piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 10 Podejrzana sprawa

-Czy ciebie porąbało?! -Warkną zdenerwowany Black na Lupina, który właśnie rozsuną mu kotary od łóżka.
-Chyba nie. -Powiedział spokojnie Lunatyk. -Choć raz pogryzł mnie wilkołak, ale z tego co pamiętam nie miał przy sobie siekiery. -Reszta Huncwotów parsknęła mimowolnym śmiechem.
Po mimo rozluźnionej sytuacji Syriusz nadal był wkurzony i nie zmierzał wstać, co pokazał naciągając sobie kołdrę na głowę.
-Dziś uczta. -Remus nadal nie rezygnował z prób wyciągnięcia Blacka z łóżka.
-Gówno mnie to obchodzi. -Mrukną spod kołdry, zdenerwowany do granic możliwości Huncwot.
-Jaka uczta? -Zapytał sennym głosem Potter, który zdążył już się wygramolić z pościeli i po części zaczął ogarniać swój wygląd.
-Święto duchów. -Odrzekł krótko Remus.
-No i co w związku z tym?
-Co roku jest organizowana uczta.
-A ską....
-Historia Hogwartu. -Lupin wyprzedził odpowiedzią zapytanie Jamesa.
W końcu po piętnastu minutach przekonywania Blacka, żeby w końcu wstał (przekonało go, że zawiedzie dużo dziewczyn w Hogwarcie jak się dzisiaj nie pojawi  w szkolę), postanowił się podnieść z materaca. Syriusz wyglądał równie ponętnie co Potter, czyli był potargany do granic możliwości, a wyraz twarzy miał taki, jakby właśnie zobaczył wyjątkowo mało urodziwego trolla. Szarooki chłopak podszedł do okna i nalał sobie wody ze stojącego na parapecie srebrnego dzbanka, i wypił ją duszkiem.
-Co suszy? -Zapytał złośliwie Peter, siedzący na swoim łóżku.
-Nie twój interes. -Mrukną Black, odkładając szklankę na swoje miejsce. -Ktoś pamięta co się wczoraj działo? -Zapytał po chwili.
-Ech... Był chyba mecz i nasi wygrali, a potem....- Wybełkotał James, drapiąc się po głowie.
-Wróciliśmy do wieży i była impreza. -Dokończył Lunatyk, który właśnie z Peterem zaczęli się zanosić śmiechem na wspomnienie wczorajszego wieczoru.
-Dobra, to jeszcze pamiętam. A później? -Powiedział Syriusz naciągając koszulkę na siebie. Pettigrew  i Lupin wpadli w jeszcze większy śmiech.
-Cóż haha... można powiedzieć.. ha... ha.., że słabo wam wychodzi podrywanie.
-Co?!! -Krzyknęli równocześnie  Potter z Blackiem.
-Była ognista i skorzystaliście z okazji. -Remus ledwo powstrzymywał się od śmiechu, ponieważ wizja dwóch upitych jedenastolatków byłą sama w sobie zabawna.
-I co dalej? -Znów krzyknęli jednocześnie.
-Podeszliście do jakiś dziewczyn i.....
- "Hej kotki! Ja i kolega zastanawiamy się czy nie jesteście willami, bo wasz uroda jest powalająca." -Wybełkotał ledwo przez śmiech Peter. Black i Potter popatrzyli po sobie ze zdumionymi minami, ale sami parsknęli śmiechem.
-Haa haa.... Mam następny wasz genialny tekst. "Może chcecie zobaczyć mojego smoka?" -Powiedział Remus, a wszyscy zaczęli się dusić śmiechem.
-Albo "Czy ty mi przypadkiem nie dolałaś eliksiru miłosnego do szklanki, bo z każdą chwilą mam coraz większą obsesje na twoim punkcie." -Pettigrew ledwo wydyszał tą kwestię, a reszta Huncwotów znów wpadła w nieopanowany śmiech.
-I co, poleciał na to? -Zapytał zdziwiony Syriusz.
-Chyba tak, ale jestem w stu procentach pewien, że miały więcej promili we krwi niż wy. -Odpowiedział Lunatyk ocierając łzy śmiechu z pod oczów.
-A kto to w ogóle był? -Zapytał Potter czochrając swoje czarne włosy, choć nie było potrzeby, bo po tej nocy wyglądały tak, jakby nic już nie mogło spowodować lepszego efektu potargania.
-Chyba jakieś dziewczyny z trzeciego roku, ale nie kojarzę z imienia. -Odpowiedział Potterowi Lupin.
-Cóż miejmy nadzieję, że nie będą tego pamiętać. -Mrukną James.
-A co? W sumie racja jeszcze by się wygadały Evans i nie daj Merlinie by się na ciebie obraziła za bajerowanie innych na boku. -Syriusz zażartował z Jamesa, za co chwilę później dostał kopniaka w nogę.
-Bardzo zabawne, lepiej pilnuje swojej McKinnon.
-Pff... Bo co, ucieknie? A nawet jeśli, to co? W życiu bym nie poleciał na tego kaszalota. -Black powiedział to zupełnie szczerze.
-Tak się mówi. -James patrzył się wnikliwie na Syriusza, nie mogąc rozgryźć czy powiedział to na serio. No może Isobel nie należała do najpiękniejszych dziewczyn, ale w końcu nie była, aż tak brzydka.
Z zamyślenia wyrwał go Black.
-Co teraz we mnie się zabujałeś, że się tak gapisz? -Zapytał złośliwie Syriusz.
-Oczywiście. Rozgryzłeś mnie, to jest miłość od pierwszego wejrzenia, a Ruda to tylko przykrywka. -James odpowiedział sarkazmem na zaczepkę przyjaciela.
-Wiedziałem.
-Przepraszam, że przerywam to jakże ciekawe określanie orientacji Jamesa, ale za pięć minut lunch.
-Co już? Która jest?
-Dwunasta za pięć. -Powiedział Peter do stojącego na przeciw Blacka. James i Syriusz skończyli się ogarniać w ekspresowym tempie i wyszli razem z Remusem i Peterem z wieży Gryffindoru. Zeszli po ruchomych schodach i wpadli do Wielkiej Sali. Sufit pomieszczenia odwzorowywał pochmurne niebo. Czwórka Gryfonów zajęła miejsce obok Isobel i Lily. Jak zwykle Evans pokazała swoją dezaprobatę rzucając Jamesowi i Syriuszowi zawistne spojrzenie, którzy jak zwykle się tym nie przejęli. Potter nawet pościł jej oczko, na co Ruda prychnęła pod nosem.
-Czemu was nie było na śniadaniu? -Is zwróciła się do Jamesa i Syriusza, którzy właśnie pochłaniali wszystko co było w zasięgu ich rąk.
-Caa?? -Wyseplenił szarooki chłopak z ustami pełnymi tostów.
-Gdzie byliście podczas śniadania? -Zapytała ponownie McKinnon.
-Planowaliśmy zagładę świata, ale nasz plan legł w gruzach, kiedy okazało się, że Syriusz nie umie czytać. -Powiedział Potter nalewając sobie soku dyniowego do szklanki.
-No chyba ty! -Oburzył się Black.
-A tak na serio?
-A co cie to, tak obchodzi?
-Nic, tak tylko pytam. -McKinnon wzruszyła ramionami.
-No skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to spaliśmy. -Odpowiedział Potter czochrając swoje czarne włosy.
Szóstka Gryfonów zjadła lunch w spokoju, ku uciesze Blacka i Pottera obyło się bez wspominania wczorajszego incydentu i przytaczania ich wspaniały kwestii. Po posiłku wyszli razem na błonie. Po mimo tego, że był koniec października i  niebo był pochmurne nie było wcale tak zimno. Błonie były puste więc można było w spokoju rozłożyć się pod drzewem i porozmawiać na świeżym powietrzu z dala od zgiełku Hogwartu. Usiedli razem pod dużym starym dębem i opierając się o pień. Kontynuowali rozmowę zaczętą przy lunchu.
-Słyszeliście o tych ostatnich zaginięciach? -Zapytała Evans.
-Jakich zaginięciach? -Zdziwił się Potter, który właśnie grzebał patykiem w ziemi i najprawdopodobniej sam nie wiedział po co to robi.
-Od ostatniego tygodnia zaginęła już trójka czarodziei i to były dzieciaki po osiem, dziewięć lat. -Wyjaśniła Ruda.
-Cały Hogwart o tym gada.
-Podejrzana sprawa. -Westchną Remus.
-Ministerstwo zaczyna jak zwykle tuszować, ale są przecieki do "Proroka", ponoć te wszystkie dzieciaki były z Hogsmeade. -Powiedział Syriusz, po czym odgarną swoje włosy z twarzy i z wertował resztę wzrokiem. Pozostali wzdrygnęli się na tą wieść.
-Sądzicie, że ktoś się tu wedrze? -Wyjąkał Peter.
-Co ty, przy Dumbledorze nie ma szans. -Odpowiedziała Isobel. Była to trafna uwaga, ponieważ, każdy wiedział, że słynny dyrektor Hogwartu jest najpotężniejszym czarodziejem ostatnich czasów.
-Myślicie, kto za tym stoi?- Zapytała Ruda.
-A kto ma stać. -Prychną Syriusz. -Przecież to jasne, że za sznurki pociąga ten Riddle.
-Kto? -Spytały się równocześnie dwie dziewczyny.
-To wy nic nie wiecie? -Zdziwił się Black.
-A skąd ja mam wiedzieć, moi rodzice to mugole. -Powiedziała Lily, przewracając swoimi, zielonymi oczami.
-W sumie, to logiczne. -Przytakną okularnik i poczochrał sobie znów włosy.
-Jakby to ująć... -Zaczął Black. -Z tego co słyszałem od rodziców i z tego co samemu udało mi się przeczytać to ostatni dużo osób znika, a "Prorok" twierdzi, że wszystko to robota Toma Riddla działającego pod nazwą "Lord Voldemort". No oczywiście moi rodzice są zachwycenie, bo znikają sami mugolacy, albo pół krwi, no i inni jak oni ich nazywają..... zdrajcy krwi. -Wszyscy ukradkiem popatrzyli na Lily, która pobladła na tą wiadomość.
-Jacy "zdrajcy krwi". -Zapytała Is.
-No ci wszyscy, którzy będąc czystej krwi biorą ślub z mugolami lub mugolakami, albo działają na rzecz równo uprawnień i takie tam. -Wyjaśnił Black, który oparł się wygodnie o pień drzewa i zarzucił nogi na jeden z wystających korzeni.
-Patrzcie, koś tam idzie. -Powiedział Peter wskazując palcem na postać, która zbliżała się ku nim. James i Syriusz popatrzyli się po sobie, jakby się naradzali i równocześnie powiedzieli.
-To Hagrid.
-Kto? -Zapytali pozostali.
-Gajowy Hogwartu, nasz pierwszy szlaban mieliśmy właśnie z nim. -Wyjaśnił Potter, uśmiechając się do Blacka.
-Taaaa.... Te piękne wspomnienia jak się połamałeś, a później targanie cię do skrzydła szpitalnego, aż mi się łezka w oku kręci. -Syriusz uśmiechną się złośliwie do okularnika.
-Nie było, aż tak źle, w porównaniu z Filchem to była sielanka.
-No tylko ryzykujesz połamaniem wszystkich kości. -Zauważyła słuszniej McKinnon.
-Hej chłopaki. -Przywitał się z Syriuszem i Jamesem Hagrid, który w czasie tej krótkiej wymiany zdań, zdążył podejść do drzewa przy, którym siedziała szóstka Gryfonów.
-Cześć. -Powiedziała wesoło dwójka Huncwotów.
-Cholibka, szukam kogoś kto by mi pomógł przy dyniach, bo są dzisiaj potrzebne na ucztę. -Powiedział Hagrid patrząc się na szóstkę uczniów. -Jesteście chętni? -Zapytał.
-Ja mogę pomóc. -Odparł Syriusz, który podniósł się z trawy i otrzepał szatę z grudek ziemi.
-Ja pewnie też, a wy? -Zwrócił się do reszty James i idąc przykładem Black, również się  pionizował.
Pozostali skinęli głową i wstali z ziemi.
-To fajnie. Sam bym nie dał rady tyle dyń wydrąży. Od co, jest ich chyba ze trzydzieści.
-Cóż, rzeczywiście sporo roboty. -Przytaknęła McKinnon.
-A no właśnie, ja się wam nie przedstawiłem. Rubeus Hagrid, gajowy i strażnik kluczy Hogwartu, ale mówcie od mnie Hagrid. -Powiedział pół-olbrzym uśmiechając się do Gryfonów. -A wy się nazywacie..?- Wszyscy po kolei  się przedstawili, a później razem z Hagridem przeszli przez błonie. Gajowy zaprosił ich do środka swojej chatki. Dom był mały, ale wszechstronnie urządzony. W głównej izbie, była kuchnia polowa, stojąca na starym kredensie i potężny dębowy stół, przy którym stała prosta ława. Na lewo od stołu był stos wściekle pomarańczowych dyni. Hagrid wskazał im ręką ławkę, na której chwilę później szóstka młodych czarodziejów usiadał.
-To co? Może chcecie herbaty i ciasteczek? -Wszyscy nieśmiało kiwnęli głową. Hagrid zaparzył herbatę i nalał ją do sześciu czarownych filiżanek, położył na stolę ciastka i rozdał każdemu po nożu i dyni. Wszyscy wypili herbatę i zabrali się do drążenia dyń, ale preferowali raczej używania różdżek niż noży. Pobyt u Hagrida, przebiegał dość w miłej atmosferze, gajowy Hogwatu był niezwykle sympatyczną osobą i nie licząc ciastek twardych jak kamienie, nie było się na co uskarżać. Wszyscy odwalili, kawał dobrej roboty. Dynie wyglądały naprawdę przerażająco, jedna nawet przypominała Filcha (jak można było się spodziewać na taki wspaniały pomysł wpadł James).
-Cholibaka, to żem was przetrzymał. Za dziesięć minut zaczyna się obiad. -Powiedział Hagrid do dzieciaków. -No lepiej już zmykajcie, a no i oczywiście szepnę profesor McGonagall to może dostaniecie jakieś punkty dla domu.
-Było by świetnie. -Powiedział Lily wstając od stołu.
Gryfoni pożegnali się z Hagridem i opuścili jego chatkę, udając się w kierunku zamku.

****

Był wieczór, a nauczyciele, duchy i uczniowie wszystkich domów zgromadzili się w Wielkiej Sali na uczcie z okazji Święta Duchów. Sklepienie pomieszczenia obrazowało ciemne niebo, a pod sufitem unosiło się w powietrzu tysiące świec i dyń.  Jedna z dyń podobna do Filcha przyciągała uwagę uczniów, którzy pokazywali ją sobie i podśmiewali się z niej. Wzdłuż pomieszczenia stały ustawione do siebie równolegle cztery, długie stoły Slytherinu, Hufflepuffu, Ravenclawu i Gryffindoru. Na przeciw nich stał jak zwykle stół, przy którym siedzieli nauczyciele i Hagrid, a między stołami błąkały się duchy. Blaty były już pozastawiane szklankami, sztućcami, misami i talerzami, ale nie było na nich jeszcze jedzenia. Wszystkie szmery ucichł gdy Dumbledore wstał o od stołu.
-Witajcie moi kochani! -Powiedział dyrektor donośnym głosem. -Zanim zajmiecie się pochłanianiem wspaniałych dań, chcę żebyście wysłuchali paru słów. Więc, nie wiem czy słyszeliście o ostatnich zaginięciach w okolicach Hogsmeade. Wiem, że ostatni czas jest dość burzliwy dla świata czarodziei.- Dumbledore zrobił krótką pauzę w swojej wypowiedzi. -Chciałby zwrócić wam uwagę na to, żeby trzymać się określonej godziny ciszy nocnej i nie błąkać się po błoniach wieczorami, a jeśli chodzi o wyjście do Hogsmeade, to wszystkich uprawnionych do odwiedzania wioski proszę o chodzenie po niej w grupach, na wyjściu zostanie również zwiększona ilość opiekunów. -Tu popatrzył się na nauczycieli. -I ostrzegam wszystkich i każdego z osobna, żeby przestrzegali tego co powiedziałem, bo będzie to tylko ze szkodą dla was. A teraz nie przedłużając, smacznego! -Dumbledore pstrykną palcami, a wszystkie misy, talerze i tacki wypełniły się jedzeniem.

-Myślicie, że nadchodzi jakiś kataklizm? -Zapytał Peter reszty Huncwotów.
-Nie można tego zupełnie wykluczyć. -Orzekł Syriusz, nakładając sobie ciastka na talerz.
-W każdym razie jest źle, skoro nawet Dumbledore się martwi, bo pierwszy lepszy laik nie porywał by się na szkołę w której dyrektorem jest najpotężniejszy czarodziej ostatnich czasów. -James nałożył sobie eklerków na talerz i zaczął je zjadać i popijać sokiem dyniowym.
-Coś w tym jest. -Przytakną Remus, badając wzrokiem wszystkich dookoła. -Wiem, że moja teoria jest trochę nie na miejscu, ale sądzę, że to nie Voldemort stoi za tymi zniknięciami, a przynajmniej nie bezpośredni. -Lunatyk ściszył głos.
-A niby kto?
-Pamiętacie jak opowiadałem wam o moim....
-Futerkowym problemie -Powiedział Potter uśmiechając się do Remusa.
-Wyjąłeś mi to z ust, chodzi o Greybacka. Sądzę, że to on może porywać te dzieciaki, albo raczej zagryzać.
-To by było logiczne, ale nie można jeszcze wykluczyć tego, że on mógł się zwąchać z Riddlem. -Powiedział Syriusz przełykając, głośno jedzenie.
-W każdym razie kto by to nie był, nadchodzi i ewidentnie miejsce w którym się ulokował nie jest przypadkowe. -Powiedział Lunatyk, biorąc gryza tosta.  

************************************************
Kolejny mega "ciekawy" rozdział. Cóż w dalszym ciągu zapraszam na Oblivion Opowiada i na stronkę w której zostałam niedawno mianowana adminem Harry Potter will never end ϟ . Także trochę spamu. No i komentujcie, hejtujcie i wypisujcie swoje opinie. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt, i kolejnego wspaniałego ukrzyżowania Jezusa z którego co roku z dziwnych przyczyn wszyscy katolicy się cieszą (btw nigdy nie lubiłam tego święta, ale cóż). ~Oblivion









niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 9 Relację z meczu i słaby podryw

-Na Merlina! Co on sobie ubzdurał w tym łbie. -Uskarżał się w duchu Syriusz, przeglądając stare, nieco zniszczone czasem księgi w dziale Ksiąg zakazanych. Wiedział dobrze, że jeśli pani Pince by go złapał zostałby w ekspresowym tempie zamordowany, a w gratisie pewnie zarobiłby przynajmniej 20 punktów na minus dla Gryffindoru. Black został wysłany przez Jamesa do biblioteki w celu dowiedzenia się czegokolwiek o animagii. Sam Potter nie mógł tego zrobić, bo został przyłapany przez Slughorna, kiedy usiłował wrzucić coś do kociołka Snape'a, co zapewne według mniemania okularnika miało spowodować wybuch. Tak czy siak James dostał szlaban i miał się dzisiaj stawić u Filcha w jego gabinecie, a raczej kanciapie. Syriusz przeglądał kolejne książki o dziwnych tytułach, takich jak: "Koniec już bliski, najczęściej spotykane omeny śmierci", "Klątwy i uroki dla zaawansowanych", "1001 zastosowań jadu bazyliszka", "Animagia bez tajemnic".
-Jest. -Mrukną sam do siebie i rozglądną się, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu. Ściągną książkę z półki, wsuną ją pod pelerynę i zaczął ją kartkować. Prześledził uważnie wzrokiem rozdziały pt. "Wstęp", "Ogólne informację", "Ustawy dotyczące animagów", "Początki" i "Jak zostać całkowitym animagiem?", starając się z tego jak najwięcej zapamiętać. Po pół godzinnym staniu między hebanowymi regałami Black postanowił odłożyć skórzaną, wielką księgę na swoje miejsce, ale wymsknęła mu się z ręki i upadła z głuchym hukiem na podłogę.
-Szlag by to trafił. -Zaklną pod nosem i wcisną w lukę między oknem, a końcem drewnianej półki.
Syriusz wstrzymał oddech i zamarł w bezruchu. Chwilę po tym w miejscu, w którym ówcześnie stał pojawiła się pani Pince. Bibliotekarka podniosłą "Animagie bez tajemnic" i odłożyła ją na swoje miejsce. Rozglądnęła się jeszcze dookoła, pomruczała coś o Irytku i odeszła. Syriusz odetchną z ulgą i wygramolił się z kryjówki. Udał się w kierunku wyjścia z biblioteki i wymkną się z pomieszczenia z jakimś starszym Krukonem. Huncwot zbiegł po schodach i poszedł do Izby Pamięci, gdzie Potter odbywał swój szlaban. Zerkną przez dziurkę od klucza, sprawdzając tym czy nie ma nikogo innego w pomieszczeniu prócz Jamesa.
-Jesteś wreszcie. -Powiedział uśmiechnięty okularnik do drzwi, które "same" się otworzyły. -Ręce mi odpadają, kazał mi czyścić bez użycia magii wszystkie te pierdoły. -Potter wskazał na nagrody.
-Nie dramatyzuj. -Powiedział Black ściągając z siebie pelerynę.
-Masz różdżkę?
-Nie zostawiłem ją w dormitorium, bo jestem kretynem i zawsze zapominam o różdżce, tak jak ty.
-To się zdarzyło tylko raz, a poza tym i tak zaczynaliśmy od historii magii.
-No na pewno tylko raz.
-Dobra już się nie baw mistrza sarkazmu, bo jak cię Filch tu złapię to sobie ze mną poczyścisz.
-Niech ci będzie.- Szarooki chłopak wyciągną różdżkę zza pazuchy i zaczął rzucać zaklęcia na trofea, które stawały się czyste i śniące .
-I co z tą animagią? -Zapytał Potter.
Syriusz westchną głośno i przez chwilę miał ochotę powiedzieć Jamesowi, że wilkołaki odróżniają animagów od zwierząt, ale przypomniał sobie Lupina pokiereszowanego po ostatniej pełni i szybko odechciało mu się naginać prawdę. Black nie był taki tęp jakby się mogło wydawać wiedział, że likantropia nie należy do najprzyjemniejszych chorób, a teraz doskonale rozumiał dlaczego James chcę jakoś umilić pełnie Lunatykowi.
-A co ma być? -Powiedział Syriusz swoim zwykłym głosem, tak jakby wcale go nic nie obchodziło. -Miałeś rację wilkołaki nieodróżnianą animagów od innych zwierząt.
-Haha wiedziałem!
-Nie ciesz się tak, w życiu nie widziałem bardziej pokręconego podręcznika niż ten.
-Narzekasz tylko.
-Nie ja po prostu lubię niszczyć twoje marzenia.- Black uśmiechną się złośliwie.
-Haha haha, ale się uśmiałem. -Powiedział satyrycznie James.
-Dobra skończone. Pogadamy wieczorem w dormitorium. -Black rzucił ostatnie słowa po czym skierował się do wyjścia.
****
Czterech Huncwotów, Isobel i Lily siedzieli przed kominkiem grając w eksplodującego durnia, po raz kolejny śmiejąc się z Pottera, bo znów przegrał i został oblany cuchnącą mazią. James przeważnie uchodził za świetnego, prawie we wszystkich dziedzinach, ale eksplodujący dureń to była ta rzeczy, która wychodziła mu podobnie jak dogadywanie się z Evans, czyli mniej więcej za każdym razem, albo spala, albo dostawał po twarzy.
-Chrzanie nie gram. -Okularnik rzucił karty na stół.
-Ojojoj ktoś tu nie lubi przegrywać. -Is grała na nerwach Jamesowi.
-Zamknij się. -Warkną Potter, wycierając swoje okulary.
-Cóż James twój honor po raz kolejny ucierpiał przez słynnego Syriusza Blacka. -Przechwalał się szarooki chłopak.
-Pfff.... Słynny... No ten suchy żart trzeba chyba cały kanistrem popić. -James zgasił Black.
-Moje żarty przynajmniej można nazwać żartami nie to co twoje.
-No chyba nie. -Dwóch Huncwotów sztyletowało się wzrokiem, po czy wpadli w nie opanowany śmiech. Reszta rzuciła dziwne spojrzenie coś w stylu "nie wiedzieliśmy, że jesteście razem". Cóż mimo, że Black z Potterem często się sprzeczali (w 99% sami inicjatorzy nie wiedzieli o co się kłócą, to chyba było dla nich takie hobby) wszystkie kłótnie kończył się podobnie bez sensu tak jak się zaczęły.
-Chodźcie, bo za parę minut zaczyna się mecz. -Śmiech dwóch przyjaciół przerwał Peter. Szóstka Gryfonów zebrała się i wyszła z wierzy Gryffindoru.
Prawie wszyscy prócz Ślizgonów i paru Krukonów stłoczeni byli na trybunach. W atmosferze można było wyczuć podniecenie. Wszyscy głośno wymieniali swoje opinie na temat poszczególnych zawodników z drużyn i obstawiali kto wygra. Na boisko wyszło 14 zawodników, ubrani byli w szkarłatne szaty Gryfonów i w żółte Puchonów. Kapitanowie podali sobie ręce i zabrzmiał gwizdek. Gracze wsiedli na miotły i oderwali się od ziemi. W tle było słychać komentarz Kate Brown, piątoklasistki z Gryffindoru.
-I ruszyli. Wszyscy zawodnicy zajęli swoje pozycję. Kafla przejmują Gryfoni, piękna wymiana podań między Alicją Rato, a Frankiem Longbottonem. Frank leci do poręczy i..... Obrońca Puchonów złapał piłkę w ostatniej chwili. McLaggen podaję do Shmita. Wow Shmit o mało co nie oberwał tłuczkiem, który został odbity przez Marcusa. Kafel jest coraz bliżej poręczy i... Emma przepuściła. Dziesięć punktów dla Puchonów. -W głosie komentatorki dało się wyczuć zawód, zresztą całe trybuny domu Lwa westchnęły ponuro, ale po drugiej stronie było słychać głośne okrzyki radości Hufflepufu. Huncwoci przyłączyli się do reszty Gryfonów, dopingując swoją drużynę. Można powiedzieć, że po 10 minutach Gryffindor wyrównał straty i obydwie drużyny szły łeb w łeb, a raczej miotła w miotłę. Po jakiś 20 minutach było 60:50 dla Hufflepufu, emocję sięgały zenitu kiedy w 14 minucie Fred Abbot (szukający Hufflepufu) wypatrzył znicza. Wszyscy wstali z krzeseł, żeby lepiej się przeglądnąć, leciał już tylko o 4 cale oddalony od złotej piłeczki, ale w ostatnim momencie musiał zrobić unik, bo oberwałby tłuczkiem, a znicz znikną wszystkim z oczu.
-Frank trzyma kafla, ale ma na ogonie dwóch ścigających z przeciwnej drużyny. Zaraz co on robi, zmienia kierunek lotu i wyprzedza dwóch ścigający. Shmit i Franke są trochę zdezorientowani, ale również zmieniając kierunek lotu. Longbotton o cal wymija Alicję i przyśpiesz lot. Artus i Roger przyśpieszają lot, Frank znów robi gwałtowny zwrot i zwalnia lot miotły. Zaraz! Nie ma kafla! Zmyślne zagranie, Longbottom podał ówcześnie piłkę Lonel, która jest już prawię przy bramkach! Gol!!! Świetna zmyła! Dziesięć punktów dla Lwów. Mamy 80:70 dla Gryfonów. Drużyny nie dają za wygraną. -Brown wyraźnie poprawił się humor. -Obydwoje szukających przyśpiesza czyżby wypatrzyli znicz. Dają nura w dół, zaraz się roztrzaskają. Wow! W ostatnie chwili zmienili kurs lotu. Rose próbował zmylić Abbota, ale nie wyszło, cóż mamy tu do czynienia z dwoma genialnymi szukającymi. Ana Rose przyśpiesza lot, czyżby tym razem wypatrzyła złotą piłeczkę. Za nią rusza Fred, lecą miotła w miotłę. Abbot zaczyna prowadzić, ale zaraz leci tłuczek odbity przez Marcusa. Leci prosto na szukającego Puchonów. O nie! Trafił w rękę Freda, zaczyna spadać i.... U... na szczęście złapał kurs z powrotem, ale ma chyba uszkodzoną prawą rękę. Rose nie obeszła się tą sytuacją, leci dalej za zniczem jest od niego tylko 15,10, 2 cale. I złapała!!! Jest!!! Gryfoni wygrywają 230:70 -Ostatnie zdania Kate niemal wywrzeszczała. Wszyscy z Gryffindoru ogromnie się cieszyli bo ich drożyna jako pierwsza wygrała z Puchonami od kiedy Hufflepuf ma nowego szukającego. Trybuny domu Lwa zaczęły głośno wiwatować i gwizdać.   
Kibice na rękach wynieśli ze stadiony zawodników swojej drużyny i poszli do wierzy Gryffindoru świętować zwycięstwo. Muzyka była puszczona nie mal na fula i gdyby nie zaklęcia wyciszające, które Huncwoci bardzo dobrze znali, pewnie nauczyciele szybko rozgoniliby to towarzystwo. W pokoju wspólnym panował gwar wszyscy rozprawiali na temat genialniej zmyłki Franka (który aktualnie nie miał teraz głowy do quiditchu, bo był zajęty dziewczyną) i celnego strzału Marcusa (który również postanowił korzystać ze swojej chwili sławy z jakąś dziewczyną ze czwartego roku). Wszystkie stoły był połączone w jeden wielki, a na jego blacie widniał różne przekąski, słodycze, piwo kremowe, które przytaskali z Trzech mioteł Syriusz z James we wczorajszy piątek, było nawet parę butelek Ognistej Whisky, które zapewne z Hogsmede przemyciło kilku siódmoklasistów. Zabawa była świetna, Huncwoci zapoznali się z paroma starszymi dziewczynami i Marcusa oraz jego brata Philipem (drugi pałkarz Gryfonów), którzy ze szczegółami opowiedzieli im jak wynosili jedzenie z kuchni. Po dwu godzinnej zabawie James i Syriusz byli ciut podpici (no nie czarujmy się oni by nie skorzystali z takiej okazji) i zaczęli startować do jakiś też nieco spitych dziewczyn z trzeciego roku. Lunatyk i Peter siedzieli nie daleko, przyglądali się tej scenie i naśmiewali się głośno z wyczynów swoich przyjaciół.
Potter i Black stali opierając się o siebie przed dwoma Gryfonkami i rzucali jakieś mało śmieszne teksty na podryw, cóż ale błyskotliwość facetów rośnie wprost proporcjonalnie do wypitych procentów, więc dziewczyny na to poleciały.
-Będzie im co jutro wypominać. -Uśmiechną się złośliwie Peter.
-Oj będzie. -Przytakną Lupin z równie szatańskim wyszczerzem.
-Dobra, ale zatargajmy już tych dwóch głąbów do dormitorium, bo jeszcze w akcie desperacji wygadają którąś z naszych tajnych spraw. Jak widać chyba nie są za dobrzy w bajerowaniu. -Remus i Peter parsknęli śmiechem, po czym poszli wtargać swoich przyjaciół po krętych schodach. Najdziwniejsze było to, że te owe dwie Gryfonki nawet nie zważyły barku swoich "adoratorów" (chyba był ciut bardziej spite niż wcześniej osądził Pettigrew i Lupin). Cudem było, że ani James, ani Syriusz nie wywalili się po drodze do sypialni i nie protestowali kiedy Lunatyk zaproponował im żeby grzecznie poszli spać.

************************************************
Taki tam krótki rozdział. Mam nadzieję, że wam się podobał itd. A przechodząc do rzeczy mniej lub bardziej ważnych to mam cztery ogłoszenie. Teraz przytrzymam was chwilę w napięciu. Pewnie sobie myślicie "co to może być?", "może w końcu postanowi pisać śmieszne żarty", "a może jest chora na raka". O tuż nie. Raka mi jeszcze nie wykryto i zostaje przy moich suchych żartach (i to wcale nie dla tego że nie umiem pisać śmiesznych żartów/sarkazm). Tak mam do was cztery sprawy.
-Po pierwsze wiem rozdział miał być w sobotę, ale jakoś tak wyszło mam też swoje życie.
-Po drugie ostatnim rozdziale mi się pochrzaniło, że tunel pod Hogwartem prowadzi do Trzech mioteł, a nie do Miodowego Królestwa. Ten błąd został już naprawiony także jak chcecie to sobie przeczytajcie rozdział 8 od momentu ja wyszli w magazynie, bo tam właśnie został zmieniony, a i przed słowem październik dodałam prawie (początek rozdziału). Każdy z nas jest tylko człowiekiem zdarza się pomyłka.
-Po trzecie założyłam stronkę na Facebooku więc jeśli chcecie być na bieżąco i jesteście szczęśliwymi posiadaczami kont na tym portalu  to zapraszam na: Oblivion opowiada i zachęcam do lajkowania bo takie tam zero dość marnie wygląda na stronie.
-Po czwarte jeśli czytasz mojego bloga i nie komentujesz to właśnie ciebie zachęcam do wyrażania swojej opinii, możesz nawet hejcić (ps. nie banuje za przekleństwa) nie gryzę i nawet zdarz mi się odpowiadać na komentarze.
      ~Oblivion