Syriusz obudził się gdzieś o 7 rano. Wstał, ubrał się i zszedł na dół, na śniadanie gdzie czekała już na niego matka, Walbulgria z ojcem Orionem i jego młodszy brat Regulus.
-Dzień dobry wszystkim. -powitał ich z nutą znudzenia w głosie.
-Dzień dobry Syriuszu. -odpowiedzieli wszyscy troje.
Blackowie szczycili się czystością, krwi i zawsze traktowali mugolaków, jako ludzi drugiej kategorii. Mówiąc szczerze to, Syriusz ich wszystkich nie znosił. Nie licząc swojej kuzynki Andromedy i wuja Alfrada. Nie interesował go czysta krew i zbytnio nie przepadał za „dobrymi” manierami, które zdaniem jego rodziny polegały na tym, żeby wywyższać się i tępić osoby „brudnej krwi”. Matka zawsze powtarzała mu, że noszenie nazwiska Black zobowiązuje i wymaga odpowiedniego zachowania. Tylko był jeden mały szczegół, Syriusz wolałby się zrzec swojego dziedzictwa niż być taki, jak reszt jego zdegenerowanych krewnych.
Na śniadaniu jak zawsze panowała chłodna atmosfera, której nikt nie próbował przerwać. Syriusz w pośpiechu zjadł śniadanie i udał się, do swojej sypialni na trzecim piętrzę. Nie uważał on, za nic przyjemnego spędzanie czasu ze swoją rodziną, a szczególnie z matką i z jej obsesją na punkcie Szlachetnego Rodu Blacków.
Syriusz siadł przy stoliku i w pośpiechu zaczął pisać list do Andromedy, ponieważ wiedział, że zaraz przyjdzie Walburga z nawałem zadań, które ma dzisiaj zrobić. Zawsze „dbała” by jej pierworodny się nie nudził.
Droga Andromedo!
Jak tam Ci mijają ostatnie dni wakacji? U mnie po staremu… Nie chcę mi się wierzyć, że to moje ostatnie Wolne dni. Za niedługo rozpocznie się ten mój nieszczęsny pierwszy rok w Hogwarcie. Nie za bardzo chcę jechać do tej szkoły, ale wizja zostania w domu z rodzicami mnie przeraża. Szkoda, że skończyłaś już Hogwart, będę musiał sam radzić sobie w szkole.
Pozdrawiam.
Syriusz
Syriusz zbiegł w pośpiechu i prawie nie zauważalnie na dół, żeby odszukać sowę i szybko wysłać list, zanim reszta rodziny skończy jeść śniadanie.
****
Następnego dnia Syriusz po obiedzie udał się razem z ojcem i matką na ulicę Pokątną, żeby zakupić podręczniki, różdżkę, szatę, kociołek i parę innych rzeczy potrzebnych do szkoły. Najpierw wstąpili do księgarni „Esy i Floresy” po książki. A potem do Ollivandera po różdżkę. Różdżka, którą kupił, miała jedenaście cali wykonana była z głogu, a rdzeniem było pióro feniksa. Ponoć dobrze się sprawdzała w transmutacji. Gdy załatwili już wszystkie sprawy na ulicy Pokątnej, wrócili do domu. No, oczywiście cała wyprawa nie mogłaby się odbyć bez zrzędzenia i obrażania mugolaków, bo to była ulubiona rozrywka rodziców Blacka.
Matka zabrała się do robienia tego, co zawsze, czyli narzekania na wszystko, a ojciec przeglądał „Proroka Codziennego”.
-Syriusz chodź tu na chwilę. -zawołała go Walburga rozkazującym tonem.
-Słucham? -odpowiedział po chwili Syriusz, gdy przybiegł do kuchni na wezwanie pani Black
-Masz się spakować, ubrania są już na twoim łóżku.-Powiedziała formalnym głosem.
-Jasne -odrzekł Syriusz znudzonym tonem, wiedział dobrze, że to zawsze denerwuję jego matkę, a pomimo to, że czasem obrywał naprawdę groźnymi zaklęciami była to jego ulubiona rozrywka. Nic bardziej nie zadowalało Syriusza niż znieważanie pani Black.
-I pamiętaj, jutro pociąg odjeżdża, o 11, czyli najpóźniej o 10: 30 masz być już przygotowany do odjazdu. I powiedz Stworkowi, żeby zabrał twój kufer na dół, jak skończysz się pakować. -powiedziała Walburga piorunując go morderczym spojrzeniem i chwytając swoją różdżkę.
-Dobrze, to wszystko? -powiedział zniecierpliwiony, ale zadowolony na widok zdenerwowanej matki młody Black.
-Tak, to wszystko! -dodała matka, rzucają drętwotą w jego stronę. Jej reakcja wcale go nie zdziwiła, Syriusz zrobił szybki unik i pośpiesznie udał się na górę za nim matka, przetestuję na nim jakieś Zaklęcie Niewybaczalne. Pakował się, myśląc o jutrzejszym dniu i o tym, że jutro jego los się przesądzi i zostanie Śliz gonem jak reszt jego rodziny, Zdawał sobie sprawę, że prawie w ogóle nie decyduję o swoim losie. Nie licząc tych kilku godzin przed spanie, które może poświęcić na rysowanie i pisanie ze swoją kuzynką Andromedą i kuzynem Arturem, (z którym głównie gada, o mugolach). Czasami Artur przysyła mu mugolskie gazety, żeby sobie poprzeglądał. Gdy skończył się pakować, kazał Stworkowi, zanieś kufer na parter tak, jak mu powiedziała wcześniej matka. Po kolacji Syriusz zebrał się do spania, ale za nim zasnął, zaczął szkicować w swoim notatniku nie przeciętnie dużego czarnego psa.
****
Poranne zbieranie się do wyjazdu minęło dość szybko. Zanim się spostrzegł była już 10: 30 i właśnie przygotowali się do teleportacji, pani Black wydała ostatni rozkaz Stworkowi, który dotyczył przeteleportowania kufra Syriusza na peron 9 3/4. Regulus teleportował się z matką, a Syriusz z ojcem. Po chwili pojawili się na peronie. Syriusz odczekał grzecznościowe 10, min pożegnał się z rodzicami i odszedł, ciągnąc za sobą ciężki kufer. Prawdę mówiąc, nie mógł do końca stwierdzić czy się cieszy z tego, że wyjeżdża. Z jednej strony uwolni się od rodziny, ale w koło tyle dziwnych ludzi… Wsiadł do pociągu, trochę zeszło, zanim znalazł wolne miejsce. W końcu znalazł przedział z dwoma ubranymi w szaty szkolne chłopcami i z dziewczyną, która miała na sobie mugolskie ubrania. Była odwrócona w stronę szyby i najwyraźniej mało zachwycona z tego, że jedzie do szkoły, bo cały czas szlochała.
-Hej mogę się dosiąść? -wyrecytował Syriusz znudzonym głosem.
-Jasne! -powiedział chłopiec w okularach i potarganymi włosami, a w jego głosie było coś takiego, co zachęcało do rozmowy.
Black przytargał swój kufer, po czym siadł koło chłopca z potarganymi włosami. Drugi chłopiec był blady i miał liczne blizny na twarzy. Był pogrążony w czytaniu jakieś gazety.
-To skoro już tak siedzimy, to się może zapoznajmy. Ja jestem James Potter. -powiedział okularnik, po 5 min niezręcznej ciszy, w której było słychać tylko szloch dziewczyny siedzącej z nimi. -A wy?
-Ja jestem Syriusz Black. -odparł Black wyjątkowo miły tonem głosu.
-A ja Remus Lupin.- Powiedział chłopiec, wychyliwszy się znad gazety.
-Co czytasz? -zagadną James.
-Nową ustawę dotyczącą wilkołaków. -odrzekł Remus z nutą zaniepokojenie w głosie.
-Dziwne rzeczy cię interesuję. -powiedział James, uśmiechając się lekko.
Rozmawiali o różnych tematach i tak aż do chwili, w której przyszedł czarnowłosy chłopak o ziemistej cerze ubrany w szatę szkolną. I zaczął pocieszać dziewczynę siedzącą z nimi.
-A tak właściwie co się jej stało? -zapytał Syriusz.
-Nie wiem płaczę odkąd tu wszedłem. -powiedział Remus.
-Chyba wygląda na mało zadowoloną w związku z wyjazdem do szkoły.
-Ale jedziemy! I to jest to! Jedziemy do Hogwartu!.-powiedział chłopak do szlochającej dziewczyny.
-Dobrze by było, żebyś trafiła do Slytherinu.
-Do Slytherinu? -zapytał z oburzeniem James. -Ktoś tutaj chcę być w Slytherinie? Chyba się gdzieś przesiądę, a wy?
-Cała moja rodzina była w Slytherinie. -odparł trochę zmieszany Syriusz.
-Jasny gwint, a ja myślałem, że z tobą wszystko w porządku. -roześmiał się James, ale nie był to śmiech pogardliwy tylko raczej przyjazny.
-Może zerwę z rodziną tradycją. -to stwierdzenie tak szybko przyszło mu na myśl, że nie był pewien czy to on wypowiada te słowa. –a ty gdzie byś chciał trafić?
-Do Gryffindoru, gdzie kwitnie męstwo i cnota.-powiedział James, udając, że włada mieczem. -Jak mój ojciec. -dodał z dumą.
Chłopiec pod oknem prychną ze śmiechu.
-Przeszkadza ci to? -powiedział James wyzywającym tonem.
-Nie, skoro wolisz mieć krzepę niż mózg. -odrzekł pogardliwy tonem
-A ty gdzie byś chciał trafić skoro Ci i tego, i tego brak?
-Choć Severusie znajdziemy sobie inny przedział. -powiedział dziewczyna, wstając i zarzucając swoje rudawe włosy do tyłu.
-Do zobaczenia Smarkerusie. -zakpił James.
Dziewczyna z Severusem wyszli z przedziału. A chłopcy kontynuowali rozmowę na temat domu, w którym chcieliby się znaleźć.
-Już wolę chłopaka z manią na punkcie Gryffindoru i gościa dziwnie zainteresowanego wilkołakami niż kolejny takich, co pasują na Ślizgonów. -powiedział sobie w duchu Syriusz, kontynuując rozmowę z nowo poznanymi osobami.
-Dzień dobry wszystkim. -powitał ich z nutą znudzenia w głosie.
-Dzień dobry Syriuszu. -odpowiedzieli wszyscy troje.
Blackowie szczycili się czystością, krwi i zawsze traktowali mugolaków, jako ludzi drugiej kategorii. Mówiąc szczerze to, Syriusz ich wszystkich nie znosił. Nie licząc swojej kuzynki Andromedy i wuja Alfrada. Nie interesował go czysta krew i zbytnio nie przepadał za „dobrymi” manierami, które zdaniem jego rodziny polegały na tym, żeby wywyższać się i tępić osoby „brudnej krwi”. Matka zawsze powtarzała mu, że noszenie nazwiska Black zobowiązuje i wymaga odpowiedniego zachowania. Tylko był jeden mały szczegół, Syriusz wolałby się zrzec swojego dziedzictwa niż być taki, jak reszt jego zdegenerowanych krewnych.
Na śniadaniu jak zawsze panowała chłodna atmosfera, której nikt nie próbował przerwać. Syriusz w pośpiechu zjadł śniadanie i udał się, do swojej sypialni na trzecim piętrzę. Nie uważał on, za nic przyjemnego spędzanie czasu ze swoją rodziną, a szczególnie z matką i z jej obsesją na punkcie Szlachetnego Rodu Blacków.
Syriusz siadł przy stoliku i w pośpiechu zaczął pisać list do Andromedy, ponieważ wiedział, że zaraz przyjdzie Walburga z nawałem zadań, które ma dzisiaj zrobić. Zawsze „dbała” by jej pierworodny się nie nudził.
Droga Andromedo!
Jak tam Ci mijają ostatnie dni wakacji? U mnie po staremu… Nie chcę mi się wierzyć, że to moje ostatnie Wolne dni. Za niedługo rozpocznie się ten mój nieszczęsny pierwszy rok w Hogwarcie. Nie za bardzo chcę jechać do tej szkoły, ale wizja zostania w domu z rodzicami mnie przeraża. Szkoda, że skończyłaś już Hogwart, będę musiał sam radzić sobie w szkole.
Pozdrawiam.
Syriusz
Syriusz zbiegł w pośpiechu i prawie nie zauważalnie na dół, żeby odszukać sowę i szybko wysłać list, zanim reszta rodziny skończy jeść śniadanie.
****
Następnego dnia Syriusz po obiedzie udał się razem z ojcem i matką na ulicę Pokątną, żeby zakupić podręczniki, różdżkę, szatę, kociołek i parę innych rzeczy potrzebnych do szkoły. Najpierw wstąpili do księgarni „Esy i Floresy” po książki. A potem do Ollivandera po różdżkę. Różdżka, którą kupił, miała jedenaście cali wykonana była z głogu, a rdzeniem było pióro feniksa. Ponoć dobrze się sprawdzała w transmutacji. Gdy załatwili już wszystkie sprawy na ulicy Pokątnej, wrócili do domu. No, oczywiście cała wyprawa nie mogłaby się odbyć bez zrzędzenia i obrażania mugolaków, bo to była ulubiona rozrywka rodziców Blacka.
Matka zabrała się do robienia tego, co zawsze, czyli narzekania na wszystko, a ojciec przeglądał „Proroka Codziennego”.
-Syriusz chodź tu na chwilę. -zawołała go Walburga rozkazującym tonem.
-Słucham? -odpowiedział po chwili Syriusz, gdy przybiegł do kuchni na wezwanie pani Black
-Masz się spakować, ubrania są już na twoim łóżku.-Powiedziała formalnym głosem.
-Jasne -odrzekł Syriusz znudzonym tonem, wiedział dobrze, że to zawsze denerwuję jego matkę, a pomimo to, że czasem obrywał naprawdę groźnymi zaklęciami była to jego ulubiona rozrywka. Nic bardziej nie zadowalało Syriusza niż znieważanie pani Black.
-I pamiętaj, jutro pociąg odjeżdża, o 11, czyli najpóźniej o 10: 30 masz być już przygotowany do odjazdu. I powiedz Stworkowi, żeby zabrał twój kufer na dół, jak skończysz się pakować. -powiedziała Walburga piorunując go morderczym spojrzeniem i chwytając swoją różdżkę.
-Dobrze, to wszystko? -powiedział zniecierpliwiony, ale zadowolony na widok zdenerwowanej matki młody Black.
-Tak, to wszystko! -dodała matka, rzucają drętwotą w jego stronę. Jej reakcja wcale go nie zdziwiła, Syriusz zrobił szybki unik i pośpiesznie udał się na górę za nim matka, przetestuję na nim jakieś Zaklęcie Niewybaczalne. Pakował się, myśląc o jutrzejszym dniu i o tym, że jutro jego los się przesądzi i zostanie Śliz gonem jak reszt jego rodziny, Zdawał sobie sprawę, że prawie w ogóle nie decyduję o swoim losie. Nie licząc tych kilku godzin przed spanie, które może poświęcić na rysowanie i pisanie ze swoją kuzynką Andromedą i kuzynem Arturem, (z którym głównie gada, o mugolach). Czasami Artur przysyła mu mugolskie gazety, żeby sobie poprzeglądał. Gdy skończył się pakować, kazał Stworkowi, zanieś kufer na parter tak, jak mu powiedziała wcześniej matka. Po kolacji Syriusz zebrał się do spania, ale za nim zasnął, zaczął szkicować w swoim notatniku nie przeciętnie dużego czarnego psa.
****
Poranne zbieranie się do wyjazdu minęło dość szybko. Zanim się spostrzegł była już 10: 30 i właśnie przygotowali się do teleportacji, pani Black wydała ostatni rozkaz Stworkowi, który dotyczył przeteleportowania kufra Syriusza na peron 9 3/4. Regulus teleportował się z matką, a Syriusz z ojcem. Po chwili pojawili się na peronie. Syriusz odczekał grzecznościowe 10, min pożegnał się z rodzicami i odszedł, ciągnąc za sobą ciężki kufer. Prawdę mówiąc, nie mógł do końca stwierdzić czy się cieszy z tego, że wyjeżdża. Z jednej strony uwolni się od rodziny, ale w koło tyle dziwnych ludzi… Wsiadł do pociągu, trochę zeszło, zanim znalazł wolne miejsce. W końcu znalazł przedział z dwoma ubranymi w szaty szkolne chłopcami i z dziewczyną, która miała na sobie mugolskie ubrania. Była odwrócona w stronę szyby i najwyraźniej mało zachwycona z tego, że jedzie do szkoły, bo cały czas szlochała.
-Hej mogę się dosiąść? -wyrecytował Syriusz znudzonym głosem.
-Jasne! -powiedział chłopiec w okularach i potarganymi włosami, a w jego głosie było coś takiego, co zachęcało do rozmowy.
Black przytargał swój kufer, po czym siadł koło chłopca z potarganymi włosami. Drugi chłopiec był blady i miał liczne blizny na twarzy. Był pogrążony w czytaniu jakieś gazety.
-To skoro już tak siedzimy, to się może zapoznajmy. Ja jestem James Potter. -powiedział okularnik, po 5 min niezręcznej ciszy, w której było słychać tylko szloch dziewczyny siedzącej z nimi. -A wy?
-Ja jestem Syriusz Black. -odparł Black wyjątkowo miły tonem głosu.
-A ja Remus Lupin.- Powiedział chłopiec, wychyliwszy się znad gazety.
-Co czytasz? -zagadną James.
-Nową ustawę dotyczącą wilkołaków. -odrzekł Remus z nutą zaniepokojenie w głosie.
-Dziwne rzeczy cię interesuję. -powiedział James, uśmiechając się lekko.
Rozmawiali o różnych tematach i tak aż do chwili, w której przyszedł czarnowłosy chłopak o ziemistej cerze ubrany w szatę szkolną. I zaczął pocieszać dziewczynę siedzącą z nimi.
-A tak właściwie co się jej stało? -zapytał Syriusz.
-Nie wiem płaczę odkąd tu wszedłem. -powiedział Remus.
-Chyba wygląda na mało zadowoloną w związku z wyjazdem do szkoły.
-Ale jedziemy! I to jest to! Jedziemy do Hogwartu!.-powiedział chłopak do szlochającej dziewczyny.
-Dobrze by było, żebyś trafiła do Slytherinu.
-Do Slytherinu? -zapytał z oburzeniem James. -Ktoś tutaj chcę być w Slytherinie? Chyba się gdzieś przesiądę, a wy?
-Cała moja rodzina była w Slytherinie. -odparł trochę zmieszany Syriusz.
-Jasny gwint, a ja myślałem, że z tobą wszystko w porządku. -roześmiał się James, ale nie był to śmiech pogardliwy tylko raczej przyjazny.
-Może zerwę z rodziną tradycją. -to stwierdzenie tak szybko przyszło mu na myśl, że nie był pewien czy to on wypowiada te słowa. –a ty gdzie byś chciał trafić?
-Do Gryffindoru, gdzie kwitnie męstwo i cnota.-powiedział James, udając, że włada mieczem. -Jak mój ojciec. -dodał z dumą.
Chłopiec pod oknem prychną ze śmiechu.
-Przeszkadza ci to? -powiedział James wyzywającym tonem.
-Nie, skoro wolisz mieć krzepę niż mózg. -odrzekł pogardliwy tonem
-A ty gdzie byś chciał trafić skoro Ci i tego, i tego brak?
-Choć Severusie znajdziemy sobie inny przedział. -powiedział dziewczyna, wstając i zarzucając swoje rudawe włosy do tyłu.
-Do zobaczenia Smarkerusie. -zakpił James.
Dziewczyna z Severusem wyszli z przedziału. A chłopcy kontynuowali rozmowę na temat domu, w którym chcieliby się znaleźć.
-Już wolę chłopaka z manią na punkcie Gryffindoru i gościa dziwnie zainteresowanego wilkołakami niż kolejny takich, co pasują na Ślizgonów. -powiedział sobie w duchu Syriusz, kontynuując rozmowę z nowo poznanymi osobami.
Fajny początek!
OdpowiedzUsuń