sobota, 10 września 2016

Rozdział 19 Końcówka roku

Poranki zawsze były ciężkie, ale ten był wyjątkowy. Przed czterema nieogarniętymi pierwszoklasistami stanęło bowiem trudne zadanie.
-A więc nastał dzień sądu ostatecznego... -westchną Peter, zakładając sobie czarną szatę przez głowę. Syriusz zerkną na niego nieznacznie. Black wiązał właśnie krawat w barwach Gryffindoru. Dobrze wiedział czemu dzisiejszy dzień dostał miano apokaliptycznego, chodź w sumie uważał, że to spora przesada.
-Peter uświadom sobie, że już głupsi kończyli tą szkołę. Nudzisz już tymi egzaminami od tygodnia. Wystarczy, że Remus już raz przymierzał się do rzucenia na nas zaklęcia pętającego i czytania nam podręcznika do historii magii. -Remus zawstydził się na wzmiankę Blacka i schował się za drzwiami od łazienki, wymawiając się tym, że zapomniał uczesać włosy. -Dosyć już tego chrzanienia! Połowa pierwszorocznych lata po szkole jakby im nasypali pieprzu do gaci i szuka po bibliotece jakiś dziwnych ksiąg.
-Aleś się podburzył... -James uśmiechną się i poczochrał swoje włosy.
Syriusz wystawił mu w odwecie język, ale cieszył się, że w końcu usłyszał jego arogancki wesoły ton głosu. Potter przez ostatni miesiąc rozsiewał wkoło siebie aurę nędzy i rozpaczy. Oczywiście nie winił go za to, bo wiedział jakie były tego przyczyny, ale wszystko powtarzane do uporu dzień w dzień kiedyś w końcu cię wkurzy. Syriusz siedział w cieniu i nie gadał z Potterem na temat śmierci jego doszywanej ciotki. "Nie ma sensu wkładać kij w mrowisko." Tak przyjął sobie tłumaczyć swoją obojętną postawę wobec zachowania Jamesa. Było to chyba najlepsze, co mógł zrobić, bo w końcu Remus, Peter ani Syriusz to nie była grupa wsparcia i zapewne James też nie miał ochoty im się zwierzać ze swoich osobistych doznań. Tak czy siak egzaminy końcowo-roczne zabsorbowały Huncwotom ostatni miesiąc i nawet nikt nie rozwodził się nad humorami Pottera. Nauczyciele zasypywali wszystkich uczniów tonami zadań, nie to żeby to nie było codziennością w Hogwarcie, ale na pewno było tych ton więcej niż zwykle. Zresztą Syriusz miał to gdzieś. Jedyne czego się bał to powrotu do domu. Na szczęście udało mu się odroczyć chociaż trzy tygodnie tej udręki, dzięki zaproszeniu od Andromedy. Wiedział, że czas spędzony z kuzynką i tak zleci w mgnieniu oko, natomiast wakacje w domu będą mu się ciągnąć jak gluty Smarka. "Ale damy radę"- powtarzał sobie w duchu.

***
Na pierwszy ogień poszła historia magii. Syriusz dużo się nie pomyli twierdząc, że wystarczą mu tylko te fakty, które jak mantrę powtarzał pod nosem Remus. Może nie dostanie wybitnego, ale przynajmniej nie zmarnował czasu na kucie jakiś pierdół o goblinach. Potem egzamin z astronomii, w tym roku odwołali kreślenie map więc pisali tylko jakąś pamięciówkę. Planety, układy i takie tam pierdoły, których Syriusz i tak nie pamiętał i starał się wszystko jakoś przestrzelać, pozmyślać jakieś nazwy itp. Trochę zaczęły dręczyć go wyrzut, bo wiedział, że astronomie zawalił, ale szybko je stłumił twierdząc, że wybitnym astrofizykiem i tak nie zostanie, więc nie ma co sobie tym nawet zawracać głowy. McGonagall zrobiła egzamin praktyczny z transmutowania butelki w świecznik i myszy w szczura. To było akurat dla Blacka łatwizną, bo odkąd zaczął zajmować się nie co trudniejszymi działami transmutacji bieżące tematy przestały sprawiać mu trudności. Później jeszcze eliksiry, zielarstwo, zaklęcia, opieka nad magicznymi stworzeniami no i na deser obrona przed czarną magią i latanie.
-Zbieraj się szybciej Black! -wrzasnęła pani Hooch. Nauczycielka już od ran nadzorowała egzaminy z latania i miał dość uczniów, którzy dumali nad każdym przelecianym na miotle metrem.
-Już, już. -mrukną Syriusz. złapał kafla podanego przez Remusa i popędził w stronę obręczy. Zwinnie przerzucił go przez środek koła i w ostatnim momencie wyhamował, ratując się przed bliskim spotkaniem z drążkiem. Pani Hooch drgnęła lekko widząc akrobacje Syriusza, ale na całe szczęście nie musiała interweniować. Gryfon wylądował na ziemi, przekazał miotłę następnej osobie, która miała zdawać. Zajął miejsce na trybunach. Black wbił wzrok w Lunatyka, który właśnie również kończył egzamin z latania. Remus był nie co niepewny gdy latał na miotle, wynikało to pewnie z tego, że nie każdy lubi wisieć kilkadziesiąt stóp nad ziemią. Nauczycielka tylko przewracała oczami, patrząc się na flegmatycznego Lupina. Koniec końców Lunatyk niezgrabnie wylądował na ziemi i oddał miotłę jakiemuś piegowatemu Puchonowi. Remus pokazał zamek gestem ręki. Syriusz przeskoczył przez barierki od trybun i poszedł, razem z Lunatykiem, do zamku na obiad. Po drodze przyłączyła się do nich Lili, która właśnie skończyła czytać jakiś gruby podręcznik, który mógł służyć za broń masowego rażenia i nie chodzi tu o masowe zanudzanie ludzi na śmierć.
-Merlinie.... Kolejna, który pawie się zesikała na myśl o egzaminach. -burkną Syriusz w kierunku rudej.
-Mi też cię miło wiedzieć Black. -warknęła Evans -Co ci się znowu nie podoba?
-To, że wszyscy tak się przejmują tymi testami. Latacie z jakimiś podręcznikami niewiadomego pochodzenia... Stresujecie i denerwujecie tylko innych nie potrzebnie. -żalił się Black
Remus wcisną się między niego, a Lily próbując ich rozdzielić. Zapewne liczył na to, że odległość jakoś zniechęci ich do dalszych sporów.
-Syriusz to twój problem, a nie mój. Jak ty chcesz zdać marnie egzaminy to twoja sprawa.
-Nie chcę ich marnie zdać, po prostu zaczyna mnie denerwować ta ciągła paplanina o testach. -odwarkną Black, tym samym uciął temat.- A tak w sumie gdzie James?
-Nie mam pojęcia. -odrzekł Remus wzruszając ramionami. Może Black nie potrzebował Pottera teraz do szczęścia, ale trochę go niepokoił fakt, że nie widział go od rana. To mogło oznaczać dwie rzeczy: albo James wpadł na jakiś chory pomysł i postanowił zrealizować go na własną rękę, albo utopił się w jednym z zaczarowanych kibli, które był jego kolejnym, wczorajszym, huncwockim debiutem.
-No nie ważne, tak czy siak, idziemy na jadalnie. Nie zamierzam go teraz szukać, bo wolę się najeść.
-Trzeba mieć priorytety w życiu.
Syriusz i Remus weszli do Wielkiej Sali, a za nimi wślizgnęła Lily, która trzymając książkę przy piersi pomachała Remusowi i odeszła w kierunku stolika krukonów. James siedział razem z McKinnon. Rozmawiali o tym jak spędzą wakacje i zanosili się śmiechem. W tym roku ich rodzice chcieli pojechać pod namioty do Walii. Syriusz i Remus zajęli miejsce na przeciwko nich.
-Remi, to co nam jeszcze z do zaliczenia zostało? -Black przeciągną się ostentacyjne. James na chwilę oderwał wzrok od swojej rozmówczyni.
-Obrona o 17 i finito.
-No to w sumie, już nawet nie ma się czym martwić.
Syriusz popatrzył się na jedzenie z obłędem w oczach i zaczął sobie wszystkiego po trochę nakładać zaczynając od ziemniaków, a kończąc na trzech rodzajach ciast.

O 18 było już po wszystkim, przynajmniej dla Blacka. Czekał sobie w swoi łóżku, jak zwykle dopieszczając przyszłą mapę Hogwartu.

***


Nadszedł czerwiec. Upragniony przez wszystkich koniec roku szkolnego. Coraz bliżej było wakacji. Wszyscy nauczyciele odpuszczali już uczniom na lekcjach i przerabiali mniej ważne tematy. Oczywiście profesor Bins nie za bardzo stosował się do umownych reguł i nie dawał za wygraną. Ciągną swój nudny wykład o buntach goblinów z XII wieku.
-Ale nuda! Mógłby sobie wreszcie dać spokój. -skwitował Potter, podrywając swoją torbę z ławki. Okularnik wyszedł szybkim krokiem z sali od historii magii. -Mam dość. Jak będę kiedyś próbował zasnąć to puszczę sobie jego wykład do poduszki. -James uskarżał się do Syriusza i Remusa, którzy byli najbliżej niego.
Black uśmiechną się pod nosem. Czasem bawiły go humory okularnika, który pieklił się o byle co. Syriusz wykorzystywał tę okazję by trochę dopiec Potterowi.
-Oj, James narzekasz na niego jakbyś co najmniej uważał na tych lekcjach. -skomentował Lupin.
-Masz dowód, że nie uważam?
-Tak. Twój okropny wynik z egzaminów. -wciął się Syriusz. Dostał łokciem w bok za tą uwagę. Black rozmasował bolące miejsce.
-A niby tobie poszło lepiej? -prychną James
-No o cały stopień lepiej.
-OOO! Kłaniam się do stóp przyszły profesorze historii. -James skłonił się do nóg Syriusza i machną dyskretnie różdżką. Black nie dostrzegł tego.
-Nie rób scen. -bąkną czarnowłosy chłopak na widok trzecioklasistek, które przechodził opodal i przyglądały im się z zainteresowaniem. Black podciągną Jamesa do góry za kołnierz od szaty.
Potter uśmiechną się głupkowato do dziewczyn przechodzących obok i poczochrał swoje czarne włosy.
-Przestań sypać tym łupieżem. - warkną Black. James tylko uciszył go ręką. Trójka przyjaciół patrzyła się z zainteresowanie bo właśnie jedna z dziewczyn szła w ich kierunku. Black nie wierzył własnym oczom. Czyżby czochranie kłaków Pottera w końcu kogoś urzekło?
Podeszła do nich rudowłosa dziewczyna, miała niebieskie oczy i szerokie usta, które uśmiechały się promiennie. Na jej szacie widniało logo Ravenclawu. Syriuszowi wydawała się dziwnie znajoma. Może dlatego, że widział ją parę razy w szkolę.
-Cześć. -powiedziała nadal się uśmiechając. Podała rękę kolejno Jamesowi, Syriuszowi i Remusowi.
Black na jej dłoniach dostrzegł liczne zacięcia i blizny. Była to zapewne sprawka kota. -Marlena McKinnon. -przedstawiła się krótko. -A to robota Kanta, to mój kot. -wyjaśniła szybko widząc wzrok Syriusza wodzący po jej dłoniach.
-Ach, no tak. -bąkną speszony Gryfon.
-Ale do rzeczy. -powiedziała odgarniając kręcone włosy za ucho. -Jutro mamy małą imprezę na którą oczywiście was z przyjemnością wkręcę, ale wiecie przydałoby się piwo kremowe i parę mocniejszych trunków. -dziewczyna mrugnęła w ich kierunku.
Potter z ochoczą mina otwierał już usta, ale Black szturchną go za rękaw i pokręcił głową. Chciał pogadać z Jamesem na boku, ale był zupełnie nie świadom tego, że jego sznurówki zostały związane. Gdy próbował odejść, od dziewczyny dając jej do zrozumienia, że musi pogadać z Jamesem w cztery oczy, stracił równowagę i upadł na posadzkę. James prychną śmiechem. Black szybko skojarzył fakty. Machną w kierunku swoich trampek różdżką by rozplątać sznurowadła. Wstał z posadzki i otrzepał się.
-Przepraszam na chwilę panią -Black powiedział to w kierunku Marleny i trzepną Jamesa dłonią przez głowę.
-Panie Black! - czwórka uczniów usłyszała karcący głos profesor McGonagall. -Chyba się przewidziałam.
Marlena odeszła od Gryfonów, mówiąc im żeby przekazali jej na obiedzie czy idą na taki układ. Krukonka najwyraźniej nie miała ochoty wplątywać się w żadne utarczki z nauczycielką transmutacji.
Syriusz powiedział tylko ciche "świetnie" pod nosem.
-Wiesz, że nie tolerujemy w tej szkolę przemocy, a już ma pewno rękoczynów.
-Pani profesor -zaczął Potter próbując wyrwać przyjaciela z opresji. -to taka gra. -dodał i zdzielił Blacka po głowię, szczerząc się w kierunku nauczycielki. Ta tylko przewróciła oczami i odeszła od nich.
-Co z Peterem? -zapytał Lupin. -Nie ma go i nie ma.
-Chyba gada z Binsem o wynikach z egzaminów. Coś mówił, że mu źle poszły. -odpowiedział Black wskazując kciukiem w kierunku drzwi od sali historyka.

***
-Mieliśmy dać znać McKinnon co z tą imprezą. -powiedział Black nakładając sobie na talerz kawałki baraniny i młode ziemniaki.
-Co ja?- Syriusz wzdrygną się na głos Jamesa. Potter powtórzył zdanie.- Aaa... no tak. Wiesz nie wiem w sumie. -Tu Syriusz spojrzał się na Lupina i Petera.
-Ja odpadam, nie będę się tułać po obcych dormitoriach, a już na pewno nie jak będziecie nietrzeźwi. -bąkną Remus.
-A ty Peter? Chyba nie wymiękasz? Syriusz? Nie przegapię takiej okazji.
-No nie wiem. -odjękną Peter. Nie przepadam za obcymi.
-Świetnie, a co jak nas minie konkurs mokrego podkoszulka?
-No już nie jęcz tak, pójdę z tobą. -mrukną Black. -Ale jak nie będzie mokrych podkoszulków to robisz mi zadanie od Binsa.
-Nie przewraca ci się? -okularnik znowu poczochrał włosy i jak na zawołanie od stołu wstała Krukonka, której propozycję rozpatrywali. Podeszła do nich zwinnym krokiem i stanęła z założonymi rękami.
-I co? -zapytał
-Ja i James jesteśmy za, ale mocniejsze trunki odpadają. Popytajcie starszych może mają.
-Niech wam będzie, no to zgrzewka kremowego.
- Z tym nie będzie problemu. -powiedział rozochocony James.
-Spotkajmy się w łazience u Marty o 19.
-Gdzie? -powiedzieli równocześnie.
-Damska na pierwszym, to do wieczora. -Marlena odeszła od nich.
-Super tylko kto lezie do Hogsmeade? -Szepną Black
-Luz mam jeszcze zbunkrowane pod łóżkiem. -odrzekł okularnik, uśmiechając się.

***
-I co spotkaliście Martę? -zaśmiała się Marlena.
-Kogo? -wzdrygnęli się Gryfoni, którzy targali na pół zgrzewkę piwa.
-Uff.. Nie, a bałam się, że narobi szumu. Pewnie siedziała w kanale.
-Kto siedział w kanale? -mrukną zdziwiony Syriusz.
-No Jęcząca Marta. Duch, który nawiedza tą łazienkę. Jest nieco drażliwa. Jak to nie znacie jej?
-Nie szlajam się bo damskich toaletach. -odrzekł Potter. -W każdym razie nie mieliśmy przyjemności poznać.
-Tym lepiej. -skwitowała Marlena. Syriusz zerkną na dziewczynę była dosyć podobna do siostry, stwierdził, że nawet całkiem ładna, ale o Is nigdy by tak nie pomyślał. Była tylko denerwującą koleżanką.
Gdy w końcu wdrapali się na 7 piętro po spiralnych schodach, ujrzeli drzwi bez klamki. Syriusz pomyślał, że to żart. Wspinają się po Mont Everest, a w drzwiach nie ma klamki. Super.
Marleny to natomiast nie zdziwiło. Podeszła do drzwi stuknęła kołatką. Ta natomiast zadała pytanie.
-W jakim lesie znajdę bezoar? -Marlena zaśmiała się, a Gryfonii nie wiedzieli z czego.
-W żadnym. -odpowiedziała a drzwi same się otworzyły. Syriusz domyślił się jak to działa. Chłopcy wtargali piwo i położyli je na stolę przy drzwiach. Pokój Krukonów był znacznie ładniejszy niż ich. Miał strzeliste okna z widokiem na błonie i stadion, na ścianach był niebieskie i brązowe jedwabie, a sufit był pomalowany w gwiazdy, Obok drzwi wejściowych stał pomnik kobiety, zapewne Roweny.
-Rozgościcie się. -Marlena pokazała zapraszający gest. -W pokoju było już dużo osób, głównie Krukonów, ale przewinęło się parę Puchonów i starszych Gryfonów, a nawet jeden Ślizgon.
-To ja na razie znikam. Bawcie się dobrze. - mruknęła Marlena.
No i nadszedł ten moment. I co teraz ze sobą zrobić? Syriusz przeżywał rozterki. Może grzecznie zwiać i zostawić Jamesa w swoim alkoholowym żywiole? Jak na zawołanie dwóch starszych Gryfonów machnęło do nich ręką. Byli to Marcus i Philip, braci i pałkarze Gryfonów. Chłopcy zapoznali się już z nimi przy okazji imprezy w wieży Gryffindoru. Black nie miał pojęcia co może od nich chcieć trzecio i czwartoklasista, ale z braku laku i tak były to wybawienie z niezręcznego podpierania ściany.
-Hej wiedzę, że wy też świętujecie. -Marcus uśmiechną się do Jamesa i Syriusza. -pomyśleliśmy, że warto zacieśnić przyjaźń z nowymi członkami drużny.
-Co? -krzyknęli równocześnie
-Ja niczego nie podpisywałem.-zaśmiał się Black. -A tak na serio o co chodzi?
-W tym roku odchodzi ze 3 członków drużyn więc rozglądam się za nowymi. Byliśmy na egzaminie u Hooch i mówię wam, najlepiej się zapowiadacie. -Philip powiedział wesoło -koniecznie muszę was zobaczyć na eliminacjach po wakacjach.
-Pożyjemy zobaczymy. -powiedział Syriusz, -Nie mam pojęcia co z miotłą, a tymi szkolnymi można ewentualnie palić w piecu.
-Haha, racja. -przytakną Marcus.
-Jak dla mnie bomba, mam wolny każdy termin. -wyszczerzył się Potter.
-Taaa... Ty zawsze jesteś chętny -dodał złośliwie Syriusz wystawiając mu język.
Kawałek wieczoru spędzili z chłopakami rozmawiając o drużynie. Oczywiście popijając wszystko co było pod ręką. Syriusz czół już mocne zawroty, ale wstyd było się przed samym sobą przyznać, że wystarczy. Imprezowicze wchodzili, wychodzili. Niektórzy chcieli urwać się przed ciszą nocną, inni postanowili zostać. Gdy się trochę przeludniło Black dostrzegł w tłumię Marlenę. Nie był już pierwszej trzeźwości, ale ona chyba też. Zbierał  się ze 3 sekundy nim coś powiedział.
-Jakie ty masz piękne oczy. -strzelił prosto z mostu.
-Słucham? -Marlena spojrzała z ukosa. To nie było, to co spodziewasz się usłyszeć od pierwszaka.  Jej dwie przyjaciółki, z którymi właśnie rozmawiała, zachichotały.
-Nic w zasadzie. To nie tak miało zabrzmieć. -bąkną Syriusz -Lepiej zniknę. Marlena spojrzała na chłopaka, i kiwnęła koleżankom głową, żeby się zajęły sobą.
-Uroczę. -parsknęła. -naprawdę,  ale poczekaj jeszcze trzy lata. -mrugnęła do chłopaka i odeszła. Nie był to szczyt możliwości uwodzicielskich Syriusza, ale pocieszał się tym, że mógł dostać ewidentnego kosza. Z resztą, podejrzewał, że na następny dzień nawet on nie będzie tego pamiętać.
Impreza nie dłużyła się tak bardzo, jak się tego spodziewał, bo nudę zagłuszał mu szum w głowie. Gdzieś koło 2 w nocy towarzystwo się już rozeszło w tym Black i Potter. Syriusz podziwiał Jamesa, bo udało mu się nie zapomnieć peleryny, więc mogli spokojnie wrócić do swoich sypialni.

***

I tak o to kończył się pierwszy rok w Hogwarcie Syriusza Blacka. Nie było tak tragicznie jak się zapowiadało. Poznał paru nowych ludzi, wzmocnił swoją asertywność, co przysporzy mu pewnie więcej kłopotów w domu niż korzyści.
Uczniowie siedzieli stłoczeni w pociągu, jak zwykle zaprowadzając gwar. Niektórzy byli już przeprani w mugolskie ubrania, ci z "lepszych rodzin" nie. Syriusz skorzystał z tego, że na peronie będzie stała jego kuzynka, która nie wpadnie w szał jak zobaczy go w jeansach, i też założył spodnie i  zepraną koszulkę z jakimś mugolskim zespołem.
-I co panie Black. gotowy na trochę luzu? -wyszczerzył się Potter, siedzący w przedziale z trzem współlokatorami z sypialni.
-Tak, przez pierwsze 3 tygodnie. Potem śmierć na miejscu... -zaśmiał się Black

**************************************************
Witam moje kochane robaczki. Ciekawe co was tu przywiało. Wiem, rozdziału nie było z rok, ale był też pisany przez rok (poważnie). Z góry, a raczej z dołu przepraszam za błędy, ale nie chciało mi się go wnikliwie sprawdzać, a jak zauważyliście nie mam bety za to mam problem z j. polskim. Bardzo miło mi było w końcu tu napisać. Wszyscy wiemy jakie rzeczy będą się dziać w świecie czarodziejów, więc stwierdziłam, że to dobry czas by go skończyć. Nie rozwodząc się, standardowo przepraszam i spodziewajcie się otwarcia gdzieś koło października epizodu drugiego, w którym zajmę się już piątym rokiem.
~Oblivion