niedziela, 31 marca 2019

Rozdział 21 Futrzak

Na peronie 9 i 3/4 było jak zwykle tłoczno. Ludzie przepychali się między sobą, zatroskane matki próbowały odnaleźć dzieci, które zaginęły w tłumie. Syriusz przybył na dworzec ze skrzatem domowym, nie miał zamiaru na odchodne znów oglądać matki. Stworek przetransportował mu kufer, a potem wrócił do domu, zapewne po bagaż Regulusa. Młody Black szukał w tłumie swoich przyjaciół. Nie mógł ich zlokalizować. W końcu jego oczom ukazał się James żegnający się z rodzicami. Potter jeszcze go nie dostrzegł. Okularnik odszedł od rodziców w towarzystwie Dorcas. Ku zdziwieniu Blacka, James trzymał ją za rękę. Był to niecodzienny widok. Syriusz wiedział, że dziewczyna i jego przyjaciel są blisko, ale nie spodziewał się aż takiej zażyłości. W końcu stwierdził, że pewnie to dlatego, żeby nie zgubić się w tłumie. Szybko przestał to roztrząsać i przepchał się między ludźmi, by przywitać się z Gryfonami. Gdy tylko James zauważył Blacka, nieco odstąpił od dziewczyny i schował dłoń w kieszeń bluzy.
-Rogacz! Jak dobrze cię widzieć! -Syriusz krzykną podbiegając do nich.
-Ciebie też moja Pchło! -James poklepał Syriusza po ramieniu.
-Serio "pchło", może jeszcze wszo...
-Rozpatrzę to -James wyszczerzył się do kolegi. -No... Dobrze wyglądasz, jak na tak długi pobyt w domu rodzinnym. Myślałem, że wy siwiejesz, albo chociaż zbledniesz, a tu proszę! Piękniejszy niż zwykle...
-Co ty wygadujesz. -Black uśmiechną się nerwowo. Wiedział o tym, że Potter ma długi jęzor i nie zmierzał nikomu tłumaczyć jego aluzji. -pogadamy o moim wyglądzie, gdy będziemy sam na sam. -Tu Black zerkną znacząco na czarnowłosą dziewczynę, która stała obok.
-O ktoś mnie tu zauważył..
-Pardon... -mrukną Syriusz. -Wiesz długa rozłąka robi swoje, ale mniejsza z tym.
-Ta.. to aż dwa tygodnie. -Dorcas przytaknęła. Dziewczyna najwyraźniej nie była zainteresowana dalszym dialogiem Blacka i Pottera. Pomachała im i oddaliła się w stronę swoich koleżanek z dormitorium. Przed odejściem nadmieniła, że spotka się z Jamesem w przedziale, ale teraz chce pobyć ze znajomymi. Potter skiną głową w kierunku przyjaciółki i złapał Blacka za nadgarstek. Okularnik pociągną ich w głąb tłumu. Wyminęli chordę stłoczonych ludzi i stanęli przed Lupinem. Rodzice Remusa najwyraźniej już się teleportowali, bo nie było ich na peronie. Lunatyk stał z Peterem i zgryzał czekoladę.
-Już myślałem, że zaspaliście! -krzykną Remus. Chłopak był najwyraźniej ucieszony, bo nie widział się już sporo czasu z przyjaciółmi.
-Daj spokój... My? To w ogóle do nas nie podobne. -Okularnik przeczesał ręką swoje czarne włosy. Reszta przyjaciół uśmiechnęła się na myśl o domniemanej punktualności Syriusza i Jamesa. Przed oczami przeleciało im masa momentów, w których zaspany James biegał po pokoju i nerwowo zbierał rzeczy, albo Syriusz, który na 5 minut przed wyjściem paradował jeszcze w samej bieliźnie.
-Tak, to zupełnie nie w naszym stylu. -Black pokręcił przecząco głowo.
-Dobrze was widzieć. -Remus zwrócił się do przyjaciół.
-W zupełności się zgadzam. -Przyklasną Potter. -Peter, jak wakacje?
-Całkiem znośnie, ale powiem wam, że bez Hogwartu nuda, a z Hogwaretem same problemy...
-Słuszna racja. -Przyznał Black.-Dobra panienki, jak będziemy tu tak stać, to również postoimy w pociągu. -Syriusz chwycił swój kufer i zaczął kierować się w stronę wagonu, reszta zrobiła dokładnie to samo. Czwórka Gryfonów wdrapała się do pociągu razem z bagażami. Przez chwilę postoju na peronie nie mogli znaleźć wolnego przedziału. W ostateczności dołączyli się do dwóch Gryfonek z ich roku. Była to Isobel i Lily. Syriusz nie ukrywał, że wolałby być sam, bo "poważnych" spraw nie można obgadywać w obecności bab.
Potter szybko połączył fakty. Wziął bagaż Remusa i wrzucił na półkę nad siedzeniem. James zdawał sobie sprawę, że Lupin jeszcze nie odzyskał całych sił po pełni. -Dzięki wielkie.. -Wydyszał Lupin.
Dosłownie minutę po rozlokowaniu się pociąg ruszył. Lokomotywa głośno zagwizdała, a koła powoli zaczęły się rozpędzać z charakterystycznym dźwiękiem. Dziewczyny nie zdawały się przejmować obecnością nowych towarzyszy.
-Jak wakacje? -Zgadł Potter. Lili podniosła oczy z nad książki.
-Dobrze, choć większość spędziłam w domu, ale nie mam na co narzekać, bo mieszkam w malowniczym miejscu. -Rudowłosa dziewczyna odpowiedziała na pytanie.
-U mnie bez większych rewelacji. Razem z rodzicami byłam w Paryżu przez tydzień. Piękne miasto. Była z nami jeszcze Dorcas z siostrą. Chodź od pewnego feralnego wydarzenia coraz trudniej mi się z nią dogaduję.
-Tak coś wspominała o tej wycieczce... Nie masz jej się co dziwić, wszystko się zmieniło. Ale z doświadczenia wiem, że nie lubi jak patrzy się na nią z politowanie, czy specjalnie się ją traktuję. -Objaśnił James.
-Może tak, sama nie wiem. Zdaję mi się, że zachowuję się normalnie wobec niej. Wiesz może w którym jest przedziale? Jeszcze się z nią nie witałam. -Spytała McKinnon.
-Nic nie mówiła, gdzie będzie.
-No nic, idę jej poszukać.  -Dziewczyna wyszła z przedziału.
-No dobra Luniek, wyciągaj zadania. -Syriusz uśmiechną się do przyjaciela.
-Podpisuję się pod tym! -Powiedział James. Remus tylko przewrócił oczami, wyciągną z torby referaty i wręczył je Syriuszowi.
-Tylko przeredagujcie to trochę, proszę. -Jękną Luniek.
-Spokojnie tu się skróci, tam się dopiszę i nikt nie pozna. -Syriusz mrugną do Lupina.

***
Syriusz wyszedł z przedziału, zaczerpnąć świeżego powietrza. Staną przy oknie i otworzył je. Wciągną głęboko powietrze, a potem wypuścił je ze świstem. Popatrzył się zamyślony na krajobraz. Góry i lasy szybko przewijały za oknem. Black zaczął się zastanawiać czy Express Hogwart nie ma jakiegoś magicznego wspomagania. Rozejrzał się po wąskim korytarzu. Był całkowicie pusty, nie licząc jednego czarnego kota. Blacka dobiegło wołanie.
-Astor! Astor! Gdzieś ty polazł?
Z jednego z przedziałów wyszła dziewczyna- blondynka o krótkich włosach, ubrana już w czarną szatę. Dziewczyna była dość ładna i wydawała się znajoma.
-O cześć Syriuszu! - Krzyknęła. Zbliżyła się do Blacka i delikatnie chwyciła jego rękę. Chłopak nieco się zdziwił, ale czekał na dalszy rozwój wydarzań. -Tak za tobą tęskniłam przez te wakacje. Rozumiem, że nie miałeś czasu w tedy w Londynie, a w tym roku masz SUMY, ale może jakoś znajdziemy dla siebie parę chwil.
Syriusza nagle olśniło. To była ta dziewczyna, która wysłała do niego list. Cieszył się z tego, że nawet kompletnie upity potrafi wybrać w miarę ładną dziewczynę. Miał tylko nadzieję, że z nią nie spał, choć Merlin może wiedzieć o co chodziło ze wspólnie spędzoną nocą. Robił już dziwne rzeczy po procentach... Podrzucał deski od kibli do damskich sypialni, malował panią Norris fluorescencyjną farbą... Raz nawet zdarzyło się mu całować z Jamesem i to tak nie pobieżnie, a to tylko dlatego, bo jakaś laska powiedziała, że tego nie zrobi. Ale czy zapomniałby o swojej pierwszej "nocy" z dziewczyną? Kto to wie? No właśnie ona! Black postanowił jakoś delikatnie wybadać sytuacje.
-Tak na pewno jakoś sobie poradzimy. -Syriusz łgał. -Ten wieczór był fantastyczny Bella.
Dziewczyna spojrzała na niego z iskierkami w oczach. Widać było, że oczekuje od Blacka czegoś więcej niż tylko rozmowy.
-Nigdy w życiu nikt mnie tak nie całował jak ty.
Syriusz odetchnął i stanowczym ruchem zabrał od niej swoją rękę.
-Wiesz było naprawdę miło. -Syriusz znowu kłamał. Nic z tego nie pamiętał, ale chciał w miarę spokojnie zakończyć tą farsę. -Istnieje możliwość, że mnie źle zrozumiałaś. Naprawdę fajna z ciebie laska, ale ja ci nic nie obiecywałem... Chyba? W każdym razie nie zamierzam z nikim wchodzić w bliższe relacje. -Wyjaśnił, krótko Syriusz. Czasem był na siebie strasznie zły. Nie cierpiał jak urywał mu się film i nie wiedział o co chodzi, jednak z każdej sytuacji starał się wychodzić z twarzą. Dziewczyna posmutniała trochę, ale chyba nie zamierzała robić scen. Prychnęła tylko i zgarnęła kota ze sobą.
Black odetchną z ulgą. Przynajmniej nie zaczynał tego roku od wielkiej afery, o której pewnie byłoby głośni na uczcie. Wrócił do przedziału. Piątka Gryfonów była już przebrana w szaty. Syriusz domyślił się, że zaraz będą w Hogsmeade. Wygrzebał z torby szaty i ozdoby. Po dwóch minutach Black był już gotowy. W przedziale było cicho. James skrobał ostatnie słowa na pergaminie. Peter rozmawiał z Remusem o wyprawie do wioski czarodziejów, Lily czytała jakąś książkę, a Is przeglądała magazyn "Czarownica". Wszyscy byli już zmęczeni długa podróżą i czekali tylko na moment gdy znajdą się w łóżkach.
-Zapomniałem o jednym. -Zaczął Syriusz. -Kto dostał fuchy prefektów?
-Ja. .-Przyznał się Remus.
-I ja. -Powiedziała Lily. -Spodziewałeś się kogoś innego?
-Nie, ale życie lubi zaskakiwać. Domyślam się, że ja i Potter to nie byliśmy pretendentami na to miejsce, ale normalnych dziewczyn chyba jest więcej.
-Może i..

***
W Wielkiej Sali właśnie skończył się przydział uczniów do domów.  Ten cały ceremonia, powtarzany co rok, zaczynał nudzić Syriusza. Jedyne co go zaskoczył to to, że tira śpiewał o jednoczeniu sił i wznoszeniu się ponad podziały. Podejrzane. To w końcu tylko czapka. Zawsze śpiewa o historii Hogwartu i o innych nudnych rzeczach. Nie brzmiało to dobrze. McGonagall wyniosła trójnożne krzesełko i tiarę. A dyrektor wstał od stołu i zaczął przemawiać.
-Moi drodzy, miło mi was widzieć po wakacyjnej przerwie i równie miło mi jest powitać nowych uczniów. -Tu rozległy się gromkie oklaski. Uczniowie wszystkich domów bili brawo, a co niektórzy pierwszoroczni podrzucili tiary do gór. -Nim jednak ta uczta całkowicie was pochłonie pragnę tylko zwrócić uwagę na piosenkę tiary. Jest ona warta przemyślenia. Zostało jeszcze kilka spraw organizacyjnych. Woźny jak zwykle kazał przypomnieć, że używanie czarów między lekcjami jest zabronione, samotne wycieczki do zakazanego lasu również. -Przy tej kwestii Black odniósł wrażenie, że dyrektor patrzy się wprost na niego i Pottera. -Nie przedłużając, smacznego! -Dumbledore klasną w dłonie i półmiski napełnił się jedzeniem. W całej sali zrobiło się gwarno. Słuchać było brzęk sztućców, a wszędzie roznosiły się aromatyczne zapachy. Sufit jak zwykle naśladował gwieździste niebo, a tysiące świeczek lewitowało nad głowami uczniów. Syriusz rozejrzał się po sali. Dostrzegł Regulusa przy stoliku Ślizgonów. Przez chwilę patrzył na niego zawistnym wzrokiem, a potem wrócił do jedzenia.
-James, długo ci zejdzie z tym jedzeniem? -Mrukną Black.
-EEsz.. cze chw..eele.-Wybełkotał Potter. 
-Urwijmy się stąd wcześniej. Mam ochotę na rundkę po błoniach. -Zaproponował Syriusz. -Najwyżej dojesz w kuchni. 
Potter w między czasie zdążył przełknąć jedzenie. -Skora tak ci zależy. -James wstał od stołu. -Widzimy się w dormitorium. -Potter zawiadomił innych. Dwójka Gryfonów opuściła Wielką Salę w małym odstępie czasowym. Nie chcieli wzbudzać podejrzeń. Od razu ktoś by zauważył, że wychodzą  jednocześnie. W tamtym roku Snape prawie pokrzyżował im plany upchnięcia Pani Noriss do zbroi. Od tego czasu zaczęli bardziej zwracać uwagę na utrzymywani pozorów. Dwóch Gryfonów skierowało się do holu, gdzie znajdowały się bagaże. Syriusz nie miał w końcu na myśli zwykłej przechadzki po błoniach. W terminologii rasowego huncwota nie występowało pojęcie "zwykłe". Black wygrzebał ze swojej torby miotłę, która zalegała na dnie kufra. W tamtym roku udało mu się ubłagać rodziców, by w końcu kupili mu coś lepszego i tak o to trzymał teraz w ręce Nimbusa 1500. Miotła miała orzechowobrązowy kolor, a witki jasne i przypominające słomę. Wyglądała dosyć zgrabnie. Syriusz cieszył się z zakupu, bo po mimo lat, Nimbusy nadal cieszyły się popularnością i dobrą renomą. Potter również zdążył już wyjąć swoją miotłę. Chłopcy spokojnie wyszli z zamku, by nikt nie spostrzegł, że znów łamią szkolne zasady. Black wybiegł na błonie, a Potter zdążył już dosiąść miotły i zgrabnie wzbijał się na niej coraz wyżej.
-Accio kafel! - Syriusz machną różdżką. Liczył na to, że jakaś zbłąkana piłka do nich przyleci. Chciał urozmaić sobie rozrywkę. Po chwili dostrzegł lecący obiekt. Uśmiechną się sam do siebie. Jedną ręką zgarną lecącą piłkę, a drugą ustawił miotłę. Wzbił się w powietrze i podrzucił piłkę do góry. Nie zdążyła jednak ona daleko polecieć, bo James ją przechwycił. Syriusz uśmiechnął się, a zaraz potem przeszły go dreszcze. To był zimny wrzesień, a Black nie pomyślał o żadnym płaszczu. Spontaniczność sytuacji odsunęła na bok myśli o temperaturze. Chłopak rozglądnął się po ciemnych błoniach. James był już nad Zakazanym lasem. Syriusz długo nie pozostał w tyle. Z bardzo dużą prędkością przeleciał koło James. Okularnik zakołysał się na miotle, a kafel wypadł mu z rąk. Black zanurkował za piłką. W ostatnim momencie złapał kafel i poderwał miotłę do góry. W przedramię wbiło mu się kilka igieł, bo zahaczył ręką o gałąź iglaka. Syriusz skrzywił się nieznaczne, odrzucił zdobycz Jamesowi i strzepnął igły. Na ich miejscu pojawiły się kropelki krwi.
-No uważaj, bo nie chcę cię cucić na ziemi! -krzyknął wesoło Rogacz
-Nie martw się, mam twardszą czaszkę niż myślisz.
-Taaa.. -Rogacz podał kafla. -Bierzesz udział w eliminacjach do drużyny?
Black zręcznie przechwycił podanie. -Sam nie wiem, jeśli rzesza moich fanek się powiększy to już kompletnie nie będę miał życia prywatnego.
- Nie rozśmieszaj mnie, bo spadnę z miotły. -James wzbił się do góry by złapać piłkę. Rzut był tak mocny, że chłopaka cofnęło, a promieniujący ból rozszedł się po jego nadgarstkach. Potter wiedział, że Syriusz rzuca celnie, ale nie miał pojęcia, że z taką siłą. Black uśmiechną się pod nosem. Przepychanki z Rogaczem były jego  jednym  z ulubionych zajęć. -Fucha ścigającego się zwolniła, bo Tony Hawks skończył szkołę. -kontynuował James -Więc może byś chciał przejść się na eliminację.
-Nie mam pojęcia czy się nadaję. Szczerze mówiąc w Londynie nie było miejsc na takie zabawy. -Black wzruszył ramionami. Siedział teraz na miotle w bezruchu. Ściemniło się, więc Potter był teraz nie do zlokalizowania.
-Lumos maxima! -kula światła wzbiła się w powietrze oślepiając Blacka. Chłopak przysłonił oczy i zleciał niżej by nie być oślepianym. -Uważam, że nikt inny nie nada się lepiej od ciebie. Zresztą od Tony'ego nie będziesz gorszy! -Potter cisną piłką. Kafel uderzył w brzuch Blacka, który się zagapił. Cios przypomniał mu o pustce w żołądku.
-Dzięki, ale niewysoka poprzeczka ściągnie wielu chętnych.
-Może i... - Potter wzruszył ramionami -Łapciu jesteś niesamowity we wszystkim to pewnie też i w qudditchu sobie poradzisz. Zresztą do pary ze mną rozgromimy każdą drużynę.
Syriusz nadal się wahał, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Potter ma rację. Razem byli niepokonani we wszystkim do czego się zabrali. Często była to kwestia fartu, ale rozumienie się bez słów, na poziomie oklumencji, też pomagało.
Od kilku lat trwała zła passa drużyny Gryfonów. Syriuszowi nawet nie chciało się myśleć o tegorocznym pucharze domów i o tym jak bardzo przysłuży się do niskiej liczby punktów. Może chociaż meczami zapełni ten deficyt punktowy, który co roku tworzy z przyjaciółmi?
-A co mi tam. Przyjdę na eliminację. -Kafel poleciał w stronę Zakazanego lasu. Cień James przemkną na tle blasku, by po chwili zrównać się z piłką. James poczochrał włosy wolną ręką.
-Dobra zmywajmy się stąd! -krzykną Potter.
Zgodnie z wcześniejszą sugestią Syriusz kolację dokończyli w kuchni. Troskliwe skrzaty domowe nafaszerowały dwójkę Gryfonów jak wieprzki na ucztę. Syriusz zakończył posiłek sokiem dyniowym, przez co miał wrażenie, że wszystkie zakamarki żołądka zostały maksymalnie wypełnione. Black ledwo mógł ustać na nogach, a skrzaty ciągle chciały donosić im jedzenia.
-Sir, może jeszcze ciasteczek z lukrem? -zapytała Fredka-mała skrzatka o niebieskich oczach. Podstawiła chłopcom pod nos półmisek ciastek. Black pokręcił przecząco głową. Syriusz poczuła jak jedzenie cofa mu się do gardła na myśl o ciastkach. Grzecznie odmówił poczęstunku i podziękował za kolacje.
-Nie mam mowy, że wdrapię się teraz na wieże. -mrukną Potter głaszcząc się po brzuchu.
-Doskonalę cię rozumiem Rogaczu. -Łapa wydał z siebie głośne beknięcie. -Pardon..
Potter zaśmiał się głośno i leniwo wstał z krzesełka przy blacie kuchennym. -Komu w drogę...
-Sir, dam radę rozwiązać wasz problem pod warunkiem, że weźmiecie ciastka na wynos.
-Zrobię wszystko za teleportacje do łóżka. -westchną Syriusz. Skrzatka złapała za ręce dwójkę Gryfonów. Black poczuł jak wszystko we wnętrzu przewraca mu się do góry nogami. Nim się zorientowali byli już w dormitorium. Fredka pstryknęła palcami a na każdej szafce nocnej pojawiła się miska z ciastkami. Huncwoci podziękowali uczynnej skrzatce za transport. Ta uśmiechnęła się i aportowała z sypialni. W pokoju było pusto, ale słychać było na dole, że uczniowie wracają już z uczty. Nie długo w drzwiach pojawił się Peter.
-Nigdy nie przyzwyczaję się do tej ilości schodów.  -wydyszał chłopak. Peter rzucił torbę na łóżko pod oknem.
-Gdzie zgubiłeś Remusa? -dopytał Potter.
-Ma spotkanie prefektów... O ciastka! -Glizdogon sięgną do miski przy łóżku.
Black przeciągną się. Nadal odczuwał efekty przejedzenia, ale zmusił się do rozruszania. -Mam dla was niespodziankę.
Potter zerkną zdumiony w stronę przyjaciela. -Co dostanę? -krzykną.
-Ucisz się pajacu i patrz.
Black jeszcze raz się przeciągną i schylił do podłogi tak, dotykał palcami swoich butów.
-Fuu... Nie mów, że ta niespodzianka to striptiz, bo to raczej tortury. -Black podniósł głowę na wzmiankę Pottera.
-Ech od tego też by ci opadła szczęka, ale nie. -Syriusz wziął głęboki oddech, zgiął kolana i ręce tak, że jego nos znajdował się już przy podłodze. Chłopak wstrzymał oddech i myślami przywołał swoją animagiczną postać. Poczuł jak całe ciało zaczyna go swędzieć, a układ kostny ciut boleśnie się zmienia. Gdy dyskomfort ustał Black był już przemieniony w wielkiego czarnego psa. Wyprostował swoje kończyny, teraz już psie. Niezależnie od postaci nadal odczuwał pełen żołądek, ale nie licząc tego w psiej formie czuł się całkiem dobrze. James i Peter stali jak wyryci. Do tej pory żadnemu nie udało wykształcić pełnej formy zwierzęcia. Syriusz zamerdał radośnie ogonem i wskoczył na łóżko. James obszedł go dookoła by lepiej ocenić jego wygląd. Nie można powiedzieć, że Syriusz był rasowy. Był gabarytów sporego wilczura, miał spiczaste uszy, sierść czarną  z przebłyskami szarości, na klatce piersiowej odznaczały się żebra, a ogon był puchaty.
-No nie nadajesz się na wystawy rasowych psów. -Dogryzł mu Potter, a Syriusz spuścił uszy i przybrał pozę zbitego psa. -Daj głos! -rozkazał Potter na co Black odwrócił się tyłem do niego, sugerując gdzie go ma. Komunikacja, bądź co bądź był bardzo ograniczona, bo Syriusz mógł tylko szczekać, warczeć, ujadać itp. Czego z resztą nie chciał tu robić, by nie ściągnąć zainteresowania innych uczniów. Łapa postawił uszy na baczność i zeskoczył z łóżka. Dostrzegł, że drzwi otwierają się, ale szybko się rozluźnił gdy rozpoznał buty Lupina. Luniek wypuścił z ręki torbę, która upadła na podłogę z hukiem. Black dwoma susami podbiegł pod drzwi i zamkną je przednimi łapami....

**********************************************
Nie wiem. Nie pytajcie i czytajcie! Jeśli będzie spory odzew to jeszcze tu wpadnę za niedługo, choć wiecie jak jest.... Czasem dobrze, czasem nie! :D Przepraszam za błędy oczywiście. Nikt poza mną nie sprawdza tych wypocin... xd
Pozdrawiam serdecznie i do napisania!
~Oblivion

czwartek, 29 marca 2018

Rozdział 20 Wakacje, wakacje...

-Syriuszu Orionie Black!! -uroczy głos matki obudził go. -Sam zejdziesz na śniadanie, czy mam cię inaczej zachęcić?!
Syriusz otworzył oczy. -Świetna pobudka z ran -mrukną. -już mi się podoba, zapowiada się dobry dzień. -Black zsuną się z łóżka. Zerkną na swój pokój poobklejany plakatami z "dziewczynkami", motorami i proporczykami z barwami i godłem Gryffindoru. Po trzeciej klasie nastolatek postanowił zmienić trochę wystrój pokoju. Oczywiście nie obyło się bez dalszy kłótni o aranżacje wnętrz z rodzicami. Opiekunowie Syriusza odpuścili jednak temat, gdy okazało się, że ozdoby są nie do zdarcia, bo zostały one przymocowane zaklęciem trwałego przylepca. Syriusz zebrał za to parę batów, ale już dłuższy czas trzymał się przy postanowieniu, że postara unikać konfliktowych sytuacji. Wiedział, że jego mamusia bywał nieobliczalna i nie ma szans w dalszych kłótniach z nią. Ojciec był bierny, ale dało się wyczuć, że bliżej mu do matki, niż do pierworodnego.
-Co tam mruczysz? -bąknęła Wlburga zza drzwi.
-Nic, nic... idę, tylko się ubiorę. -Chłopak wsuną na siebie luźniejszą szatę i założył jeansy. Wyszedł z pokoju i zszedł do kuchni. Śniadanie było jak zwykle sytę i obfite. Minusem tego była konieczność jedzenia z rodziną.
-Witam, witam... -powiedział Black przeciągając się i ziewając. -Dzień dobry -otrzymał w odpowiedzi od pozostałych domowników. Zasiadł do stołu i chwycił grzanki, dżem dyniowy, mleko i owsiane ciastka. Syriusz nie mógł ścierpieć obecności Stworka w domu, ale też nie mógł powiedzieć, że był on złym kucharzem. Łapczywie zabrał się za jedzenie, byle jak najszybciej opuścić kuchnie i nie dać się sprowokować Regulsowi.
-Jakie masz plany na dziś? -Orion zapytał znad gazety. Syriusz oderwał oczy od talerza. -Mam jeszcze zadania do zrobienia: eliksiry, historia magii i parę innych, więc myślę, że dzień spędzę nad książkami. -łgał Syriusz. Za nic w świeci, by się za to nie wziął. Jak zwykle planował spisać wszystko od Remusa.
-Rozumiem, będziesz miał ku temu okazję, bo ja i twoja mama mamy dziś do załatwienia kilka spraw w ministerstwie, wrócimy późnym wieczorem, więc nie czekajcie na nas z obiadem. 
Syriusz kiwną głową na znak porozumienia. Cieszył się bardzo, że rodziców nie będzie. Właśnie dla takich chwil warto żyć. Chłopak szybko zjadł śniadanie i powlókł się do pokoju. Siadł przy biurku i Błyskawicznie nakreślił list o treści "Wpadnę po obiedzie, zaproś młodą". Otworzył okno w pokoju i przywiązał list do nóżki małej sówki, która siedziała na parapecie. Passcala dostał w poprzednie urodziny od Andromedy, był to bardzo trafiony prezent.
-Wiesz do kogo -sówka wzdrygnęła się i dzielnie rozpostarła skrzydełka, i odleciała.
***
-Dolina Godryka, Salon Potterów. -Syriusz wyraźnie wypowiedział te słowa i poczuł, że świat zawirował. Po kilku sekundach nastolatek brudził już dywan państwa Potterów. Syriusz rozglądną się dookoła. Na kanapie siedziała Dorcas i James, grając w durnia. Salon był schludny i zadbany. W centralnej części był kominek, a przednim leżał duży beżowy dywan. Na jednej ścianie była tapeta w żółte i białe pasy, a reszt pokoju była pomalowana na ecru (czyt. ekri). Na przeciwko stał kremowy stolik kawowy, na nim radio, a za beżowa kanapą stojak z kwiatkami. -Szlag by to trafił. Nigdy w życiu nie udało mi się nie pobrudzić przy tym podłogi. Rodzice w domu? -Syriusz zerkną na Jamesa, który znów pieklił się o to, że przegrał.
-Nie -mrukną Potter. -w ministerstwie. Wrócą późno. -objaśnił.
-Moi też. -Syriusz wyciągną różdżkę i machną w kierunku dywanu, a on sam się wyczyścił. Black zajął miejsce koło dziewczyny, która przyglądała mu się ukradkiem. Znał Jamesa i wiedział, że na pewno pokazał jej świstek, który Black wysłał mu po śniadaniu. Prawdę mówiąc liczył na to. Syriusz zawsze uważał, że to tylko głupiutka koleżanka Potter i ignorował jej obecność, ale pod koniec czwartego roku dziewczyna wypiękniała w jego oczach i zdawała się być coraz charyzmatyczniejszą i ciekawą osobą. Wzbudzała jego zainteresowanie. Nie po drodze było mu ubieganie się o nią, bo kończył się rok i były lepsze rzeczy do roboty. "Odłożył to na potem" -Gdzie moje maniery. -Syriusz wziął jej rękę i pocałował. -Witaj, jak mijają ci wakacje? -chłopak starał się jak mógł być szarmanckim.
Dorcas wyszarpnęła mu rękę i wytarła o bluzę. -Fuu... Dobrze, że jej nie oblizałeś. Mogą być. Czym sobie to zawdzięczam? -dziewczyna uniosła brew do góry i  zaśmiała się pod nosem.
-Chciałem, być po prostu miły.
-Ach.. Mniejsza z tym. Moja siostra też w ministerstwie. Nie wiecie o co chodzi? -zagadnęła.
-Nic, a nic. Może znowu robią spis animgów?
-Aniczego?
-Nie trzymali by ich tak długo. Myślę, że wiem o co chodzi. -mrukną Black. Włączył radio.
-Znowu doszło do ataku. Tym razem na rodzinę Clarc, mieszkającą pod Bristolem. Nieoficjalne źródła podają, że Helena i Mark byli mugolakami i mieli trójkę dzieci. Wszyscy nie żyją. Odpowiedni departament zajął się już dochodzeniem, o wszystkie ataki podejrzewa się Sami-Wiecie-Kogo.... -mówił głos speakera.
-O niego... -powiedział cicho i wyłączył odbiornik. -A o kogo innego? W każdym razie, nie nasza działka.
-Nie nasza? -oburzyła się Dorcas - On zamordował mi rodziców i masę innych ludzi. -Blackowi wypadł ten fakt z głowy, inaczej nie dolewałby oliwy do ognia.
-Wiem, wiem, ale dokładnie nie wiadomo -mrukną Syriusz.
-Kpisz sobie, jak nie on to jego zwolennicy. Jeden pies. -warknęła dziewczyna
-Nie chcę się z tobą kłócić. Ale wiesz, że nie mamy na to wpływu. -odpowiedział Black. -Wiem, że to wielka tragedia. -Black wziął ją za rękę i popatrzył się w jej przeszklone oczy. Dziewczyna zapowietrzyła się, wyglądała jakby, chciała na niego, porządnie nawrzeszczeć. Wyrwała mu tylko rękę.
-Wielką tragedią to były twoje urodziny. Nie potrzebne mi współczucie. -warknęła.
-Jak chcesz, nie zamierzam ci się narzucać. -odrzekł spokojnie Black. -Co robimy? -Syriusz zerkną na Pottera, który wolał się nie wtrącać w kłótnie.
-Na pewno nie dureń. -zaśmiał się James
-Może na Pokątną? -zaproponował Black.
-Zwariowałeś. Gdyby się rodzice dowiedzieli, że przechadzam się po Pokątnej, teraz gdy ludzie nie wiadomo gdzie znikają, to bym już z domu nie wyszedł. Nigdy! -obruszył się James. Zerkną na Syriusza, a na jego twarzy znów malował się ten głupawy uśmiech, który Black nabył od niego.
-Dobrze panienki skoro nie możecie się dogadać, to ja znikam.
-I co nawet nie zaprosisz? -zapytał Black. -Oburzające!
-Mam jeszcze plany na dziś, zresztą nie będę się tobie tłumaczyć. -mruknęła dziewczyna i wyszła z domu Potterów.
-No i ją spłoszyłeś. -zaśmiał się James poprawiając zsuwając się z nosa okulary. Syriusz dźgną przyjaciela w bok.
-Sugerujesz coś?
-Nic. -Tu James ściągną z nosa niesforne okulary i puścił Syriuszowi oczko.
-Wypraszam sobie tę insynuacje! To co robimy?
-No chodź po tą swoją lubą, może chociaż pozwoli nam zostać na herbatę. -James poczochrał włosy i szturchną Syriusza znacząco w bok. We dwoje wyszli z domu, przeszli przez ogródek Potterów. Syriusz zamkną furtkę za nimi. James i Syriusz zgrabnie przeskoczyli przez płotek i bezceremonialnie przedarli się przez ogród Meadowesów. Był to w zasadzie sam trawnik z kamienną drużką biegnącą przez środek aż do drzwi frontowych. Dom, w którym mieszkała Dorcas, był mały, ale z reguły posesje czarodziejów nie zdradzały swojej wszechstronności. Z  zewnątrz był drewniany trochę wpadający w bordo, przy oknach były okiennice na mosiężnych zawiasach, a dach i drzwi były ciemno filetowe. Syriusz wszedł na stopień przed wejściem i zapukał, ze środka było słychać zbieganie ze schodów. Drzwi otworzyły się szybko, a Black zdążył ledwo uskoczyć, by nimi nie oberwać. W progu stanęła Dorcas, dopiero teraz Syriusz miał okazje by się jej przyglądnąć. Przez wakacje włosy jej trochę urosły, sięgały do łopatek, skórę miała tak samo bladą jak jej kuzynka, ale żywiołowego charakteru nadawały jej zielone oczy, które były tak hipnotyzując, że można by było spędzić godzinę na wpatrywaniu się w nie. Miała zgrabny mały nosek, sino różowe usta, a ubrana byłą w ciemną koszulkę, na której był napis "The Dark Side of the Moon" u dołu było coś co przypominało mu tęczę.
-Ciemna strona Księżyca... -przeczytał na głos. -Co to?
-No tak to wy, to płyta zespołu. -dziewczyna spojrzała na swoją koszulkę.
-Nie kojarzę.
-Mugolski, przyszedłeś się wypytywać o moją garderobę? -zaśmiał się dziewczyna.
-Nie, na herbatę, ale czymś mocniejszym nigdy nie pogardzę.
Chłopcy weszli do kuchni, którą wskazała im Dorcas.

***

Black wrócił do swojego pokoju około godziny 11 wieczorem. Jego rodziców nadal nie było, więc spokojnie mógł zniknąć za drzwiami swojego pokoju z tacą świeżo upieczonego ciasta dyniowego. Rzucił różdżkę na łóżko, którą stale nosił przy sobie mimo, że formalnie nie mógł nawet oświetlić nią korytarza. Nawykł on jednak do tego, i w odróżnieniu od Jamesa, który zostawiał ją czasem nawet w łazience, pilnował by nie znikała mu z oczów. Syriusz wiedział, że używanie magii było zakazane, ale nawet jego rodzice twierdzili, że to bzdury i mugolskie wymysł, więc nie zabraniali mu praktykować magi w domu. "Od co, była to ich tylko jedyna zaleta." Twierdził Syriusz.
Tacę z ciastem położył na dębowym stoliku, który służył mu za biurko. Zerkną w stronę kominka.
-Piekielny skrzat wkurza mnie. -warkną. -Stworek! Chodź tu, mały gnomie.
Stworek z trzaskiem pojawił się w pokoju.
-Znów nie rozpaliłeś, załatw to natychmiast.
-Przecież jest środek lata. -jęknął cicho.
-A to murowana kamienica i jest tu zimno. Jakieś obiekcje? -warkną dziedzic Blacków. Stworek leniwie pstrykną palcami, a kominek zaczął się żarzyć. Skrzat znikną.
Syriusz zaczął jeść ciasto, gdy usłyszał stukanie w szybkę, Była to kruczoczarna sowa z listem w dziobie, Otworzył okno, Na powitanie sowa udziobała go w rękę, która zaczęła krwawić. Wyrwał jej z dzioba list i wygonił z pokoju. Poszedł do łazienki przemyć rękę i owiną ją ścierką, która szybko nabrała szkarłatnego koloru. Otworzył liścik, pismo było równe, list bez skreśleń. To na pewno nie był żaden z jego kolegów. Czytał:

Cześć, jak tam wakacje?
Będę w Londynie w tym tygodniu, może się spotkamy? 
Mam ci tyle do powiedzenia. Wakacje są cudowne, ale 
czekam na wrzesień, tylko po to,  aby znów Cię zobaczyć.
Cały czas wspominam ten wieczór.
                                                                    Twoja Bela.

"Bela, Bela. Co to za Bela? Jaki wieczór? Isobel? Nie, nie to chyba nie ona, nie spędzałem z nią wieczoru. Chyba? Co procent robią z człowiekiem! Ustalmy fakty. Bela. To pewnie Izabela. Albo Isobel. Ale nie ta Is, ona by się mnie nawet nie tknęła, jakby była kompletnie pijana. To chyba z innego roku jakaś młodsza, może nawet nie Gryfonka, pewnie z jakiejś imprezy. Tak! Koniec roku! Że też nie było czasu spławić jej w pociągu. Głupio tak spławić jednym zdaniem, ale nie mam wyjścia. Nie była aż tak piękna i jest całkiem głupiutka skoro myśli, że ja z nią będę spacerować po Londynie. Haha może jej się oświadczę jeszcze! Dziewczyny..."
Przez głowę Syriusza przemykał się myśli i kalkulacje na temat zaproponowanego spotkania, a sowa stukała z niepokojem w szybę. Z jednej strony nie chciało mu się wlec na to spotkanie i słuchać jakiś "szalonych" opowiastek o jej kocie, z drugiej strony byłoby śmiesznie jeszcze trochę ją pozwodzić. W mugolskim Londynie jest tyle do roboty co nic.  Ostatecznie jednak Syriusz nie był wstanie wymusić na sobie, aż tak wielkiego wyrachowania by bawić się nią z racji nudy. Napisał na odwrocie:
Nie, przykro mi tydzień zajęty. Najbliższy rok również.
-Chyba zrozumie tą sugestię. -pomyślał, wytykając sowie list w dziób i przeganiając ptaszysko z parapetu.
Black przemył twarz wodą w łazience i zmienił prowizoryczny opatrunek. Posnuł się do łóżka. Tej nocy nie mógł spać, patrzył się w okno. Widział, nigdy nie ignorował pewnego szczególnego widoku. Pełna tarcza Księżyca, błaha sprawa. Można by było twierdzić, że nie wywiera wpływu na życie żadnego z człowieka. Syriusz jednak pamiętał o Lupinie, o jego pechu. Lunatyk nigdy nie przeoczył pełni, Syriusz od 4 lat też nie...
Po ciężko przespanej nocy Syriusz zerwał się o 5 rano. Nie miał w nawyku wstawać wcześnie. Wręcz przeciwnie. Często zdarzało mu się spać do południa. Dzisiaj jednak pełnia nie dała mu spać. Black stwierdził, że dalsze spanie nie ma sensu. Otworzył podkrążone oczy, powoli podniósł się z łóżka i na palcach poszedł do łazienki. Po wzięciu szybkiego prysznica zaciągną na siebie jakąś koszulę i jeansy. Zdecydował że najlepszym pomysłem będzie przejście się ulicami Londynu nim miasto całkiem się obudzi. Po cichu zszedł na dół, by nie obudzić nikogo. Wszyscy domownicy łącznie ze skrzatem spali jeszcze. Z sypialni na górze słychać było pochrapywanie głowy rodziny. Syriusz przez chwilę pomyślał, że jest to dom, jak każdy inny. Mieszkańcy jeszcze śpią, z niedokręconego kranu kapie woda, a światło leniwie sączy się po korytarzu. Szybko jednak od tych sielankowych myśli odciągnął go widok obciętych głów skrzatów, które wisiały w korytarzu. Mrukną coś pod nosem o nienormalnej ciotce i wyrwany z transu poszedł do kuchni napić się wody.
Młody Black wyszedł na  ulice Londynu. Było cicho i malowniczo. Po ulicy przechadzała się jakaś starsza kobieta, na balkonie jednego z domu szczekał pies, a wszystkie okna w kamienicach były zasłonięte zasłonami. Cisza i spokój, idealny czas by pomyśleć. Syriusz przeszedł się wzdłuż ulicy i chwilę później szedł już ścieżką parku. Jego myśli krążył wokół Remusa i pełni. Od razu po przyjściu do domu chciał wysłać sowę, by dowiedzieć się czegokolwiek od wydarzeniach z noc. Spacerował dalej zamyślony. Cały czas przed oczami przewijała mu się sąsiadka Jamesa, zaczął nawet zastanawiać się, czy wczoraj odpowiednio wobec niej się zachował. Nie każdy przecież musi być przyzwyczajony do jego bufonowatych nawyków. Gonitwę myśli przerwało wpadnięcia na "kogoś". Syriusz z impetem uderzył o jakąś bryłę. Zaczął zbierać się z ziemi z zamysłem przepraszania owego przechodnia, ale uliczna lampa nie chciała przyjąć przeprosin. Chłopak zaśmiał się sam z siebie otrzepał ubrania i ruszył dalej podziwiając jeszcze spokojny Londyn.

**************************
Rozdział, który powstawał dłużej niż rok. Po co? Dlaczego? Dokąd zmierzamy? Czy będą następne? Nie wiem... Mam nadzieję, że znośnie się czytało i może coś kiedyś dalej powstanie.... Pozdrawiam serdecznie.
~Oblivion




sobota, 10 września 2016

Rozdział 19 Końcówka roku

Poranki zawsze były ciężkie, ale ten był wyjątkowy. Przed czterema nieogarniętymi pierwszoklasistami stanęło bowiem trudne zadanie.
-A więc nastał dzień sądu ostatecznego... -westchną Peter, zakładając sobie czarną szatę przez głowę. Syriusz zerkną na niego nieznacznie. Black wiązał właśnie krawat w barwach Gryffindoru. Dobrze wiedział czemu dzisiejszy dzień dostał miano apokaliptycznego, chodź w sumie uważał, że to spora przesada.
-Peter uświadom sobie, że już głupsi kończyli tą szkołę. Nudzisz już tymi egzaminami od tygodnia. Wystarczy, że Remus już raz przymierzał się do rzucenia na nas zaklęcia pętającego i czytania nam podręcznika do historii magii. -Remus zawstydził się na wzmiankę Blacka i schował się za drzwiami od łazienki, wymawiając się tym, że zapomniał uczesać włosy. -Dosyć już tego chrzanienia! Połowa pierwszorocznych lata po szkole jakby im nasypali pieprzu do gaci i szuka po bibliotece jakiś dziwnych ksiąg.
-Aleś się podburzył... -James uśmiechną się i poczochrał swoje włosy.
Syriusz wystawił mu w odwecie język, ale cieszył się, że w końcu usłyszał jego arogancki wesoły ton głosu. Potter przez ostatni miesiąc rozsiewał wkoło siebie aurę nędzy i rozpaczy. Oczywiście nie winił go za to, bo wiedział jakie były tego przyczyny, ale wszystko powtarzane do uporu dzień w dzień kiedyś w końcu cię wkurzy. Syriusz siedział w cieniu i nie gadał z Potterem na temat śmierci jego doszywanej ciotki. "Nie ma sensu wkładać kij w mrowisko." Tak przyjął sobie tłumaczyć swoją obojętną postawę wobec zachowania Jamesa. Było to chyba najlepsze, co mógł zrobić, bo w końcu Remus, Peter ani Syriusz to nie była grupa wsparcia i zapewne James też nie miał ochoty im się zwierzać ze swoich osobistych doznań. Tak czy siak egzaminy końcowo-roczne zabsorbowały Huncwotom ostatni miesiąc i nawet nikt nie rozwodził się nad humorami Pottera. Nauczyciele zasypywali wszystkich uczniów tonami zadań, nie to żeby to nie było codziennością w Hogwarcie, ale na pewno było tych ton więcej niż zwykle. Zresztą Syriusz miał to gdzieś. Jedyne czego się bał to powrotu do domu. Na szczęście udało mu się odroczyć chociaż trzy tygodnie tej udręki, dzięki zaproszeniu od Andromedy. Wiedział, że czas spędzony z kuzynką i tak zleci w mgnieniu oko, natomiast wakacje w domu będą mu się ciągnąć jak gluty Smarka. "Ale damy radę"- powtarzał sobie w duchu.

***
Na pierwszy ogień poszła historia magii. Syriusz dużo się nie pomyli twierdząc, że wystarczą mu tylko te fakty, które jak mantrę powtarzał pod nosem Remus. Może nie dostanie wybitnego, ale przynajmniej nie zmarnował czasu na kucie jakiś pierdół o goblinach. Potem egzamin z astronomii, w tym roku odwołali kreślenie map więc pisali tylko jakąś pamięciówkę. Planety, układy i takie tam pierdoły, których Syriusz i tak nie pamiętał i starał się wszystko jakoś przestrzelać, pozmyślać jakieś nazwy itp. Trochę zaczęły dręczyć go wyrzut, bo wiedział, że astronomie zawalił, ale szybko je stłumił twierdząc, że wybitnym astrofizykiem i tak nie zostanie, więc nie ma co sobie tym nawet zawracać głowy. McGonagall zrobiła egzamin praktyczny z transmutowania butelki w świecznik i myszy w szczura. To było akurat dla Blacka łatwizną, bo odkąd zaczął zajmować się nie co trudniejszymi działami transmutacji bieżące tematy przestały sprawiać mu trudności. Później jeszcze eliksiry, zielarstwo, zaklęcia, opieka nad magicznymi stworzeniami no i na deser obrona przed czarną magią i latanie.
-Zbieraj się szybciej Black! -wrzasnęła pani Hooch. Nauczycielka już od ran nadzorowała egzaminy z latania i miał dość uczniów, którzy dumali nad każdym przelecianym na miotle metrem.
-Już, już. -mrukną Syriusz. złapał kafla podanego przez Remusa i popędził w stronę obręczy. Zwinnie przerzucił go przez środek koła i w ostatnim momencie wyhamował, ratując się przed bliskim spotkaniem z drążkiem. Pani Hooch drgnęła lekko widząc akrobacje Syriusza, ale na całe szczęście nie musiała interweniować. Gryfon wylądował na ziemi, przekazał miotłę następnej osobie, która miała zdawać. Zajął miejsce na trybunach. Black wbił wzrok w Lunatyka, który właśnie również kończył egzamin z latania. Remus był nie co niepewny gdy latał na miotle, wynikało to pewnie z tego, że nie każdy lubi wisieć kilkadziesiąt stóp nad ziemią. Nauczycielka tylko przewracała oczami, patrząc się na flegmatycznego Lupina. Koniec końców Lunatyk niezgrabnie wylądował na ziemi i oddał miotłę jakiemuś piegowatemu Puchonowi. Remus pokazał zamek gestem ręki. Syriusz przeskoczył przez barierki od trybun i poszedł, razem z Lunatykiem, do zamku na obiad. Po drodze przyłączyła się do nich Lili, która właśnie skończyła czytać jakiś gruby podręcznik, który mógł służyć za broń masowego rażenia i nie chodzi tu o masowe zanudzanie ludzi na śmierć.
-Merlinie.... Kolejna, który pawie się zesikała na myśl o egzaminach. -burkną Syriusz w kierunku rudej.
-Mi też cię miło wiedzieć Black. -warknęła Evans -Co ci się znowu nie podoba?
-To, że wszyscy tak się przejmują tymi testami. Latacie z jakimiś podręcznikami niewiadomego pochodzenia... Stresujecie i denerwujecie tylko innych nie potrzebnie. -żalił się Black
Remus wcisną się między niego, a Lily próbując ich rozdzielić. Zapewne liczył na to, że odległość jakoś zniechęci ich do dalszych sporów.
-Syriusz to twój problem, a nie mój. Jak ty chcesz zdać marnie egzaminy to twoja sprawa.
-Nie chcę ich marnie zdać, po prostu zaczyna mnie denerwować ta ciągła paplanina o testach. -odwarkną Black, tym samym uciął temat.- A tak w sumie gdzie James?
-Nie mam pojęcia. -odrzekł Remus wzruszając ramionami. Może Black nie potrzebował Pottera teraz do szczęścia, ale trochę go niepokoił fakt, że nie widział go od rana. To mogło oznaczać dwie rzeczy: albo James wpadł na jakiś chory pomysł i postanowił zrealizować go na własną rękę, albo utopił się w jednym z zaczarowanych kibli, które był jego kolejnym, wczorajszym, huncwockim debiutem.
-No nie ważne, tak czy siak, idziemy na jadalnie. Nie zamierzam go teraz szukać, bo wolę się najeść.
-Trzeba mieć priorytety w życiu.
Syriusz i Remus weszli do Wielkiej Sali, a za nimi wślizgnęła Lily, która trzymając książkę przy piersi pomachała Remusowi i odeszła w kierunku stolika krukonów. James siedział razem z McKinnon. Rozmawiali o tym jak spędzą wakacje i zanosili się śmiechem. W tym roku ich rodzice chcieli pojechać pod namioty do Walii. Syriusz i Remus zajęli miejsce na przeciwko nich.
-Remi, to co nam jeszcze z do zaliczenia zostało? -Black przeciągną się ostentacyjne. James na chwilę oderwał wzrok od swojej rozmówczyni.
-Obrona o 17 i finito.
-No to w sumie, już nawet nie ma się czym martwić.
Syriusz popatrzył się na jedzenie z obłędem w oczach i zaczął sobie wszystkiego po trochę nakładać zaczynając od ziemniaków, a kończąc na trzech rodzajach ciast.

O 18 było już po wszystkim, przynajmniej dla Blacka. Czekał sobie w swoi łóżku, jak zwykle dopieszczając przyszłą mapę Hogwartu.

***


Nadszedł czerwiec. Upragniony przez wszystkich koniec roku szkolnego. Coraz bliżej było wakacji. Wszyscy nauczyciele odpuszczali już uczniom na lekcjach i przerabiali mniej ważne tematy. Oczywiście profesor Bins nie za bardzo stosował się do umownych reguł i nie dawał za wygraną. Ciągną swój nudny wykład o buntach goblinów z XII wieku.
-Ale nuda! Mógłby sobie wreszcie dać spokój. -skwitował Potter, podrywając swoją torbę z ławki. Okularnik wyszedł szybkim krokiem z sali od historii magii. -Mam dość. Jak będę kiedyś próbował zasnąć to puszczę sobie jego wykład do poduszki. -James uskarżał się do Syriusza i Remusa, którzy byli najbliżej niego.
Black uśmiechną się pod nosem. Czasem bawiły go humory okularnika, który pieklił się o byle co. Syriusz wykorzystywał tę okazję by trochę dopiec Potterowi.
-Oj, James narzekasz na niego jakbyś co najmniej uważał na tych lekcjach. -skomentował Lupin.
-Masz dowód, że nie uważam?
-Tak. Twój okropny wynik z egzaminów. -wciął się Syriusz. Dostał łokciem w bok za tą uwagę. Black rozmasował bolące miejsce.
-A niby tobie poszło lepiej? -prychną James
-No o cały stopień lepiej.
-OOO! Kłaniam się do stóp przyszły profesorze historii. -James skłonił się do nóg Syriusza i machną dyskretnie różdżką. Black nie dostrzegł tego.
-Nie rób scen. -bąkną czarnowłosy chłopak na widok trzecioklasistek, które przechodził opodal i przyglądały im się z zainteresowaniem. Black podciągną Jamesa do góry za kołnierz od szaty.
Potter uśmiechną się głupkowato do dziewczyn przechodzących obok i poczochrał swoje czarne włosy.
-Przestań sypać tym łupieżem. - warkną Black. James tylko uciszył go ręką. Trójka przyjaciół patrzyła się z zainteresowanie bo właśnie jedna z dziewczyn szła w ich kierunku. Black nie wierzył własnym oczom. Czyżby czochranie kłaków Pottera w końcu kogoś urzekło?
Podeszła do nich rudowłosa dziewczyna, miała niebieskie oczy i szerokie usta, które uśmiechały się promiennie. Na jej szacie widniało logo Ravenclawu. Syriuszowi wydawała się dziwnie znajoma. Może dlatego, że widział ją parę razy w szkolę.
-Cześć. -powiedziała nadal się uśmiechając. Podała rękę kolejno Jamesowi, Syriuszowi i Remusowi.
Black na jej dłoniach dostrzegł liczne zacięcia i blizny. Była to zapewne sprawka kota. -Marlena McKinnon. -przedstawiła się krótko. -A to robota Kanta, to mój kot. -wyjaśniła szybko widząc wzrok Syriusza wodzący po jej dłoniach.
-Ach, no tak. -bąkną speszony Gryfon.
-Ale do rzeczy. -powiedziała odgarniając kręcone włosy za ucho. -Jutro mamy małą imprezę na którą oczywiście was z przyjemnością wkręcę, ale wiecie przydałoby się piwo kremowe i parę mocniejszych trunków. -dziewczyna mrugnęła w ich kierunku.
Potter z ochoczą mina otwierał już usta, ale Black szturchną go za rękaw i pokręcił głową. Chciał pogadać z Jamesem na boku, ale był zupełnie nie świadom tego, że jego sznurówki zostały związane. Gdy próbował odejść, od dziewczyny dając jej do zrozumienia, że musi pogadać z Jamesem w cztery oczy, stracił równowagę i upadł na posadzkę. James prychną śmiechem. Black szybko skojarzył fakty. Machną w kierunku swoich trampek różdżką by rozplątać sznurowadła. Wstał z posadzki i otrzepał się.
-Przepraszam na chwilę panią -Black powiedział to w kierunku Marleny i trzepną Jamesa dłonią przez głowę.
-Panie Black! - czwórka uczniów usłyszała karcący głos profesor McGonagall. -Chyba się przewidziałam.
Marlena odeszła od Gryfonów, mówiąc im żeby przekazali jej na obiedzie czy idą na taki układ. Krukonka najwyraźniej nie miała ochoty wplątywać się w żadne utarczki z nauczycielką transmutacji.
Syriusz powiedział tylko ciche "świetnie" pod nosem.
-Wiesz, że nie tolerujemy w tej szkolę przemocy, a już ma pewno rękoczynów.
-Pani profesor -zaczął Potter próbując wyrwać przyjaciela z opresji. -to taka gra. -dodał i zdzielił Blacka po głowię, szczerząc się w kierunku nauczycielki. Ta tylko przewróciła oczami i odeszła od nich.
-Co z Peterem? -zapytał Lupin. -Nie ma go i nie ma.
-Chyba gada z Binsem o wynikach z egzaminów. Coś mówił, że mu źle poszły. -odpowiedział Black wskazując kciukiem w kierunku drzwi od sali historyka.

***
-Mieliśmy dać znać McKinnon co z tą imprezą. -powiedział Black nakładając sobie na talerz kawałki baraniny i młode ziemniaki.
-Co ja?- Syriusz wzdrygną się na głos Jamesa. Potter powtórzył zdanie.- Aaa... no tak. Wiesz nie wiem w sumie. -Tu Syriusz spojrzał się na Lupina i Petera.
-Ja odpadam, nie będę się tułać po obcych dormitoriach, a już na pewno nie jak będziecie nietrzeźwi. -bąkną Remus.
-A ty Peter? Chyba nie wymiękasz? Syriusz? Nie przegapię takiej okazji.
-No nie wiem. -odjękną Peter. Nie przepadam za obcymi.
-Świetnie, a co jak nas minie konkurs mokrego podkoszulka?
-No już nie jęcz tak, pójdę z tobą. -mrukną Black. -Ale jak nie będzie mokrych podkoszulków to robisz mi zadanie od Binsa.
-Nie przewraca ci się? -okularnik znowu poczochrał włosy i jak na zawołanie od stołu wstała Krukonka, której propozycję rozpatrywali. Podeszła do nich zwinnym krokiem i stanęła z założonymi rękami.
-I co? -zapytał
-Ja i James jesteśmy za, ale mocniejsze trunki odpadają. Popytajcie starszych może mają.
-Niech wam będzie, no to zgrzewka kremowego.
- Z tym nie będzie problemu. -powiedział rozochocony James.
-Spotkajmy się w łazience u Marty o 19.
-Gdzie? -powiedzieli równocześnie.
-Damska na pierwszym, to do wieczora. -Marlena odeszła od nich.
-Super tylko kto lezie do Hogsmeade? -Szepną Black
-Luz mam jeszcze zbunkrowane pod łóżkiem. -odrzekł okularnik, uśmiechając się.

***
-I co spotkaliście Martę? -zaśmiała się Marlena.
-Kogo? -wzdrygnęli się Gryfoni, którzy targali na pół zgrzewkę piwa.
-Uff.. Nie, a bałam się, że narobi szumu. Pewnie siedziała w kanale.
-Kto siedział w kanale? -mrukną zdziwiony Syriusz.
-No Jęcząca Marta. Duch, który nawiedza tą łazienkę. Jest nieco drażliwa. Jak to nie znacie jej?
-Nie szlajam się bo damskich toaletach. -odrzekł Potter. -W każdym razie nie mieliśmy przyjemności poznać.
-Tym lepiej. -skwitowała Marlena. Syriusz zerkną na dziewczynę była dosyć podobna do siostry, stwierdził, że nawet całkiem ładna, ale o Is nigdy by tak nie pomyślał. Była tylko denerwującą koleżanką.
Gdy w końcu wdrapali się na 7 piętro po spiralnych schodach, ujrzeli drzwi bez klamki. Syriusz pomyślał, że to żart. Wspinają się po Mont Everest, a w drzwiach nie ma klamki. Super.
Marleny to natomiast nie zdziwiło. Podeszła do drzwi stuknęła kołatką. Ta natomiast zadała pytanie.
-W jakim lesie znajdę bezoar? -Marlena zaśmiała się, a Gryfonii nie wiedzieli z czego.
-W żadnym. -odpowiedziała a drzwi same się otworzyły. Syriusz domyślił się jak to działa. Chłopcy wtargali piwo i położyli je na stolę przy drzwiach. Pokój Krukonów był znacznie ładniejszy niż ich. Miał strzeliste okna z widokiem na błonie i stadion, na ścianach był niebieskie i brązowe jedwabie, a sufit był pomalowany w gwiazdy, Obok drzwi wejściowych stał pomnik kobiety, zapewne Roweny.
-Rozgościcie się. -Marlena pokazała zapraszający gest. -W pokoju było już dużo osób, głównie Krukonów, ale przewinęło się parę Puchonów i starszych Gryfonów, a nawet jeden Ślizgon.
-To ja na razie znikam. Bawcie się dobrze. - mruknęła Marlena.
No i nadszedł ten moment. I co teraz ze sobą zrobić? Syriusz przeżywał rozterki. Może grzecznie zwiać i zostawić Jamesa w swoim alkoholowym żywiole? Jak na zawołanie dwóch starszych Gryfonów machnęło do nich ręką. Byli to Marcus i Philip, braci i pałkarze Gryfonów. Chłopcy zapoznali się już z nimi przy okazji imprezy w wieży Gryffindoru. Black nie miał pojęcia co może od nich chcieć trzecio i czwartoklasista, ale z braku laku i tak były to wybawienie z niezręcznego podpierania ściany.
-Hej wiedzę, że wy też świętujecie. -Marcus uśmiechną się do Jamesa i Syriusza. -pomyśleliśmy, że warto zacieśnić przyjaźń z nowymi członkami drużny.
-Co? -krzyknęli równocześnie
-Ja niczego nie podpisywałem.-zaśmiał się Black. -A tak na serio o co chodzi?
-W tym roku odchodzi ze 3 członków drużyn więc rozglądam się za nowymi. Byliśmy na egzaminie u Hooch i mówię wam, najlepiej się zapowiadacie. -Philip powiedział wesoło -koniecznie muszę was zobaczyć na eliminacjach po wakacjach.
-Pożyjemy zobaczymy. -powiedział Syriusz, -Nie mam pojęcia co z miotłą, a tymi szkolnymi można ewentualnie palić w piecu.
-Haha, racja. -przytakną Marcus.
-Jak dla mnie bomba, mam wolny każdy termin. -wyszczerzył się Potter.
-Taaa... Ty zawsze jesteś chętny -dodał złośliwie Syriusz wystawiając mu język.
Kawałek wieczoru spędzili z chłopakami rozmawiając o drużynie. Oczywiście popijając wszystko co było pod ręką. Syriusz czół już mocne zawroty, ale wstyd było się przed samym sobą przyznać, że wystarczy. Imprezowicze wchodzili, wychodzili. Niektórzy chcieli urwać się przed ciszą nocną, inni postanowili zostać. Gdy się trochę przeludniło Black dostrzegł w tłumię Marlenę. Nie był już pierwszej trzeźwości, ale ona chyba też. Zbierał  się ze 3 sekundy nim coś powiedział.
-Jakie ty masz piękne oczy. -strzelił prosto z mostu.
-Słucham? -Marlena spojrzała z ukosa. To nie było, to co spodziewasz się usłyszeć od pierwszaka.  Jej dwie przyjaciółki, z którymi właśnie rozmawiała, zachichotały.
-Nic w zasadzie. To nie tak miało zabrzmieć. -bąkną Syriusz -Lepiej zniknę. Marlena spojrzała na chłopaka, i kiwnęła koleżankom głową, żeby się zajęły sobą.
-Uroczę. -parsknęła. -naprawdę,  ale poczekaj jeszcze trzy lata. -mrugnęła do chłopaka i odeszła. Nie był to szczyt możliwości uwodzicielskich Syriusza, ale pocieszał się tym, że mógł dostać ewidentnego kosza. Z resztą, podejrzewał, że na następny dzień nawet on nie będzie tego pamiętać.
Impreza nie dłużyła się tak bardzo, jak się tego spodziewał, bo nudę zagłuszał mu szum w głowie. Gdzieś koło 2 w nocy towarzystwo się już rozeszło w tym Black i Potter. Syriusz podziwiał Jamesa, bo udało mu się nie zapomnieć peleryny, więc mogli spokojnie wrócić do swoich sypialni.

***

I tak o to kończył się pierwszy rok w Hogwarcie Syriusza Blacka. Nie było tak tragicznie jak się zapowiadało. Poznał paru nowych ludzi, wzmocnił swoją asertywność, co przysporzy mu pewnie więcej kłopotów w domu niż korzyści.
Uczniowie siedzieli stłoczeni w pociągu, jak zwykle zaprowadzając gwar. Niektórzy byli już przeprani w mugolskie ubrania, ci z "lepszych rodzin" nie. Syriusz skorzystał z tego, że na peronie będzie stała jego kuzynka, która nie wpadnie w szał jak zobaczy go w jeansach, i też założył spodnie i  zepraną koszulkę z jakimś mugolskim zespołem.
-I co panie Black. gotowy na trochę luzu? -wyszczerzył się Potter, siedzący w przedziale z trzem współlokatorami z sypialni.
-Tak, przez pierwsze 3 tygodnie. Potem śmierć na miejscu... -zaśmiał się Black

**************************************************
Witam moje kochane robaczki. Ciekawe co was tu przywiało. Wiem, rozdziału nie było z rok, ale był też pisany przez rok (poważnie). Z góry, a raczej z dołu przepraszam za błędy, ale nie chciało mi się go wnikliwie sprawdzać, a jak zauważyliście nie mam bety za to mam problem z j. polskim. Bardzo miło mi było w końcu tu napisać. Wszyscy wiemy jakie rzeczy będą się dziać w świecie czarodziejów, więc stwierdziłam, że to dobry czas by go skończyć. Nie rozwodząc się, standardowo przepraszam i spodziewajcie się otwarcia gdzieś koło października epizodu drugiego, w którym zajmę się już piątym rokiem.
~Oblivion    

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 18 List ze złą wiadomością

Był już maj. Egzaminy końcowo-roczne zbliżały się niebłagalnym tempem. Syriusza nie tyle przerażały same testy, co wakacje. Wiadomo, jako członek Huncwotów średnio przepadał za siedzeniem na lekcjach i grzaniem jednego miejsca, ale i tak była to lepsza perspektywa, niż powrót do domu. Andromeda od bitwy w Hogsmeade nie odzywała się do niego. Black tłumaczył sobie brak listów od kuzynki jej zapracowaniem. Była w końcu uzdrowicielką w Mungu i miała z zasady dużo pracy, ale w ostatnich miesiącach liczba chorych pomnożyła się w zaskakującym tępię. Było oczywiście dużo czarodziejów, którzy przez własną nieuwagę dostało z rykoszetu czy też pomyliło sobie zaklęcia, ale pojawiało się coraz więcej mugoli, którzy zostali zaatakowani przez zaczarowane narzędzia codziennego użytku, które kupili od podejrzanych akwizytorów, lub oberwali poważnymi klątwami od innych czarodziejów.
Syriusz dostał propozycję, od Jamesa, spędzenia wakacji w Dolinie Godryka. Black z chęcią by przystał na zaproszenie kolegi, ale szczerzę wątpił, że którekolwiek z jego opiekunów mu na to pozwoli. Ale próbować zawsze można. W sprawię animagii zmieniło się dość trochę. Black rzeczywiście napisał ten referat dla McGonagall. Tym razem bez pomocy Lupina! Dowiedział się dość dużo praktycznych informacji, które później w skrócie wyłożył Jamesowi i Peterowi. Jedną z ważniejszych informacji jakie udało mu się przyswoić było to, żeby stać się postacią animagiczną trzeba dużej siły woli i systematycznych ćwiczeń. Na początku zaczyna się od próby wykształcenia jednej łapy, wąsów czy też ogona. Nie było dokładnie podane ile zajmuję stanie się pełnym animagiem, ale pierwsze efekty widać już po 2 miesiącach ćwiczeń. Chodź Syriusz mógłby przysięgnąć, że zauważył, jak jego paznokcie się wydłużają. W początkowych fazach edukacji warto wiedzieć, że postaci zwierzęcej nie wybiera się. Wiele zależy od charakteru danej osoby, upodobań czy też samego wyglądu. Postać animagiczna często też jest podobna do patronusa danego czarodzieja. Niestety Black z początku nie miał pojęcia co to jest patronus. Skonsultował się więc z nauczycielką transumatcji, ta natomiast odesłała go do nauczyciela obrony przed czarną magią, gdzie Syriusz dowiedział się, że jest to zaklęcie dla zaawansowanych osób w sztuce magicznej. Dobrze wyćwiczone zaklęcie przybiera postać zwierzęcia i jest ono swego rodzaju tarczą obronną przed dementorami. O dementorach też praktycznie nic nie wiedział, parę razy obiła mu się o uszy ta nazwa, gdy Black'owie rozprawiali o czymś przy rodzinnym obiedzie. Syriusz nie zamierzał się jednak zagłębiać w ten temat.
Oczywiście troje amatorów animagii ćwiczyło ją w tajemnicy przed Remusem. James stwierdził, że ma to być swego rodzaju niespodzianka. Powszechnie wiadomo, że Lupin zgrywałby tylko bohatera i próbowałby im utrudniać całe przedsięwzięcie. Chłopcy zajmowali się więc ćwiczeniem gdy Luniek wychodził z Lily do biblioteki.
Syriusz właśnie siedział, w to sobotnie popołudnie, przerysowując notatki z ostatniej nocnej eskapady po Hogwarcie. Odkąd James zepsuł dużą część mapy, błędnie oznaczając wieżę, 

Black stwierdził, że tylko on i Remus tykać się oryginału mapy. Peter został na samym początku wykluczony z rysowania, ponieważ strasznie bazgrolił, a Syriusz zrzędził, że po nikim nie zamierza poprawiać gryzmołów.
-Syriusz, co ty tam skrobiesz? –zapytał James nie odrywając wzroku od sznurków swojej granatowej bluzy, którymi aktualnie się bawił.
-List miłosny do ciebie. –odpowiedział zgryźliwie Syriusz. Chodź bardzo lubił Jamesa, do szewskiej pasji doprowadzało go przeszkadzanie w rysowaniu mapy Hogwartu. Bardzo łatwo można było się pomylić lub zgubić wątek, nad którym się aktualnie pracowało.
-Ooo jakie to urocze. –zadrwił okularnik, na co Syriusz tylko ostentacyjnie przewrócił szarymi oczami i pokręcił głową. –Wybieramy się gdzieś dziś?
-Nie wiem w sumie nie chcę mi się nigdzie iść. –odpowiedział Black, składając notatki i przeciągając się. Syriusz stwierdził, że nic już dzisiaj nie narysuję, jeśli James będzie go zagadywać co minutę. –Poczekajmy może aż Peter i Remus wrócą z kuchni. Może partyjka durnia?
James pokręcił przecząco. Okularnik nie bardzo przepadał za tą grą, bo rzadko zdarzało się mu w nią wygrać, a jak wiadomo męska duma Pottera nie znosiła przegrywać.
W pokoju zapadła cisza, którą przerwało stukanie w szybę okna koło łóżka Syriusza. Chłopak podniósł się by dostrzec przyczynę hałasu. Zobaczył sowę. Black wpuścił ją do środka. Była to mała sówka z szarymi piórami i brązowym, ostro zakończonym dzióbkiem. Od razu rozpoznał w niej sowę swojej starszej kuzynki.
-Neska! –niemalże krzykną Syriusz. Pogłaskał sówkę po głowie, był bardzo zadowolony z tego, że w końcu Andromeda wysłała do niego list. Black pośpiesznie odwiązał liścik od nóżki sowy. Zwierzątko zatrzepotało skrzydełkami. Syriusz podstawił sówce półmisek z wodą, a sam zabrał się za czytanie listu.

Drogi Syriuszu!
Wybacz, że tak rzadko ostatnio do ciebie piszę, ale praca absorbuję mi cały czas. Przynajmniej pracuję jako uzdrowiciel to mam 100% pewności, że nie jesteś w Mungu z jakąś poważną chorobą. Jak tam ostatnie miesiące szkoły? Przez pierwsze trzy tygodnie wakacji będę miała wolne. Wiesz Ted nalegał, żebym trochę odpoczęła od pracy. Strasznie mnie o to prosił. Pomyślałam więc, że może zechciałbyś wpaść do mnie na kilka dni?
Andromeda

Syriusz z uśmiechem na ustach napisał na odwrocie kartki, że z chęcią wpadnie. Z powrotem przywiązał list do nóżki zwierzątka i wypuścił sowę przez okno. Ta z niechęcią wyleciała z pokoju. Black pomyślał, że nie chcę jej się pewnie tyle lecieć by dostarczyć znów ten sam świstek papieru. Musiała to być z pewnością syzyfowa robota.
-Mamusia? –z myśli o losie biednej sowy wyrwało go pytanie Pottera. Black otrząsną się i szybko pozbierał myśli.
-Do mamusi bym z takim zapałem nie odpisał. –odrzekł Black na zaczepkę kolegi.
-Fakt. –powiedział rzeczowym tonem Potter. –Gdzie ich wcięło? Peter postanowił zjeść wszystko co ma być na kolację.? –James zmienił temat.
-Nie zdziwiłbym się. –zaśmiał się Syriusz. –W sumie mogliby już wrócić bo mój żołądek zaczyna się sam zjadać.
-Nie dziwię się. Całą kolację przesiedziałeś w dormitorium bazgroląc coś na tych kartkach.
-Nie coś, tylko mapę. Jak ty sobie wyobrażasz skończenie tego? Samo się narysuję? Coś w to nie wierzę. W ogóle widziałeś jaki Hogwart jest wielki? Nie ma szans skończyć, jeśli się za to ktoś porządnie nie weźmie.
-Oj nie narzekaj tak słońce. Dobra lecę do sowiarni. Idziesz ze mną?
-W sumie to mogę się przejść. A po co idziesz?
-Wysłać niespodziewankę dla Smarka. Strasznie mnie wkurzył tym ostatnim przemądrzaniem się na eliksirach. I to ostentacyjne prychanie. Ja nie mogę, co za człowiek. I jak tu żyć z takim w zgodzie.
-A co to za niespodzianka?
-Zobaczysz. -powiedział z chytrym uśmiechem na twarzy James. Okularnik otworzył drzwi od sypialni, zapraszając gestem by Black wyszedł z nim.

***
Na kolacji panował ogólny rozgardiasz. Wszyscy byli zaniepokojeni z powodu testów, od których dzieliła ich coraz mniejsza ilość czasu. Zaniepokojeni uczniowie biegali między stołami wymieniając się brakującymi notatkami z historii magii, na której nikt nigdy nie uważał, i z piekielnie trudnej zaawansowanej transumacji, na której nikt niczego nie ogarniał. Wszyscy pierwszoroczni szeptali między sobą zaniepokojeni o niesamowicie trudnych testach, które trzeba będzie zdać. Syriusz nie przejmował się nauką, co ważniejsze fakty zasłyszał od Remusa i uważał, że to spokojnie wystarczy mu do napisania testów na poziomie zadowalającym. Sądził, że nie ma się czym martwić, bo tamtą rozhisteryzowaną dzieciarnie zapewne nastraszyło starsze rodzeństwo.
Huncwoci siedzieli na końcu stolika Gryfonów. James z podekscytowania przekładał nogi pod stołem. Black pochłaniał tosty z serem, Remus czytał jakąś książkę i mieszał łyżeczką czarną herbatę, a Peter jadł strudla truskawkowego. James zerkną w kierunku stołu Ślizgonów. Ucieszony Gryfon klasną w ręce. Właśnie wleciała jego sowa i zostawiła Severusowi kopertę z napisanym czarnym atramentem zdaniem "Dla mistrza eliksirów". Snape łapczywie chwycił się koperty i ją rozdarł ta natomiast eksplodowała i zostawiła na jego rękach i twarzy czerwono i zielone krosty.
Potter i Black jako pierwsi zorientowali się co się stało i zaczęli się głośno zanosić śmiechem.
-No gratulację. To ci wyszło. -powiedział Syriusz przez śmiech i poklepał kompana po ramieniu. Po jakiś dziesięciu sekundach już cała sala, prócz zdziwionych nauczycieli i oczywiście Snape'a, podśmiewała się cicho z Severusa. Chwilę potem na pusty talerz Pottera spadła biała koperta. James rozpoznał pismo rodziców. Otworzył i przeczytał list. Okularnik wodził brązowymi oczami od lewej do prawej. Gdy skończył łzy nabiegły mu do oczów. James ściągną okulary i schował twarz w dłonie. Syriusz popatrzył się na Remusa pytając, bo to on siedział najbliżej Pottera. Lupin tylko wzruszył ramionami. Potter podniósł twarz znad dłoń, przetarł o rękaw szkła swoich okularów, złożył je z powrotem na nos i poczochrał swoje czarne włosy prawą ręką. James rozglądną się po pozostałej trójcę, uśmiechną się, ale Syriusz dostrzegł jak drżą mu kąciki ust, zdawało mu się, że Potter zebrał wszystkie siły by wymóc na sobie ten uśmiech.
-James, co jest? -spytał powali Syriusz by przerwać nie zręczną ciszę.
-Nie tutaj. -odpowiedział krótko okularnika. -Muszę iść. -głos mu zadrżał. -Zaraz... nie... czekaj... Gdzie Is? -James plątał się w wypowiedzi.
-Tam. -Syriusz wskazał ręką na dziewczynę siedzącą od niego pięć miejsc dalej.
-Zobaczymy się w dormitorium.
James podszedł do ciemnowłosej Gryfonki i szarpną ją za rękaw czarnej szaty. Dziewczyna odwróciła się. Potter podał jej lis. Gryfonka przeczytała go. Również nie wyglądała na zachwyconą treścią. Przetarła łzy dłonią i wybiegła z Wielkiej Sali. James próbował ją dogonić. Syriusz już nie widział dalszych zdarzeń, bo dwójka Gryfonów zniknęła za drzwiami. Black domyślał się o co chodzi, ale nie chciał snuć zbędnych domysłów i formułować błędnych wniosków. W ciszy dokończył swoje tosty i popił sokiem z dyni. Chciał zabrać się już do swojego dormitorium, ale przy drzwiach  zaczepiła go opiekunka domu.
"Świetnie, pewnie Smark poleciał już na skargę" Pomyślał odgarniając włosy z twarzy.
-Syriusz czy to twój i Pottera wybryk? -zapytał nauczycielka łypiąc surowo na chłopaka. Syriusz westchną. Mógł oczywiście powiedzieć prawdę, ale nie chciał dowalać Potterowi "atrakcji" do dzisiejszego dnia. Black zacisną zęby i przemyślał co chcę powiedzieć.
-Tylko mój, pani profesor. Tylko. -McGonagall westchnęła ciężko. -Czemu jesteście tacy nie reformowalni. Gryffindor traci pięć punktów, a ty staw się jutro u Hagrida, punkt 13. 
 Nauczycielka transmtacji odeszła od niego. Syriusz wzruszył tylko ramionami. Nie był to pierwszy, a ni ostatni szlaban, który odbębni. Zawsze lepszy gajowy niż charłak z obsesją na punkcie swojego sierściucha.

***
Wieczorem nikt nie miał ochotę zagłębiać się w temat humoru Jamesa. Poza tym siedziała z nimi Is, a żadne poważne rozmowy nie mogą odbywać się w obecności dziewczyn. Może była to też sprawa Isobel, ale Black nie palił się by pokazywać jej "troskliwego siebie". Stwierdził, że da sobie spokój z tym tematem póki Huncwoci nie będą tylko w swoim gronie. Potter zresztą chyba też tak uważał. Wieczór zleciał im na graniu w karty. Syriusz wygrzebał z torby talię mugolskich kart, które kiedyś dał mu kuzyn Artur i objaśniając zasady kilku karcianych gier. Syriusz spróbował przybliżyć im zasady Makao (jednej z gier, w które najczęściej grywał z kuzynem), z początku było trudno, ale zaraz wszyscy załapali. Czas szybko mijał. Is poszła do siebie koło godziny dziewiątej.
Teraz wszyscy leżeli już w łóżkach. Remus oddychał równo, a Petter pochrapywał. Syriusz nie mógł zasnąć, nurtowało go co James przeczytał w liście. Black wiedział, że nie powinien się wtrącać, ale ciekawość wzięła nad nim górę. Słyszał jak James przewraca się już chyba z dziesiąty raz na inny bok. Wiedział, że okularnik nie śpi.
-James... -zaczął szeptem Black.
-Tak? - Potter wsparł się na swoim przedramieniu i skierował wzrok na Blacka. Prawdę mówiąc nie wiele widział, ale głupio tak gadać do sufitu.
-Czy no wiesz... Czy w tym liście chodziło o Meadowes? O mamę Dorcas? -zapytał spokojnie Syriusz.
-Tak. O Judit Meadowes. -Potter westchną. Po ostatniej bitwie w Hogsmeade znikło dwóch aurorów. W tym jeden z nich to był rodzicem przyjaciółki Jamesa. Potter wspominał parę razy o niej, o wspólnych świętach. Potterowie dobrze znali się z Meadowes'ami można wręcz rzec, że byli jak jedna rodzina. James mówił do rodziców Dorcas per ciocia i wujek, ona z resztą tak samo do rodziców okularnika. -Znaleźli jej ciało. Jakiś mugol natkną się na nie w lesie. -kontynuował Potter z goryczą w głosie. -Biedna Dora....

******************************
Macie! Z jednodniowym opóźnieniem, ale wiecie life is brutal. Trochę zajmuję odczytanie swoich bohomazów i wklepanie je do komputera. No to jeszcze 19 rozdział i piąty rok. To także tego.... Mam nadzieje, że się wam podobało ciut brutalnie, ale no życie to nie bajka. A teraz osobiste pytanie, jak chcecie to odpowiedzcie, jak nie, to nie będę zmuszać. Jak wypromować bloga? Ostatnio staję na rzęsach, ale mi to nie wychodzi. Ma ktoś jakieś pomysły? Jak coś chętnie poczytam. :D Z tego co ogarniam to czyta go ostatnio ze dwie osoby (i za to im bardzo dziękuje!), ale wiecie im nas więcej tym weselej! Pozdrowienie standardowo ode mnie i do napisania.
~Oblivion

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 17 Konsekwencje?


-Padnij. -szepną Black, ciągnąc za sobą Jamesa na ziemię.
-Co ty wydziwiasz?! -krzykną Potter.
-Nie wiem, masz lepszy pomysł? -nad głową chłopców rozległ się błysk czerwonego płomienia. -
Chciałbyś tym dostać?
-Nie....
Black widział jak jedna z postać upadła, ugodzona zaklęciem.
-Dobra chodź teraz powo... -w momencie, gdy Syriusz wypowiadał te słowa ktoś chwycił go za ramię. Black zamarł w bezruchu, ale nie trwało to długo bo wszystko na około zaczęło wirować i zanim się spostrzegł wylądował z Potterem w jakimś pomieszczeniu. James odruchowo zwiną w kłębek swoją pelerynę i wcisną ją do kieszeni bluzy.
-Panie Potter, zapewniam pana, że peleryna niewidka to teraz najmniejszy problem. -powiedziała wysoka postać, zerkając na dwóch pierwszoroczniaków znad okularów połówek. Ów tajemniczą osobą, która uratowała ich z opresji, był dyrektor Hogwartu. -Nie ma czasu na wyjaśnienia.- powiedział stanowczo Dumbledor. -Idźcie do swoich dormitorium, później omówimy całe zajście.
Dyrektor Hogwartu znikł, zapewne teleportując się w miejsce bitwy, która rozgrywała się w Hogsmeade.
Syriusz poczuł nie miły ścisk w żołądku. Czyżby Dumbledor przełożył na później przyjemność wydalenia ich ze szkoły? Czy powinien już zacząć się pakować? I czy heban to odpowiednie drewno na swoją trumnę? Takie myśli kołatał się po głowię Blacka. Wywracały mu się wszystkie trzewia, ale w sercu tkwiła jeszcze mała nadzieja, że to jednak tylko zły sen. Wywalenia ze szkoły było by dla niego wyrokiem śmierci. Rodzice by mu tego nie darowali. "Pierwszy Black, który został wywalony z Hogwaru! Jaka to skaza w naszym rodzi! Jak śmiałeś przynieś nam taką hańbę?!" Syriusz już po prostu słyszał jgo rodzicielki wrzaski. Na samą myśl o tym robiło mu się nie dobrze.
-Syriusz! Black! Ziemia do Syriusza! -Potter wymachiwał rękami przed twarzą kolegi pogrążonego w myślach. -Co ci?
-Nic, myślałem o naszej świetlanej przyszłości, jak nas już stąd wywalą. -warkną Syriusz zdenerwowany na siebie, bo dał się namówić na ten durny pomysł i na Pottera, bo to on go namawiał.
-Nie płacz, będzie dobrze. -powiedział złośliwie James. -przecież nic takiego się nie stało.
-Ale złamaliśmy regulamin.
-Bo to pierwszy raz. -Potter założył skrzyżowane ręce na pierś.
-Dobra, nie chcę mi się z tobą gadać. -Syriusz urwał temat i wyszedł z gabinetu dyrektora. Nawet nie zwrócił uwagi na to gdzie był. Panowała tu dziwna spokojna atmosfera na ścianach spały portrety dawnych dyrektorów, a na półkach wiszących na ścianach były dziwne naczynia i instrumenty, większość była z nich błękitno biała, mieniąca się w świetle, padającym z wysokiego strzelistego okna za biurkiem. W kącie stała stara, masywna, drewniana szafa, w której Albus Dumbeldor przechowywał jakieś ważne papiery. Do wyjścia prowadziły gotycko zdobione drzwi ze stalowymi akcentami. Syriusz przeszedł przez drzwi, zszedł po stromych schodach i miną wielką chimerę. Potter wybiegł za nim.
W Hogwarcie było pusto, paliło się tylko parę świec. Syriusz poszedł cichym krokiem do wieży Gryfonów, modląc się by nie napotkać Filcha. Skorzystał przy tym z dwóch tajnych przejść. Pottera spotkał ponownie dopiero na schodach do wieży Gryfonów. Większość uczniów tłoczyła się w pokoju wspólnym, ale Syriusz stwierdził, że lepszą alternatywą, niż obijanie się o wszystkich tutaj zgromadzonych, będzie udanie się do swojego pokoju. Przeciskając się przez tłum Syriusz chwycił za rękę Petera, który stał niedaleko MacKinnon i Evans. Chłopcy ruszyli po krętych schodach do dormitorium pierwszorocznych. Za nimi przypałętały się dziewczyny.
Syriusz, James i Peter weszli do swojego pokoju, a za nim MacKinnon i Ruda.
-A wy tu w jakimś celu wyższym przyszłyście? To  m ę s k i e  dormitorium chyba, że o czymś nie wiem Is? Chcesz nam coś wyznać?
Isobel próbowała przejść przez próg pokoju, ale Black zagrodził jej przejście ręką.
-Wpuść mnie, co ci zleży? -nalegała dziewczyna.
-Po co niby? Mamy prywatne sprawy do obgadania. -Black rzucił piorunując spojrzenie w stronę Pottera.
-Oj przestań być takim strażnikiem żyrandola. -wtrącił James i zsuną rękę Blacka z framugi drzwi.
Syriusz parskną ze złości i rzucił się na swoje łóżko. Być może ostatni raz patrzy na sufit w tym pokoju. Jak ma nie być lekko podirytowany tą sytuacją, skoro ważą się losy jego przyszłości.
-Wiecie co się stało? -zapytała Is, siadając na łóżku koło Jamesa.
-Coś się dzieje w Hogsemade. Jakaś bitwa. -objaśnił Potter. Lily popatrzyła się na niego ze zdumieniem. Dziewczyna nadal stała w progu, jakby była ponad to, żeby wejść do tego pomieszczenia.
-Ruda w tą, albo w tą. zamknij drzwi! -warkną Syriusz. Miał dość szumu dobiegającego z dołu.
Evans przewróciła oczami, ale spełniła prośbę Blacka, domknęła drzwi i usiadała na krześle, przy oknie.
-Więcej nikt nic nie wie? -zapytała Is.
-A niby skąd? -prychną Black.
-Co się właściwie stało? Czemu nikt nie śpi? -dopytywał się James.
-McGonagall wszystkich obudziła i poinformowała nas, że pod żadnym pozorem nikt nie może wyjść z dormitorium i żeby nikt nie zasypiał. -powiedziała Evans.
***
Rano na śniadaniu mało kto, wiedział co się tak właściwie działo. Większość uczniów czekała do 4 nad ranem, bo wtedy dopiero przyszła opiekunka domu i powiedziała, że mogą spokojnie pójść spać. Kiedy wchodziła do pokoju wspólnego widać, że była wykończona, profesor McGonagall miała potargane włosy i parę rozcięć na rękach i twarzy. Po tej informacji prefekci rozgonili wszystkich do spania. Ale James, Syriusz, Peter, Lily i Is grali jeszcze potem w eksplodującego durnia. Wszyscy zasnęli w jednym pokoju z czego James i Syriusz na podłodze koło siebie, dziewczyny w łóżka śpiących na podłodze chłopaków, a Peter na swoim materacu.
Rano dołączył do nich, na śniadaniu, jeszcze równie zaspany co reszta, Lupin.
-Gdzie byłeś Remus? -zapytała ziewając Lily
-W domu. Mama jest bardzo chora i przyjeżdżam do niej, jak tata musi zostawić ją samą. -wyjaśnił Remus krzyżując palce pod stołem. -Coś się wczoraj działo nie daleko w Hogsmeade. Nic wam nie jest? Słyszałem o jakiś zamieszkach, podawali w radio rano. Ponoć ktoś nie żyję.
-Jak widzisz nie. Cali i zdrowi i zabójczo piękni. -odparł Syriusz i popatrzył się przez chwilę na Jamesa. -No przynajmniej ja.
Do wielkiej sali przyleciały sowy. Było ich więcej niż zwykle. Syriusz uważał, że to pewnie odzew rodziców w związku z zamieszkami.
Przed Jamesem spadła koperta, zapewne nadana od jego rodziców, i nowe wydanie Proroka codziennego. James i Syriusz rzucili się na gazetę, tak jak wygłodniałe wilki rzucają się na mięso. Black chciał się bardzo dowiedzieć przez co o mało wczoraj nie zginą. Zaczął czytać

Bitwa w Hogsmeade! Sami- wiecie-kto znów uderzył!
Jak powszechnie wiadomo ostatnio w społeczności czarodziejów zaczyna się panoszyć pewien czarnoksiężnik, ogłaszając się "Voldemortem", czy też "Czarnym Panem". Ministerstwo zaczyna się obawiać, wysyła coraz więcej aurorów w teren. Już dwóch z nich zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach w tym Judith Meadowes i Denis Strand. Nie wróży to dobrze dla świata czarodziejów. Dwójka aurorów zaginęła wczoraj próbując bronić wioski nie opodal Hogwartu. Zwolnicy Sami-wiecie-kogo nie przedostali się do Hogwartu, mimo to nie świadczy to jednak o tym, że jest to odpowiednie miejsce dla naszych dzieci. "Może lepiej zabrać je na czas zamieszania, w świecie magicznym, do domów" radzi minister magii.

-Pfff... -prychnęła Lily. -Jakim cudem zabranie nas z Hogwartu miało by nam zapewnić bezpieczeństwo.James nie zwracał uwagi na to co mówiła reszta, chwycił tylko list od rodziców i swoją nadgryzioną kanapkę. Odszedł od stołu, zostawiając reszcie gazetę. Black zadziwiła reakcja Jamesa, ale nie próbował się na siłę wtrącać w nie swoje sprawy.
-A temu co? -zapytała Is patrząc w stronę Pottera. Dziewczyna spojrzała na artykuł, który przed chwilą James i Syriusz czytali. McKinnon również odeszła od stołu i dołączyła do Jamesa.
Black zerkną jeszcze raz w gazetę szukając wyjaśnienia ich dziwnego zachowania i natrafi na nazwisko Meadowes. Coś kiedyś słyszał, ale nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie i kiedy padło on pierwszy raz, w rozmowie. Syriusz wrócił więc do przeglądania artykułu, z którego wyczytał tylko o kolejnych zaginięciach mugoli i mugolaków, i że wczorajsze zamieszanie w Hogsmeade wywołały wilkołaki, wampiry i paru innych sprzymierzeńców Voldemorta.
***
Po południu Syriusz wracał obładowany książkami. Taki owocny wypad do biblioteki, w jego przypadku, nie zdarzał się zbyt często. Black był jednak bardzo zadowolony, z tego powodu, bo w końcu udało mu się wyprosić, u McGonagall pozwolenie, na wypożyczenie książek z działu ksiąg zakazanych. Nie było to oczywiście takie proste, ale nadarzyła się odpowiednia okazja gdy nauczycielka transmutacji zadał esej, dla chętnych na wybrany temat. Syriusz od razu połączył fakty i w dziesięć minut udało mu się przekonać profesorkę do wypisania pozwolenia. Minus był tego tylko taki, że musiał napisać piekielnie trudny referat na temat, o którym nie ma żadnego pojęcia. Nie widział się z Jamesem od śniadania, ale właśnie miał zamiar spróbować go znaleźć. Swoje poszukiwania, chciał zacząć od wieży Gryfonów, gdzie właśnie zmierzał. Gdy był u progu schodów do wieży poczuł, że ktoś szarpną go za ramię. Gdy się odwrócił, by zobaczyć sprawcę okazało się, że to dobrze mu znana postać, jak zwykle z włosami w nie ładzie i okrągłymi okularami na nosie.
-Ooo... Znalazła się moja zguba. -powiedział do Pottera. -Właśnie cię szukałem.
-Widzę, że się stęskniłeś. Chodź dyrektor nas wzywa.
Syriuszowi znów serce podskoczyło do gardła. Zupełnie zapomniał o tym, że jego pobyt w tej szkole wisi na włosku.
-Super... To chodź. -powiedział smętnym głosem do Jamesa, który z resztą też nie był w humorze.
***
-Gdzie tak właściwie byłeś? Zmyłeś się tak bez słowa ze śniadania. -zapytał Syriusz stojąc już przed gabinetem Dumbledora.
-Musiałem wysłać do kogoś list. -wytłumaczył Potter.
-Okej, nie wnikam.
-Później ci wyjaśnię. Teraz chodź. -odpowiedział James i pchną ciężkie drzwi od gabinetu dyrektora. Chłopcy przekroczyli próg pomieszczenia. Od ostatniej wizyty nic się tu nie zmieniło. Wszystko stało jak było. Dziwaczne instrumenty i naczynia na półkach i wielka drewniana szafa w rogu pomieszczenia nie zmieniły swojego miejsca.
-Dzień dobry chłopcy. -powiedział spokojnie dyrektor. Był spokojny, jak gdyby zaprosił dwóch psotników na herbatę, a nie z zamiarem wydalenia ich ze szkoły. -Siadajcie. -powiedział tym samym tonem.
Syriusz i James spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Zajęli miejsca przed biurkiem, za którym siedział Dumbledore.
-Mamy się pójść pakować? -zapytał smętnie Syriusz.
-O czym ty mówisz? -spytał dyrektor.
-Mówię, że wylatujemy.
Albus Dumbledor zaśmiał się pod nosem.
-Nie, skąd. Ja tylko chciałem was grzecznie po prosić, żebyście nie opuszczali terenu szkoły, bo nie jest ostatnio bezpiecznie. I mam nadzieję, że nie powiecie nikomu o przypadłości Remusa. Było by to dla niego ciut nie przyjemne.
Syriusz spojrzał na dyrektora ze zdziwieniem. Dumbledor widząc to dodał.
-No proszę was jedno wyjście ze szkoły i już mam was wyrzucać. Co sobie tak nisko stawiacie poprzeczkę. -dyrektor zaśmiał się jeszcze raz.
-Ale jak? Żadnych konsekwencji? -dopytywał z niedowierzaniem Syriusz. James szturchną go pod stołem.
-Chyba mieliście już ich dość. Jak chcecie oczywiści mogę wszystko powiedzieć profesor McGonagall.
-Nie! -powiedzieli równocześnie chłopcy.
****************************************
Finito! Czemu teraz piszę? Nie wiem! Chyba się stęskniłam za tym. Sorry, że mnie nie było, ale przez ostatnie 6 miesięcy miałam problem z internetem i ostatnie o czym myślałam to blog. Wiem straszna ze mnie osoba. A teraz konkrety. Blog nie jest zawieszony i tak dalej, ale proszę was o wyrozumiałość :D. No i mam do was jeszcze jedno pytanko. Ile chcecie rozdziałów do końca tego pierwszego roku w opowiadaniu, bo chcę już zrobić ten przeskok czasowy. Jeden? Dwa? Trzy? Mogę się dostosować. Piszcie w komentarzach!Pozdrawiam was moje mordki i dzięki za takie długie czekanie!!!! :D
~Oblivion


środa, 21 stycznia 2015

Liebster Blog Award

Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonywaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Nominowała mnie
Dorcas Meadowes-Black 
z bloga :
http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/

Thx za nominację takiego patentowanego lenia jak ja! :D

1. Skąd wziął się pomysł na bloga?
-Początkowo to miało być takie wydurnianie się, bo w zasadzie nie umiem pisać opowiadań, a padło na tą całą historię, bo uwielbiam huncwotów.
2. Czy kiedyś chciałabyś wydać własną książkę?
-Eee... W zasadzie to myślałam o tym, ale mój analfabetyzm mi w tym przeszkadza trochę.
3. Od jak dawna piszesz?
-W zasadzie to od roku... Ale prace z polaka to już chyba od 6 lat, ale to się chyba nie liczy.
4. Jakiej muzyki słuchasz?
-Głównie punku i rocka (the Analogs, Kabanos, Dżem, Farben Lehre, KSU, Sex pistols itp.)
5. Czego się boisz najbardziej?
-Tak fizycznie to niczego, ale tak bardziej metafizycznie sprawę ujmując to boję się, że będę musiała kiedyś żyć bez celu, no wiecie takie wstawanie z łóżka, bo i tak nie mam nic lepszego do roboty, albo gorzej nie wstawanie i tylko spanie.
6.Jakie filmy/książki lubisz najbardziej?
-Hmmm gatunek godny polecenia to oczywiście fantastyka, ale z filmów lubię też takie jak Poranek Kojota, Fuks czy też Chłopaki nie płaczą. A no i jeden z lepszych cyklów jakie miałam w łapkach to na pewno HP i Czwarty Wymiar J12H.
7. Twoja ulubiona postać literacka/fikcyjna?
-Syriusz Black... Ciężko się domyśleć XD.
8. Najładniejsze angielskie imię męskie?
W zasadzie to chciałam nazwać chomika Syriusz, albo James więc to chyba tę imiona mi najbardziej przypadły do gustu.
9. Kolor jaki cię opisuję?
Czarny/fiolet, bo wyglądam jak osoba wiecznie nie przytomna...
10. Zwierzę, które opisuję ciebie?
-Hahahahaha..... leniwiec...
11. Jakie jest twoje hobby?
-Rysunek, malowanie i wpieprznie się w niezręczne sytuację (jestem w tym naprawdę dobra).



NOMINUJE:
nikogo nie nominuję. Sorry, ale po pierwsze nie chcę mi się pisać pytań, a po drugie jedyny blog jaki czytam został już nominowany :(