarł tylko dźwięk tych słów, które brzęczały mu w głowię niczym echo. Można było powiedzieć, że ta sytuacja była dla niego mało komfortowa, bo odchodził od zmysłów z bólu, ale udało mu się poskleiać do kupy jedno zdanie.
-Prędz.. Prędzej mnie zabijesz... niż... naprawisz mój system wa... wartości... -Wysapał Black, a piorunujący ból ustał. Słyszał jak przez wodę, słowa, które do niego docierały nie miały żadnego znaczenia, po prosty nie pamiętał co znaczą. Po krótkim czasie państwo Black wyszli z pokoju kłócąc się o coś głośno. Syriusz był w lekkim szoku. Wstał z posadzki, a właściwie wspiął się po fotelu i umiejscowił się na nim w pozycji leżącej. Nigdy tak wspaniale nie było sobie poleżeć i po prostu po oddychać. Powoli zaczął analizować całą sytuację myślami. Mimo tego całego bólu nie czuł się, aż tak źle, bo otuch dodawała mu myśl, że w końcu skończyła się manipulacja jego życiem. Wiedział jednak, że to nie ostatni raz kiedy mu się tak oberwie, ale czym jest to dwie minuty bólu w obliczu satysfakcji z wkurzenia rodziców.

****

-O kurde! -Westchną Syriusz przeciągając się w łóżku, po czym wstał i podszedł do lustra. Przejrzał się w nim i doszedł do wniosku, że kłócenie się z matką nie służy jego wyglądowi. Młody Black wyglądał właśnie wyszedł z trumny po dość długim pobycie w niej, był blady niczym duch i miał sine oczy, po za tym nie doznał jakiś większych obrażeń cielesnych. Chłopak przeczesał sobie włosy palcami, zerkną na kalendarz i spostrzegł, że już jest 24 grudnia, czyli jego urodziny.
-Haha, ciekawe co za niespodziankę szykują dla mnie rodzice z Regulusem. -Zaśmiał się pod nosem z beznadziejnej sytuacji, w której aktualnie się znajdował, bo cóż innego mu pozostało? Huncwot wziął ze swojej szafki świeże ubrania, które przypominały zwykłe mugulskie ciuchy i poszedł do łazienki wymyć się i przebrać. Po porannej toalecie zszedł cicho po schodach, tak żeby nie pobudzić pozostałych domowników. Zarzucił na siebie czarny płaszcz i wyszedł na zewnątrz. Rzadko zdarzało mu się spacerować po Londynie, więc nie za bardzo znał to miasto. Syriusz szedł po prostu przed siebie, a właściwie snuł się po zaśnieżonych uliczkach Londynu. Po piętnastu minutach przedzierania się przez zaspy czarnowłosy chłopak zgarną śnieg z ławki w starym parku i usiadł na niej krzyżując nogi. Patrzył się na ludzi przechodzących koło niego i zastawiał się czy to są mugole czy może czarodzieje wracający z Dziurawego Kotła. Był środek zimy i nie dość, że ręce zamarzły mu na kość to jeszcze powoli zaczynał odmarzać mu tyłek. Nie był to szczyt jego marzeń, ale mogło być gorzej. W końcu przemarznięty do reszty Syriusz uznał, że trzeba wrócić już do domu i z wielką niechęcią podnieść się z ławki. W tym właśnie momencie usłyszał znajomy głos.
-Syriusz! -Black obrócił się i zauważył idącą w jego kierunku wysoką dziewczynę, której czarne włosy opadały do pasa. Może to spotkanie nie było szczytem jego marzeń, ale zawsze miło było pogadać z kimś znajomym.
-Hej. -Powiedział najmilszym tonem na jaki był w stanie się zdobyć.
-No cześć. Wow, ale okropnie wyglądasz. -Odpowiedziała Isobel.
- I tak lepiej od ciebie.
-Chciałoby się.
-Wiesz ja mam w sobie 100% seksapilu, a na ciebie by nawet ślepy nie poleciał.
-Zapatrzony w siebie kretyn...
-Dziękuję. -Prawdę mówią Syriusz miał gdzieś jak wygląda chciał tylko, żeby McKinnon nie zaczęła się go wypytywać co mu się stało. -To co cię tu przywiało? -Zapytał żeby zmienić temat.
-Mieszkam w Londynie.
-No dobra tego już się domyśliłem, a tak konkretniej?
-Wracam z Pokątnej, wiesz zakupy, święta i te sprawy.
-Spoko. -Przytakną nieznacznie Black.
-A ty co tak właściwie tutaj robisz.
-Wyszedłem się dotlenić, ale chyba już będę wracać, bo zamarzam.
-Zdarza się przy temperaturze minus dwadzieścia. To gdzie tak w ogóle mieszkasz? -Zapytała czarnowłosa dziewczyna.
-Na Grimmauld Place. -Odpowiedział krótko. Black nie chciał tu przestać całego dnia, więc zaczął wolnym krokiem wychodzić z parku, a McKinnon poszła za nim.
-To tylko przecznicę ode mnie.
-No patrz jakie szczęście. -Powiedział ironicznym głosem Syriusz.
-To może wpadniesz na herbatę czy coś? -Spytała wesoło dziewczyna. Black popatrzył się na nią ze zdumieniem, w sumie to prawię jej nie znał, a ona od tak zaprasza  go do domu. Było to trochę dziwne.
-A co jeśli okażę się jakimś psychopatą i wymorduję ci rodzinę?
-Jakoś przeboleję tą alternatywę. To co wpadasz?
-No nie wiem zarobiony jestem...
-Właśnie widzę. No chodź,  poznasz Dorcas, bo właśnie przyjechała.
-Kogo?
-Domniemaną dziewczynę Jamesa.
-Aaa... Już kojarzę, to ta od furtek?
-Tak.
-To może ewentualnie zaszczycę was moją obecnością. -W sumie Black nie miał nic do stracenia, więc postanowił skorzystać z propozycji Is.
-To fajnie. -Ucieszyła się czarnowłosa dziewczyna. Szli przez chwilę w milczeniu, aż w końcu stanęli przed murowanymi szeregówkami. -To tutaj. -Isobel wskazał na drugei od prawej mieszkanie. Był to dom jednorodzinny z małym ogrodem przed drzewami frontowymi, odgrodzony metalowym zdobionym płotem. McKinnon otworzyła furtkę i zaprosiła Blacka do środka. Isobel przeszła po białej kostce ułożonej w ścieżkę prowadzącą do frontowych drzwi. Dziewczyna otworzyła je i weszła do środka, a za nią jak cień snuł się  Syriusz. Poprowadziła Huncwota do salonu. Był to przytulny pokoik z brązowymi ścianami i karmelowymi meblami, Black zajął miejsce na sofie.
-To poczekaj tu chwilę, a ja zawołam Dorcas i zrobię herbatę. -Isobel wyszła z salonu.
-Dorcas chodź do salonu. -Wrzasnęła McKinnon.
-Po co? -Odrzynała kuzynka Is.
-Mam dla ciebie niespodziankę.
-No na pewno...  -Po chwili było słychać kroki schodzenia po schodach. Syriusz zobaczył wysoką jak na swój wiek dziewczynę o czarnych włosach sięgających jej również, jak u Is do pasa i niebieskich oczach. Dziewczyna miała delikatne rysy twarzy i ubrana była w piżamę. Dorcas zerknęła na Syriusza i wybiegła bez słowa z pokoju. Black zaśmiał się z reakcji dziewczyny.
-Gdzie Dorcas? -Zapytała się McKinnon wchodząc do pokoju z tacą na której miała trzy szklanki z herbatą i cukiernice.
-Eee... Weszła i wyszła... Chyba wyglądało to tak jakby się mnie przestraszyła.
-Cóż.. Zdarza się. Pewnie zaraz tu wróci. -McKinnon miała rację, zaraz po wypowiedzeniu tego zdania do salonu weszła je kuzynka ubrana w mugolską koszulkę z napisem "Pink Floyd" i stare przetarte na kolanach dżinsy.
-Cześć. Syriusz. -Powiedział Black podając niebieskookie dziewczynie rękę.
-Hej, Dorcas Meadowes. -Dziewczyna uścisnęła dłoń chłopaka.
-Poszłaś na zakupy i przywlokłaś jakiegoś chłopaka? -Zapytała zdziwiona panna Meadowes.
-No można tak powiedzieć. -Odpowiedziała Isobel.
-Wiedziałam, że lubisz podrywać, ale żeby obcych chłopaków do domu sprowadzać. -Śmiała się Dorcas.
-Zaraz tam obcy, jesteśmy w tym samym domu i to jeszcze na jednym roku w Hogwarcie. -Objaśniła starsza z dziewczyn.
-To wiele wyjaśnia.
-Tak to jak już sobie wszystko po wyjaśnicie to możecie przy mnie przestać mówić w trzeciej osobie?
-Istnieje taka możliwość.
-Taa... -Black właśnie przyglądał się napisowi na koszulce niebieskookiej dziewczyny. -Pink Floyd? Co to?
-Zespół muzyczny. -Wyjaśniła Meadowes.
-Jaki? Nigdy o nim nie słyszałem.
-Nie dziwię się, bo to mugolski zespół rockowy, ale jest genialny. Jak byś miał okazję to posłuchaj, bo są świetni.
-Raczej nie gustuję w mugolskich zespołach.
-Ja też nie, ale akurat raz na kilka milionów zdarz się dobry zespół u mugoli.
-Spoko, może kiedyś posłucham.
-Właśnie, taki ciekawy fakt o Syriuszu. -Wtrąciła się Is.
-Chętnie posłucham, pewnie sam czegoś ciekawego się dowiem. -Dociął zgryźliwie Black.
-Przyjaźni się z Jamesem.
-Ale moim? -Powiedziała Dorcas, co brzmiało tak jakby co najmniej Potter był jej chłopakiem.
-Hahaha. Twój? Wiedziałem, że coś kręci na boku. -Syriusz śmiał się z wypowiedzi dziewczyny, na co ona poczerwieniała się.
-Nie o to mi chodziło. -Warknęła. -A co zazdrosny?
-Strasznie. I tak z twoim Jamesem.
-Bardzo śmieszne.
-Wiem, że bardzo. -Reszta rozmowy zleciała na nie istotnych faktach i gadaniu o szkole i wyzywaniu nauczycieli. Po mimo tego, że Black na początku mało entuzjastycznie podszedł do zaproszenia McKinnon to nie mógł narzekać, że było to nie udane spotkanie. Z domu Is wyszedł gdzieś koło piętnastej i wrócił do siebie. Jak mógł powiedzieć, że mało entuzjastycznie podszedł do zaproszenia do domu McKinnon 'ów, to stojąc przed frontowymi drzwiami swojego mieszkania stwierdził, że wolałby dać się oskalpować niż tam wejść.
*********************************
Czemu nie było rozdziału wczoraj? Bo mogę. Te rozdział dedykuję największemu hejterowi świata, który ma urodziny w środę :) .
~Oblivion