czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 8 Posąg, korytarz i skrzynka

Pozostałe trzy dni września i prawie cały październik zleciały monotonnie, dni dłużyły się i każdy z nich wyglądał tak samo. Huncwoci nadal szkicowali mapę, która była już całkiem duża. Podczas wypraw nic ciekawego się nie wydarzyło, ponieważ sprzeczki i chichranie Syriusza z Jamesem skutecznie wyciszały zaklęcia. Czwórka przyjaciół zachowywała się dość spokojnie na lekcjach, może pomijając parę docinek na Historii magii, za które wszyscy musieli napisać esej o III Rewolucji goblinów z 923 roku. Także spokojny nudny miesiąc w Hogwarcie.
Była sobota wieczór, a piątka gryfonów siedziała jak zwykle przed kominkiem na swoich ulubionych miejscach, gadając o wszystkim i o niczym.
-Is, a gdzie masz tak właściwie Rudą?- Zapytał Potter standardowo czochrając swoje włosy, poprawiając okulary i rzucając huncwocki uśmiech. Okularnik nigdy by się do tego nie przyznał, ale zawsze robił te trzy dopracowane do perfekcji czynności w obecności jakiejkolwiek dziewczyny. Reszta Huncwotów uwielbiała się z tego śmiać, bo uważali, że to "lekka" przesada. I często  dogryzali Jamesowi tym, że Jęczącą Martę też z chęcią by pewnie poderwał.
-Wróżką nie jestem, ale sądzę, że jest w bibliotece.- Powiedziała Isobel, nawet nie zerkając na wyczyny Jamesa. Ona i Lily były chyba jedynymi dziewczynami z ich rocznika, które nie wgapiały się w niego jak mohery w kaplicę.
-Cóż, za droga dedukcji, Is- Zaśmiał się Syriusz.
-Cóż, za trudnych wyrazów się używa, Black.- Powiedziała McKinnon. Odrywając swoje brązowe oczy od kominka rzuciła szarookiemu Huncwotowi wyzywające spojrzenie.
-A zdarza mi się czasami.- Odpowiedział Black, patrząc się jeszcze dziwniej na nią. Is chciała już mu coś odpowiedzieć, ale James ją uprzedził.
-Wiecie, że za niedługo rozgrywki quiditcha, Gryfoni kontra Puchoni? -Przerwał to dziwną wymianę zdań.
-Widzę, że jak zwykle na temat.- Zażartował  Syriusz, a Huncwoci parsknęli śmiechem.
-Wole już palnąć coś nie na temat, niż słuchać waszego przemawiania o to kto zna więcej trudnych zwrotów. Te pościgi, te wybuchy.
-Tak to już bywa.- Przytaknęła McKinnon, poprawiła swoje czarne włosy i uśmiechnęła się do Jamesa.
-No to co z tymi rozgrywkami?- Zapytał Peter.
-Za tydzień w sobotę. Idziecie?
-No pewnie. -Przytaknęli niemal równocześnie pozostali.
-Puchoni nie mają z nami szans.
-Czy ja wiem Hufflepuff ma dobrego szukającego, ponoć na ostatnim meczu dał popalić Ravenclaw'owi. Złapał znicz 5 minut po rozpoczęciu meczu.- Odezwał się Remus, na którym jeszcze było widać ślady działania ostatniej pełni. James spojrzał na Lunatyka i umilkł na chwilę. Przypomniał sobie o animagi. Przez ostanie tygodnie omijał bibliotekę szerokim łukiem i na śmierć zapomniał o pewnym fakcie, który miał sprawdzić.
-James!- Syriusz szturchną nieobecnego przyjaciela.
-Co?- Potter się ockną.
-Zapatrzyłeś się w Remusa jakby to była Evans. -Dociął mu Black. Huncwot znów grał na nerwach Lily, która zdążyła już wrócić z biblioteki ze stosem grubych ksiąg, które zapewne przeczyta w jeden wieczór.
Gryfonka nadal trwała w swoim postanowieniu, ale nie przynosiło to pożądanych efektów, bo Syriusz uwielbiał ją męczyć, ale przynajmniej James trochę przystopował.
-Bardzo śmieszne. -Powiedział już całkiem przytomnie okularnik.
-Wiem, że śmieszne w końcu ja mam same genialne teksty. -Black uśmiechną się nonszalancko.
-Z takim wyszczerzem to ty tylko oślepiasz, a nie zabójczo wyglądasz. -Dogryzła mu Lily, która nie chciała pozostać dłużna szarookiemu Huncwotowi.
-Cicho, jeszcze wszystkie dziewczyny będą pchać się w moje ramiona.
-Nie sądzę, raczej będą zajęte mną. -Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.
-Nie wątpię. -Powiedziała McKinnon .
-Która jest?-Zapytał Black.
-Gdzieś koło 23.- Odpowiedział mu Peter. Syriusz poderwał się z fotela, szturchną Pottera i wskazał mu wzrokiem kręte schody. James również wstał z kanapy i zarzucił swoją torbę na ramię.
-No to my będziemy się już zwijać, jakoś senni się zrobiliśmy. -Powiedział niższy z nich, także zabierając swoją torbę z oparcia siedzenia.
-Coś mi się średnio chcę wierzyć, że obydwoje teraz, grzecznie pójdziecie spać.-Is spojrzała badawczo na tą dwójkę. -Co wy knujecie?
-Nic, po za tym nawet jeśli to tajne sprawy Huncwotów. -Okularnik uśmiechną się do dziewczyn, na co one parsknęły tylko pogardliwym śmiechem.
-Już to widzę, słynni Huncwoci Hogwartu. -Powiedziała sarkazmem Lily, a obie dziewczyny wybuchnęły głośnym śmiechem. James tylko przewrócił oczami.
-Wierzcie mi lub nie, ale przejdziemy do historii tej szkoły jako legendarni psotnicy, a uczniowie i nauczyciele będą nas wspominać przez długi czas. -Odrzekł Potter po czym wraz z Blackiem podeszli do krętych schodów. Na odchodnym ciemnooki chłopak z iście huncwockim uśmiechem odwrócił się i krzykną.
-A ty Ruda, jeszcze będziesz moja. -Cała ta scena wyglądała jak wycinek z jakiegoś nisko budżetowego, mugolskiego filmu, ale robiła swego rodzaju "wrażenie".

****
-Invite. -Mrukną Black, który w aktualnie chwili gnieździł się razem z Potterem pod peleryną niewidką na trzecim piętrze.
-I znów nic. Ostatnio ubogo w te tajemne przejścia. -Powiedział okularnik.
-Cóż.. A tak swoją drogą to ty ten cyrk z Evans tak na serio odstawiasz?- To pytanie nurtowało Syriusza od tygodni, ale jakoś tak nie było czasu żeby je zadać.
-A czy to ważne, czy to na serio czy nie?- James poczochrał swoje włosy.
-Serio? Jest ciemno, jesteśmy pod peleryna niewidką i jedyną osobą w pobliżu jestem ja. Jeśli sądzisz, że mnie wyrwiesz na te swoje poczochrane kłaki to się mylisz. Jestem  wymagający.
-W sumie moje włosy musiałby być nieco dłuższe, a ja sam musiałbym wyglądać jak skrzyżowanie wampira ze białą ścianą i myślę że bym cię spokojnie wyrwał. -Potter zaśmiał się głośno.
-Czy ty mi coś insynuujesz?- Zapytał zbity z tropu Black.
-No proszę cię. Pff... "Co za droga dedukcji, Is." -Zacytował wyższy z nich.
-Jak by się temu bliżej przyjrzeć to masz rację. Myślę, że te 10 minut dziennie jakie spędzamy na sprzeczaniu się można śmiało określić jaki stały związek. No wiesz, ale nie chcieliśmy wam jeszcze mówić, bo nie jesteśmy pewni swoich uczuć. Wiesz młody związek i te sprawy. -Zakpił Black.
-No, ale.... -James nie skończył, bo Syriusz wszedł mu w słowo.
-Posądzanie mnie, że bujam się w McKinnon to tak jakby posądzić mnie o romans z tobą. -Huncwoci zaczęli się chichrać.
-Dobra nie było tematu. Choć bo od 10 minut stoimy tu i kłócimy się jak dwie nastolatki z okresem. -Powiedział okularnik.
James i Syriusz przeszli 15 metrów, cały czas notując coś na pergaminie, po czym Black znów wypowiedział zaklęcie.
-Invite. -Ku uciesze dwóch Huncwotów po prawej stronie zobaczyli błysk, który sygnalizował tajne przejście. Obydwoje poszli w kierunku światła i ujrzeli podświetlony posąg jednookiej wiedźmy z otwartym garbem.
-Ciekawe dokąd prowadzi. -Powiedział Potter, który przyglądał się badawczo posągowi.
-Przekonajmy się. -Black rozglądną się po korytarzu i wylazł z pod peleryny. Wgramolił się przez otwór i wylądował w ciemnym korytarzu. James nie czekając aż Filtch coś wywęszy wślizgną się za Blackiem.
-Invite. -Powiedział James, zamykając tym za sobą przejście. -To co idziemy?
-Nie, będziemy tu tak stać. -Powiedział sarkazmem Black.
Dwóch Huncwotów szło krętym korytarzem przez jakieś 15 minut. Droga dłużyła się niemiłosiernie. Tunel był wąskim korytarzykiem, w którym było ponuro, a między ścianami było porozwieszane mnóstwo pajęczyn. Widać było, że z tego przejścia nie korzystał nikt od lat. Po przejściu chyba co najmniej 2 km James i Syriusz wspięli się po stromych stopniach i wydostali się z tunelu klapą, która była na końcu schodków. Wyszli w jakimś magazynie. Zarzucili na siebie pelerynę niewidkę i przeszli przez drzwi. Ich oczom ukazało się pomieszczenie pełne półek z różnymi czarodziejskim słodyczami i przekąskami.James popatrzył ze zdziwieniem na Syriusza, nie mieli pojęcia jak, ale znajdowali się aktualnie w Hogsmade, gdzie z jakieś 2 miesiące temu wysiadali z ekspresu Londyn-Hogwart. Huncwoci ściągnęli pelerynę i wyszli ze sklepu, który jakimś dziwny trafem był otwarty.
-To co teraz? -Zapytał niższy, trzęsąc się z zimna, bo w końcu były to ostatnie dni października.
-Chodźmy się gdzieś powłóczyć.
-Zwariowałeś i tak wszystko już jest pozamykane, a poza tym jest cholernie zimno.
-Właśnie zwialiśmy z Hogwartu i siedzimy w Hogsmade, a tobie nie chcę się nigdzie iść.
-No mniej więcej tak.
-Leser. To chociaż kupmy zapas piwa kremowego.
-Czego?
-Piwa kremowego. Taki zarąbiście dobry napój. -James uśmiechną się i pociągną Syriusza za sobą. Przyjaciele wpadli do Trzech Mioteł, w których było pełno ludzi, siedzących przy drewnianych stolikach. Podeszli do lady.
-Co zamawiacie? -Zapytała kelnerka. Przyglądając się im z wyraźnym zaciekawieniem, bo w końcu nie codziennie o północy przychodzili do niej uczniowie Hogwartu.
-Skrzynkę piwa kremowego. -Kobieta jeszcze bardziej wytrzeszczyła oczy, ale nic na to nie powiedziała.
-To będzie pięć galeonów. -Postawiła przed nimi skrzynkę. Huncwoci zapłacili po połowie i oddalili się ze swoim zakupem w ciemny kont knajpki. Zarzucili na siebie pelerynę i wrócili do Hogwartu, mimo głośnych protestów Jamesa.
****
-Możesz zamknąć wreszcie dziób? -Warkną Black, który był już wkurzony na Jamesa, ponieważ przez całą drogę narzekał na to, że nie zdążył sobie pochodzić po Hogsmade.
-Nie, leniu.-Powiedział Potter wychodząc z garba posągu. Po czym zamkną przejście.
-Jest gdzieś w pół do pierwszej nie było sensu naw.... -Wypowiedź Syriusza przerwało miauczenie kota.
-No to świetnie nie rzuciliśmy żadnych zaklęć wyciszających, a darcie tego kretyna  ściągnęło uwag pchlarza. Iście zajebiście.-Pomyślał Black przesuwając skrzynie za posąg. Wyrwał pelerynę z rąk Pottera i zarzucił ją na nich (choć bardzo go kusiło, żeby go wystawić woźnemu). Weszli do pierwszego lepszego pomieszczenia. Odczekali 10 min i kiedy przestali słyszeć kroki wyszli ze schowka. Zabrali skrzynie i udali się do dormitorium. Przez drogę praktycznie nie gadali, bo nie chcieli znów spotkać woźnego. Po powrocie do sypialni nie obyło się bez obudzenie Lunatyka i Petera, i głośnego uczczenia nowego tajnego przejścia gadaniem i piciem piwa.

********************************************

Siemanko! W tym tygodniu rozdział trochę wcześniej, bo mam rekolekcję i mi się nudziło, po za tym obiecałam komuś, że wcześniej wstawię. Wiem, wiem krótki, ale nie chciałam dziś przedłużać. A właśnie jeśli zastanawiacie się o co chodzi z zaklęciem Invite to tu zamieszczam objaśnienie.

Invite- wymowa "Inwajt", zaklęcie wymyślone przeze mnie, ponieważ nie mogłam znaleźć odpowiedniego do odkrywania tajnych przejść. Podświetla skrytki, ukryte korytarze i tajne tunele, i otwiera je.

Mam nadzieje, że wam się podobało, zachęcam do czytania, komentowania i pozdrawiam! ~Oblivion

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 7 Mroczny sekret

James wstał z łóżka nie co jeszcze obolały po wczorajszym "bliższym zapoznaniu" z hipogryfem. Wziął swoje buty w ręce i ukradkiem wyszedł ze skrzydła szpitalnego, tak żeby pani Pomfray go nie zauważyła. Huncwot po przejściu przez drzwi, zamkną je dyskretnie i założył swoje trampki. Szedł cicho przez korytarz żeby nie ściągnąć uwagi Irytka i nie pobudzić całego Hogwartu.

James staną przed portretem Grubej Damy.
-Czy wyście wszyscy oszaleli? Jak nie o północy mnie budzą to o 6 rano!- Warkną oburzony portret.
-Plantacja gumochłonów.- Powiedział Potter, modląc się w duchu żeby Gruba Dama skończyła swoje wywody. Ku zadowoleniu Jamesa portret odskoczył ukazując wejście do dormitorium Gryfonów. Huncwot przeszedł przez dziurę i powlókł się krętymi schodami do sypialni I roku. Wspinając się po stopniach rozmyślał nad tym co wczoraj usłyszał. Zastanawiał się czy reszta Huncwotów coś podejrzewa i czy zastanie Remusa w dormitorium. Młody czarodziej przekroczył próg pokoju i tak jak się spodziewał byli w nim tylko Peter i Syriusz, którzy jeszcze spali. James siadł na szkarłatnym łóżku, ale zdawał sobie sprawę, że przez natłok myśli nie zaśnie.
-Syriusz!- Krzykną po krótkiej chwili James.
-James, jak chcesz umrzeć?- Powiedział Black nie odrywając głowy od poduszki.
-Chyba ze starości.. Ale jeszcze pewien nie jestem.
-Przykro mi, ale nie mamy takiej opcji w pakiecie śmierci.
-A teraz tak na serio..
-Ja cały czas mówię na serio.-Wciął mu się w zdanie Syriusz.
-Dobra, mamy teraz ważniejsze rzeczy do omówienia niż planowanie mojej śmierć.
-Nie sądzę.- Powiedział Syriusz, przeciągając się i siadając na łóżku.- To co takiego ważnego masz mi do powiedzenia, że obudziłeś mnie o 6 rano?
-Coś co dotyczy Lupina, ale może Peter też powinien być włączony w tą rozmowę.- Stwierdził James rzucając poduszką we wspomnianego Huncwota.
-O co chodzi?- Powiedział sennie Peter.
-O coś ważnego.-Skwitował James.
-Aha?- Dodał jeszcze mało przytomny Pettigrew.
-Dobra skupcie na chwilę swoje małe móżdżki.- Dociął im Potter. -Jest sprawa, taka ciut bardzo delikatna....
-Możesz mówić konkretniej.-Warkną zdenerwowany Black, który był nadal zły z powodu wczesnej pobudki.
-Jak już wspomniałem chodzi o Remusa pamiętacie w pociągu czytał coś tam o wilkołakach. I miesiąc temu w czasie pełni zniknął i wczoraj też znikną, i też tak się składa, że była pełnia, a ponad to zawsze przez nią wygląda jak by ktoś na nim ćwiczył Cruciatus
-I co? Czy ty sugerujesz że....
-Dokładnie.- Skończył za Blacka Potter.
-Nie to niedorzeczne, przecież to bez sensu.- Powiedział już rozbudzony Peter, który właśnie wstał i otworzył okno.
-Możesz przestać wietrzyć w tym pokoju?- Powiedział Syriusz trzęsąc się z zimna.
-Nie przesadzaj, nie jest aż tak zimno.
-Możecie się skupić?- Wtrącił okularnik ucinając sprzeczkę swoich przyjaciół. Zapadła cisza. Huncwoci patrzyli na siebie znacząco, nie za bardzo chcieli rozmawiać na ten temat.
-James, słuchaj- Niezręczne milczenie przerwał Syriusz.- zdaję sobie sprawę, że to co mówisz może układać się w jakąś logiczną całość, ale przesadzasz trochę. Za szybko wyciągasz wnioski. Też zacząłem coś podejrzewać, ale żeby od razu oskarżać Remusa o wilkołactwo przecież to głupota.
-Nie sądzę żeby mi się coś tym razem uroiło. Pamiętasz, wczoraj siedziałem  w skrzydle szpitalnym?
-No kto by zapomniał jeszcze mnie wszystko boli po tym jak cię wczoraj tam wlekłem.
-No właśnie.- Skwitował Potter.- Więc jest już gdzieś koło 21 albo 22 i do skrzydła wchodzi, a raczej wbiega jakaś osoba. Tak dokładnie nie widziałem kto to. Zacząłem udawać, że śpię, żeby pani Pomfray nie zrobiła mi żadnej awantury.
-Fascynująca opowieść Potter, ale się streszczaj.- Przerwał zniecierpliwiony Black.
-I usłyszałem fragment monologu uzdrowicielki.- Kontynuował James nie zwracając uwagi na komentarz Syriusza.- A mianowicie- Huncwot zrobił pauzę, która miała podtrzymać napięcie.
-Oj przejdź już do konkretów.- Powiedział tym razem już zdenerwowany Peter, który właśnie objadał się fasolkami wszystkich smaków.
-Remus znów się spóźniłeś, likantropia to nie przelewki.- Zacytował James, udając damski głos. Zapadła cisza, którą przerywało stukanie drewnianych okiennic. Trzej Huncwoci siedzieli na swoich łóżkach, patrząc się w dal. Syriusz nie miał pojęcia dlaczego nie mógł z siebie nic wykrztusić, przecież rozmowa od początku zmierzała w tym kierunku, ale może usłyszenie właśnie tej konkretnej informacji sprawiło, że tak zareagował.
-Możesz zamknąć to cholerne okno?!- Krzykną Black. Prawdę mówią Huncwot sam nie wiedział dlaczego był taki wściekły, a może bardziej przytłoczony tymi faktami, które przed chwilą usłyszał.
-Już.- Pisną cicho Peter przestraszony reakcją współlokatora.
-Wiecie możecie mi nie wierzyć. Zrozumiem to, ale.....
-Po co miał byś kłamać.- Skończył za Pottera już o wiele spokojniej  Syriusz. Dwaj Huncwoci spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
 Trzech młodych czarodziei zaczęło zbierać się na śniadanie. Żaden z nich nie mógł by i tak już zasnąć, więc nie byłoby sensu nawet próbować.
- A skoro już "to" wiem, to może by pogadać z Remusem.- Powiedział Peter, wiążąc swoje buty. Syriusz westchną głośno. - I co jak ty to sobie wyobrażasz? Hej Remi, Potter podsłuchał wczoraj, że jesteś wilkołakiem może chcesz o tym pogadać? - W normalnych okolicznościach wszyscy Huncwoci co najmniej parsknęliby śmiechem, ale żadnemu z nich nie chciało się teraz żartować.
-Peter ma rację. Nie ma sensu odstawiać tego teatru co miesiąc. I tak prędzej czy później zorientuje się, że wiemy.- Potter przeciągną koszulkę przez głowę, czochrając sobie tym włosy jeszcze bardziej niż zwykle.
Huncwoci przez krótką chwilę zbierali się w ciszy. Co było do nich mało podobne, przeważnie James i Syriusz kłócili się i żartowali, a Peter zajadał się czarodziejskimi słodyczami.
Dzisiaj jednak podjęli nie pisaną umowę i zachowywali się smętnie. Syriusz siedział na łóżku i kończył szkic w notatniku, Peter gapił się w ścianę, a Potter rozrysowywał mapę Hogwartu już na czystym formacie. Mieli już sporą część zamku, na oko jedną dziesiątą. Huncwoci zwiększyli wydajność swojego rysowania, na astronomii poznali parę zaklęć, które pomagały w kreśleniu, a sami też nabrali wprawy w szkicowaniu.
-Skoro - Zaczął znów James- tu tak bezczynnie siedzimy, to może by ktoś się ze mną przeszedł do biblioteki?
-A co ci się tak nagle na uczenie zebrało?- Zapytał zdziwiony Syriusz.
-Eh, żadne tam uczenie. Po prostu muszę jeszcze napisać ten referat dla Sprout i chcę jeszcze coś sprawdzić. To co idziesz?
- W sumie jak mam tu smęcić to się już z tobą przejdę.
-To do zobaczenia na śniadaniu Peter.- Powiedzieli James i Syriusz równocześnie. Pettigrew skiną tylko głową porozumiewawczo, był jeszcze nadal przytłoczony przypadłością Lupina. Dwóch Huncwotów wyszło z sypialni zastawiając go samego.

****

-Mam.- Powiedział Potter rzucając  dwie książki na drewniany stolik przy, którym siedział Syriusz. Bibliotekarka rzuciła mordercze spojrzenie w ich kierunku.
-Co masz? - Zapytał półgłosem Black, patrząc ze zdumieniem na Pottera, który czochrał sobie włosy. James wziął stary podręcznik do obrony przed czarną magią i otworzył go na stronie 232.
-Wilkołaki. -Szepną krótko James. Potter zaczął czytać półgłosem. -Wilkołak – istota magiczna występująca na całym świecie. Można się w niego zmienić wyłącznie na skutek ugryzienia przez jednego z nich lub urodzenia się wilkołakiem. Nie znaleziono jeszcze na to lekarstwa. Raz w miesiącu, przy pełni księżyca, zazwyczaj normalny, o zdrowych zmysłach czarodziej zamienia się w krwiożerczą bestię. Jako jedne z nielicznych fantastycznych zwierząt, wilkołaki atakują wyłącznie ludzi, nie atakują jednak zwierząt.
-Tak jak myślałem.- Szepną pod nosem. Syriusz odgarną swoje kręcone włosy z twarzy i rzucił zdziwione spojrzenie okularnikowi. Przeważnie dwaj Huncwoci tylko na siebie spojrzeli i już wiedzieli co myślą, ale teraz Black nie mógł odczytać co siedzi w głowie brązowookiego chłopaka.
-Co masz na myśli?- Zapytał Syriusz, zmieszany, ponieważ nadal nie mógł rozszyfrować myśli przyjaciela. Potter przekręcił oczami i uśmiechną się tak jak tylko prawdziwy Huncwot potrafi.
-Przecież to jasne.- Powiedział. -Wilkołaki atakują wyłącznie ludzi, nie atakują jednak zwierząt.-Przytoczył wcześniej przeczytany fragment.
-To co zaprzyjaźnisz Remusa z jakiś królikami, żeby nie czół się samotnie w pełnie?- Huncwoci parsknęli stłumionym śmiechem.
-Nie ty kretynie.-Potter wyszczerzył się do Blacka. - Lepiej, staniemy się animagami.
-Zwariowałeś!- Krzykną Syriusz, ale nie dane było mu dokończyć wymiany zdań z Jamsem, bo pani Pince podbiegła do ich stolika (zapewne nie wytrzymała już nerwowo przez ich wyminę zdań) i wyrzuciła ich w ekspresowym tempie z biblioteki.

-No i co żeś zrobił?- Powiedział okularnik, dopinając swoją torbę.
-Sorry, ale czasem masz takie durne pomysły, że inaczej nie da się na nie zareagować.- Dwóch przyjaciół schodziło właśnie po schodach kierując się do Wielkiej Sali na śniadanie.
-To jest genialny pomysł.
-Już to widzę... - Westchną Syriusz. -A niby po co w ogóle mielibyśmy to robić?
-No nie wiem,- Powiedział sarkastycznie James. -bo nasz przyjaciel jest wilkołakiem.- Tu okularnik ściszył głos.
-No i co? Rozumiem przyjaźń i tak dalej. Ja Remusa bardzo lubię, ale animagia serio? Nie mamy pewności czy wilkołaki nie reagują na animagów, a tak w ogóle to jak ty sobie to wyobrażasz? No i pomińmy ten fakt, że animmagia jest cholernie trudna.- Black znów odgarną ze swojej twarz długie, kręcone włosy.
-Raz w miesiącu wymykamy się z zamku razem z Lupinem i biegamy po lesie w naszych animagicznych postaciach, a co do bezpieczeństwa to jestem pewien na 80%, że wilkołak nie odróżni nas od innych zwierząt, ale to się jeszcze sprawdzi.
-Eh, James ty wymyślasz te swoje pomysły na poczekaniu czy naprawdę knułeś to dniami i nocami.
-Cały  dzień na skrzydle szpitalnym i nagle białe ściany są ciekawe.-Huncwoci zaśmiali się.
-Ale to nadal nie zmienia faktu, że animagia to nie rzucanie podstawowych zaklęć, tylko sztuka do której potrzeba lat ćwiczeń.
-Wiem.- Westchną Potter. - Ale im wcześniej zaczniemy tym lepiej.
-Co mnie podkusiło, że wlazłem w tedy do tego przedziału.
-Mój urok osobisty cię tam ściągnął.
-Ta...  Jeszcze się zaraz od ciebie dowiem, że zmieniłem orientacje.- Dwóch czarodziej przeszło przez kręty korytarz i weszło do Wielkiej Sali. Syriusz zbadał pomieszczenie wzrokiem i zauważył przy stolę Gryfonów resztę Huncwotów w towarzystwie dwóch dobrze znanych mu dziewczyn. Potter i Black zajęli miejsca obok przyjaciół.
-Hej- Przywitali się wszyscy równocześnie. Między Gryfonami panowała ciut smętna i ospała atmosfera. Is mieszała swoje płatki łyżką, Lily jadła tosta z masłem, przeglądając podręcznik do Transmutacji, a Peter z Remusem gadali o zadaniu z astronomii.
-Gdzie byliście tak z rana? Może na jakimś romantycznym spacerze?- Zapytał złośliwie Remus, który wyglądał znów fatalnie po pełni i miał nowe szramy na twarzy.
-W bibliotece, wyobrażasz sobie ten romantyczny klimat tylko ja, James, pomiędzy nami stos podręczników i sapiąca pani Pince.- Gryfonii zaczęli się śmiać, przerywając tym grobową atmosferę.
-Spoko, kto co lubi.-Powiedziała Isobel, włączając się tym do rozmowy. Zarzuciła swoje czarne włosy do tyłu i uśmiechnęła się wyzywającą do Blacka.
-Tylko się nie smuć, starczy mnie dla wszystkich.- Powiedział Syriusz, szczerząc się do dziewczyny.
-Nie wątpię.- Huncwoci i Lily przywykli już do takich wymian zdań ponieważ Black i McKinnon przeprowadzali je między sobą prawie codziennie.
-A ty Lily nie jesteś o mnie zazdrosna?- Zapytał Potter, targając swoje włosy i puścił jej oczko.
-Ja o ciebie? W każdej sekundzie mojego życia.-Odpowiedziała mu sarkazmem, zarzucając swoje rude włosy, tak jak zrobiła to wcześniej Is. Huncwoci i Isobel spojrzeli się po sobie, bo chyba żadne z nie spodziewało się takiej reakcji po Rudej.
-Co ci się stał właśnie w tym momencie powinnaś wydrapywać oczy Jamesowi? - Zażartowała brunetka z przyjaciółki.
-Postanowiłam zmienić taktykę.- Powiedziała Lily gryząc kolejny kawałek tosta.- Jak nie będę się na niego wściekać to może mu się znudzi.- Evans zamknęła swój podręcznik.
-Jeszcze się zdziwi.- Szepną Potter do Blacka, tak żeby nikt poza nimi tego nie usłyszał. Szóstka Gryfonów skończyła śniadanie. Oczywiście nie obyło się bez sprzeczek, śmiania się, żartowania i ogólnego zakłócania ciszy, i porządku w Wielkiej Sali. Ściągnęli nawet uwagę profesor McGonagall, ale Syriusz dzięki swoim zdolnością komunikacyjnych uratował wszystkich od szlabanu.

****


Czterech Huncwotów i dwie Gryfonki siedzieli w pokoju wspólnym i odrabiali zadania.
-Syriusz, kotku zrobiłeś zadanie z Zielarstwa?- Zapytał Potter mrugając oczami uwodzicielsko.
-Serio? Ja rozumiem, że jesteśmy w stałym związku, ale mieliśmy się nie ujawniać żeby Rudej nie było przykro.- Zażartował Black. Szarooki chłopak chciał się przekonać ile Lily jeszcze wytrzyma w swoim postanowieniu. Puki co szło jej dobrze tylko dwa razy od śniadania rzuciła Jamesowi mordercze spojrzenie i raz przez "przypadek" stanęła mu na nodze, kiedy siadała przed kominkiem. Teraz Evans jednak zignorowała komentarz skierowany do niej.
-To masz to zadnie? -Zapytał ponownie Potter robiąc słodką minę szczeniaczka.
-Mam.- Odpowiedział Black, podając okularnikowi rolkę pergaminu.
-To żeś się rozpisał.
-Ta... Gumochłony są takie pasjonujące. Te pościgi, te wybuch. - Wszyscy parsknęli śmiechem.
Przez następne pół godziny Potter spisywał esej, a reszta (nawet Lily) robili wszystko, żeby mu przeszkodzić. Nie obyło się nawet bez małej partyjki eksplodującego durnia i głośniej wymiany zdań na temat następnych rozgrywek domów w Quidditch'a.
-Skończyłem!- Powiedział zadowolony z siebie James, czochrając sobie włosy. Potter włożył zadanie, pióro i kałamarz do torby i podniósł się z fotela.
-To co idziemy do góry?
-Nie ja jeszcze zostanę, bo ktoś tu twierdzi, że Armat... Aaauu...- Syriusz zawył zawył cicho z bólu ponieważ Potter jasno dał mu do zrozumienia (przez stanięcie mu na stopę), że mają iść na górę. Black od razu się domyślił o co chodzi i zebrał swoje rzeczy. W między czasie James złapał kontakt wzrokowy z Peterem i wskazał  mu oczami kręte schody prowadzące do sypialni chłopców. Cała sytuacji wyglądała dość dziwacznie i mało naturalnie, ale Lupin był wpatrzony w płomień kominka i nie zauważył dziwnych manewrów okularnika. Trójka przyjaciół wstała i leniwie powlekła się ku swojej sypialni. Wspięli się na samą górę i weszli do swojego dormitorium. Syriusz rzucił się na swoje łóżko, Peter zaczął się zajadać ciastkami, Lupin siadł na skraju materac, a Potter wstał i zaczął krążyć po pokoju z różdżką, szepcząc pod nosem Muffilato.
-Możesz mi wytłumaczyć co robisz?- Powiedział zdziwiony Remus, który przyglądał się dziwnym wyczynom współlokatora.
-Domyśl się, przecież sam nauczyłeś mnie tego zaklęcia.
-Ale, po co je teraz rzucasz?
-Bo mamy do pogadania, a głupio by było żeby ktoś nas teraz usłyszał lub podsłuchał.- Powiedział okularnik z błyskiem w oczach.
-Aha?- Remus był jeszcze bardziej zaskoczony odpowiedzią. Huncwot skończył rzucać zaklęcie i rozłożył się na swoim łóżku. Przez chwilę zapadła cisza, którą przerywało skrobanie ołówka Syriusza.
-No więc tak jak mówiłem musimy pogadać.-Zaczął ponownie okularnik.
-Spoko, ale gadamy codziennie więc po co ta szopka z wyciszaniem. Nawet jak gadamy o mapie to tego nie robimy.- Remus nadal analizował sytuację, a z każdą minutą serce bardziej podchodziło mu do gardła.
-Powiedzmy, że to dla twojej prywatności.- Wtrącił Syriusz.
-Słucham? -Zdziwił się. Brązowooki Huncwot popatrzył się zdumiony na Blacka.-Wiecie jeśli chcecie spisać zadnie to nie wiem po co to....- Lupin nadal grał na zwłokę, ale domyślał się, że oni już wszystko wiedzą.
-Oj skończ już.- Wtrącił trochę zdenerwowany tym całym przeciąganiem Syriusz, który prześledził oczami cały pokój, tak jakby chciał sprawdzić czy nikt się nie czai gdzieś w kontach sypialni. James i Black wymienili ze sobą spojrzenia.
-Teraz?- Poruszył niemo ustami niższy, a James skinął głową i wymusił na sobie uśmiech (chyba pierwszy raz w swoim życiu).
-Wiemy o twoim...- Syriusz zaczął, ale nie mógł skończyć. Średnio chciało mu się wierzyć, że osoba, która siedzi godzinami w bibliotece i składa ubrania równo w kant jest krwiożerczą, włochatą bestią.
-Futerkowym problemie.- Potter uratował przyjaciela z nieręcznej sytuacji.
Remus przewrócił oczami, bo chciał zamaskować to, że łzy nabiegły mu do oczów. Westchnął głośno i poprawił sobie krawat.
-Cóż , nie wiem co wam na to odpowiedzieć.- Zaczął po chwili.- Mógłbym udawać, że nie mam pojęcia o co wam chodzi, ale to nie miało by sensu.- Lupin uśmiechną się półżywo.- Dowiedzieliście się kim jestem... Zły wilkołak, który pożera wszystkich na swojej drodze. W sumie to nawet trochę śmieszne, bo ten kontrast charakteru między mną, a wilkołakiem jest spory. Reasumując to rozumiem, że zadawanie się z osobą taką jak ja nie jest żadną przyjemnością i zrozumiem jeśli nie będziecie chcieli, ale mam do was jedną prośbę, nie wygadajcie "tego" nikomu. - Lupin na kreślił cudzysłów przy wypowiadaniu "tego".
-Oszalałeś!- Krzyknęli niemal równocześnie pozostali Huncwoci, a Remus popatrzył się na nich ze zdziwieniem, a po jego twarzy spłynęły dwie łzy.
-To, że masz mały problem z lunatykowaniem to nie znaczy, że zaraz będziemy cię nienawidzić.- Powiedział Peter, odkładając słodycze. Czwórka przyjaciół wyszczerzyła się do siebie na wzmiankę o lunatykowaniu.
-No właśnie po za tym z tego może być fajna ksywka.- Wtrącił Black.- Lunatyk. Hm.. Czuję to.
-Ta... Teraz pasuję wygłosić jakiś monolog czy coś w stylu tego się po was nie spodziewałem, albo jesteście najlepszymi kumplami czy coś. Ale ja i wy wiecie, że nie chcemy tego słuchać.- Huncwoci zaśmiali się.- No, ale skoro już sobie urządzamy pogawędkę o moim wilkołactwie to powiedzcie jak doszło do tego, że się dowiedzieliście.- Powiedział Lupin, już całkiem na luzie. Peter i Syriusz zwrócili się do Pottera, dając mu do zrozumienia, że czas na jego kwestie.
-Powiedz pielęgniarce, żeby się tak nie darła jak ktoś jest na skrzydle szpitalnym.- Okularnik uśmiechną się po huncwocku.
-No, tak byłeś tam.- Remus chyba pierwszy raz w życiu pominą taki ważny fakt, przy analizowaniu zdarzeń.
-Coś za coś. Wiesz już skąd się dowiedzieliśmy to opowiedz nam jak to wszystko się stało.- Powiedział Black.
-Eh.. Długa historia.- Westchną Lupin.
-Ale mamy czas.- Słusznie zauważył Peter.
-Skoro chcecie, miałem w tedy pięć lat, mój ojciec pracował kiedyś w ministerstwie i był oskarżycielem jakiegoś wilkołaka, który był przyjacielem Fenrir'a Greyback'a.- Trzech Huncwotów wzdrygnęło się na dźwięk tego nazwiska. Ostatnim czasem w Proroku Codziennym dużo pisali o napaściach tego wilkołaka na dzieci i zapewne wszystkim obiło się nie raz o uszy to nazwisko i mimie. Popatrzyli się znacząco na Lunatyka, ale żaden nie rzucił komentarza,a Remus kontynuował, tak jakby tego nie zauważył.- Tata skazał tego wilkołaka, ale Greyback przysiągł, że pomści swojego towarzysza. Nie cały miesiąc później wdarł się do naszego domu i....- Lunatyk przerwał swoją wypowiedź. Nie mógł tego powiedzieć. Nigdy w życiu nikomu tego nie opowiadał i nie spodziewał się, że będzie miał kiedyś do tego okazję, bo rodzice niemal zabraniali mu rozmawiać z innymi żeby nie wygadał kim jest. Jednak teraz patrząc się na trójkę swoich przyjaciół był pewien, że zaufał odpowiednim osobom.- I zakatował mnie. Rodzicom udało się mnie uratować, ale niestety zostałem pogryziony.- I znów milczenie. Huncwoci byli dzisiaj mało gadatliwi.
-Rzuciłbym jakimś suchym dowcipem, ale nic nie przychodzi mi namyśl.- Potter przerwał niezręczną ciszę, a wszyscy parsknęli śmiechem. Pięć minut później gdy wszystkie tematy dotyczące likantropi zostały zakończone, Huncwoci powrócili do rozplanowywania mapy. W sumie to wyglądało tak, że Syriusz rysował kontury, a Remus pisał dopiski wzdłuż ścian poszczególnych pomieszczeń. Po zakończeni "pracy" James ściągną zaklęci wyciszające i wszyscy Huncwoci zebrali się do spania jak zwykle kłócąc się o kolejność w łazience i poszli spać (rozum gadanie o wszystkim i o niczym byle żeby nie spać).

**********************


Jeszcze raz przepraszam za ten okrutny spojler, ale trzy noce nie odespane i człowiek nie wie co robi. Mam nadzieję, że wam się podobało i zachęcam do czytania, komentowania itp. ~Oblivion







sobota, 1 marca 2014

Rozdział 6 Skrzydło szpitalne

Światło przebijało się przez szkarłatne zasłony w dormitorium I roku. Była sobota wszyscy prócz Blacka jeszcze spali.
-Potter, wstawaj!- Powiedział Syriusz, odsłaniając zasłony w łóżku okularnika.
-Czego chcesz?- Warknął sennie James sięgając do szafki po okulary.
-Czy my, za każdym razem musimy odstawiać ten cyrk? Zbieraj się trzeba pójść odrobić ten szlaban u Hagrida.

-Oj daj spokój i tak tego nikt nie sprawdzi. Co za różnica czy tam poleziemy, czy nie?- Powiedział James wstając z łóżka i idąc do łazienki.
-Ta pewnie nikt tego nie sprawdzi, tak jak ty mnie miałeś kryć wczoraj.
-Nie moja wina, że Ruda ma słuch jak nietoperz.
-Dobra, nie ważne i tak by nas pewnie wkopała, nie zależnie od tego czy by coś usłyszała czy nie.
-No to co się mnie czepiasz! -Krzyknął James z łazienki.
-Czemu w się tak drzecie z rana?- Warkną Lupin zdenerwowany tym, że został obudzony.
-Nie drzemy tylko wymieniamy opinie. -Powiedział Black, zakładając koszulkę.
-To wymieniajcie te swoje "opinie" ciszej!
-Peter się nie skarży. - Wtrącił Potter, który wracał z łazienki.
-On przeważnie śpi jak by go zabili.
-Oj tam. Narzekasz tylko.- Skwitował Black.- Dobra kończmy te wywody bo się spóźnimy. Ruszaj się James.
-Serio, musimy iść?
-A co wolisz później odrabiać ten sprawdzian z naszym, przeuroczym  woźnym?
-No dobra, przekonałeś mnie. -Powiedział Potter podnosząc się szybko.

Dwóch Huncwotów wyszło z dormitorium kierując się w stronę przejścia pod portretem.
-O której mieliśmy tam być?
-Chyba na 7.
-A jest?
-Za pięć.- Black i Potter wyszli już z zamku i szli po błoniach. Dwoje młodych czarodziej stanęło przed sześciokątną drewnianą chatką, która mieściła się na skraju błoni.
-Kto puka?
-Y.. Bo ja wiem. Pukaj ty.
-Ok.. - Syriusz zapukał.
Drzwi otworzyły się i staną w nich wysoki pół olbrzym z zawieszonymi na ramionach sznurkami na których były martwe fretki.
-Cholibka, to wy od profesor Sprout?

-Można tak powiedzieć.- Westchną Potter.
-Cholibka, rzadko się zdarz żeby pierwszoroczni zarobili szlaban i to dopiero na początku roku.
-Eee tam, żaden to początek roku. Poza tym jeśli się nie mylę to będziemy się często widywać. - Powiedział Syriusz uśmiechając się do Jamesa.
-Cóż jesteśmy wyjątkowi.- Dodał okularnik.
-Nie śmiem wątpić, cholibka. Ale my tu gadamy, a hipogryfy same się nie nakarmią.
-Hipo-co?- Powiedział zdziwiony Potter.
-Y.. jak by wam to wytłumaczyć, żebyście zrozumieli.... To taka jakby eee, no taka hybryda orła i konia.
-Aha? -Mruknęli dwaj Huncwoci udając się za Hagridem. Pół olbrzym poprowadził ich przez Zakazany Las.
-Hagrid, a czym nam przypadkiem nie wolno wychodzić do Zakazanego Lasu?
-Tak samo jak nie można rzucać doniczkami w innych.
-Ha ha ha, bardzo śmieszne.
-Wiem. Samym wam nie wolno wchodzić do lasu, ale jak będziecie się mnie trzymać to może przeżyjcie.
-Okej. -Powiedział lekko speszony James.
-To gdzie właściwie idziemy?
-Na polanę. Zara ją będzie widać.- Przeszli jeszcze 200 m i rzeczywiście ukazała im się duża polana po której chodziło ze 20 hipogryfów. Hipogryfy miały głowy orłów i ciało koni. Wyglądały bardzo dumnie i były pięknymi zwierzętami.
-Nie podchodźcie za blisko, bo tego nie lubią, a gdy się złoszczą to mogą być naprawdę groźne.
-Jak nie rodzice to hipogryfy coś bardzo chyba nie chcę żebym przeżył ten rok.-Pomyślał Syriusz biorąc od Hagrida sznur z 7 fretkami.
-Rzucajcie z odległości.- Powiedział Hagrid pokazując co mają zrobić.

Pierwsze dziesięć minut minęło dość spokojnie. Hagrid poszedł po więcej fretek, a Hncwoci robili to co im kazał.
-No myślałem, że będzie gorzej. -Krzykną Potter rzucając fretkę zwierzęciu.
-Cóż w porównaniu ze szlabanem z Filch'em to jest chyba light.
-Ile ci zostało?
-Właśnie rzucam ostatnią.
-Ok. - Powiedział Potter uśmiechając się po Huncwocku i podchodząc do następnego Hipogryfa.- Hej Black....-Powiedział Potter, ale nie dokończył bo Syriusz mu przerwał.
-Uciekaj kretynie!!!- Krzykną szarooki Huncwot, gdy zauważył, że zwierzę szykuję się do ataku. Potter zamarł w bez ruch osłaniając rękami  tylko swoja głowę. Hipogryf  wyciągnął pazury i naskoczył na niego uszkadzając mu lew przedramię i nogę. Potter upadł na ziemie, a zwierze szykowało się do następnego ataku. W tym samym czasie Syriusz podbiegł do sznura, który leżał 2 m od Pottera, ściągnął  z niej fretkę i rzucił Hipogryfowi. Pół ptak pobiegł za fretką zostawiając Jamesa.
-Dzięki.- Powiedział James do Blacka, który usiłował go podnieść.
-Ty pierdoło! I jak ty pójdziesz na zwiady z tą ręką.
-Jak ty się o mnie troszczysz.-Odrzekł sarkazmem Potter.-Fuck, ale mnie łapa boli.
-Najprawdopodobniej ją złamałeś, sądząc po tym co przed chwilą widziałem powinieneś się cieszyć, że jeszcze ją masz.- Black podniósł Jamesa i zarzucił sobie jego zdrową rękę na ramie.
-Cholibka, co się tu stało?- Powiedział Hagrid, który właśnie przyszedł z nowymi fretkami.
-Powiedzmy, że miałem bliższe zapoznanie z jednym z tych przeuroczych zwierząt.- Obydwaj Huncwoci zaśmiali się.
-Szybko, trza iść na skrzydło szpitalne. Wezmę cię na ręce.
-Nie! Sądzę że z Syriuszem sobie poradzimy.
-Jak tam chcecie. Cholibka, was rzeczywiści na 5 sekund nie można samych zostawić.
-Hej!! To James jest ofiarą losu ja mu tylko tyłek ratowałem.-Powiedział oburzony Black.
-Dzięki.-Warkną James.

Hncwoci przeszli przez las (rozum Syriusz holował Jamesa) i błonie. Dotarli do zamku i tylko dwa razy się wywrócili co w stanie Pottera i tak było sukcesem.
-Dobra jest gdzieś około 9 więc myślę, że wszyscy są na śniadaniu.
-Przynajmniej nikt mnie nie staranuję po drodze.
-A szkoda.. - Mrukną, złośliwie się uśmiechając Black.
-Wielkie dzięki.- Zaśmiał się Potter.
Po 5 minutach byli już na skrzydle szpitalnym, które było wielkim pomieszczeniem z łóżkami i parawanami po między nimi, a na końcu sali były drzwi do gabinetu uzdrowicieli. Syriusz z holował Jamesa na łóżko i poszedł zawołać panią Pomfrey.

-No to ładnie się załatwiłeś, będziesz musiał spędzić tu noc.- Powiedziała do Jamesa pani Pomfrey.
-Trudno.
-A ciebie poproszę o zostawienie go samego, bo musi teraz odpocząć.-Powiedziała uzdrowicielka wyrzucając Blacka ze skrzydła.
Syriusz udał się na śniadanie mając nadzieję, że zdąży jeszcze złapać pozostałych Huncwotów.

****

-To jak to się dokładnie stało?- Zapytał Lupin siadając przed kominkiem w pokoju wspólnym.
-No można powiedzieć, że kończyliśmy już robotę ja rzuciłem ostatnią fretkę, a James podszedł do hipogryfa, żeby rzucić mu swoją, no i staną za blisko i tak jakoś wyszło.- Powiedział Syriusz rozciągając się w fotelu.
-Cóż.. Auć... - Powiedział Peter siedzący obok Lupina.
-Co gorsz dzisiaj trzeba iść na kreślenie. To kto pójdzie ze mną?
-Ja dzisiaj odpadam, okropnie się czuję.- Odpowiedział Remus.
-Widzę... To Peter, ty pójdziesz ze mną.
-Dobra.- Zgodził się Huncwot.
-Remus wiem, że się nie najlepiej czujesz, ale może napiszesz mi esej na zielarstwo?
-Jeszcze czego sam sobie napisz.
-No, ale tylko wstęp. Proszę. -Powiedział Black robiąc minę uroczego szczeniaka.
-Won do biblioteki!
-No, ale..
-Syriusz nie ma mowy.
-Będziesz coś kiedyś chciał. -Powiedział Black z udawaną obrazą w głosie i  zebrał swoją torbę udając się w stronę przejścia.

****

Był wieczór, a Potter leżał w łóżku skręcając się z nudów. Pani Pomfrey nie pozwoliła mu opuść skrzydła przez cały dzień.
-No to iście zajebista sobota.- Mrukną sam do siebie, przekręcając się na bok. Już by chyba wolał siedzieć u Filch'a na szlabanie, przynajmniej z Syriuszem mogli by się razem pośmiać z tego charłaka, a tak to musi tutaj tkwić. Rozmyślania Pottera przerwało skrzypienie otwieranych drzwi. Okularnik dostrzegł tylko w ciemności biegnącą postać w stronę gabinetu uzdrowiciela. Huncwot zaczął udawać, że śpi żeby pani Pomfrey nie urządziła mu kolejnej awantury (wcześniej ze 3 razy złapała go na tym jak próbował nawiać ze skrzydła szpitalnego).
-Remus znów się spóźniłeś, likantropia to nie przelewki. -Powiedziała uzdrowicielka, a Potter zamarł w bez ruchu kiedy to usłyszał, czyżby przez miesiąc dzielił pokój z wilkołakiem? 


****************************************

Kolejny, krótki rozdział mojej fascynującej opowieści, mam nadzieję, że się wam spodoba :). Akcja zaczyna się rozwijać. ~Oblivion