czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 18 List ze złą wiadomością

Był już maj. Egzaminy końcowo-roczne zbliżały się niebłagalnym tempem. Syriusza nie tyle przerażały same testy, co wakacje. Wiadomo, jako członek Huncwotów średnio przepadał za siedzeniem na lekcjach i grzaniem jednego miejsca, ale i tak była to lepsza perspektywa, niż powrót do domu. Andromeda od bitwy w Hogsmeade nie odzywała się do niego. Black tłumaczył sobie brak listów od kuzynki jej zapracowaniem. Była w końcu uzdrowicielką w Mungu i miała z zasady dużo pracy, ale w ostatnich miesiącach liczba chorych pomnożyła się w zaskakującym tępię. Było oczywiście dużo czarodziejów, którzy przez własną nieuwagę dostało z rykoszetu czy też pomyliło sobie zaklęcia, ale pojawiało się coraz więcej mugoli, którzy zostali zaatakowani przez zaczarowane narzędzia codziennego użytku, które kupili od podejrzanych akwizytorów, lub oberwali poważnymi klątwami od innych czarodziejów.
Syriusz dostał propozycję, od Jamesa, spędzenia wakacji w Dolinie Godryka. Black z chęcią by przystał na zaproszenie kolegi, ale szczerzę wątpił, że którekolwiek z jego opiekunów mu na to pozwoli. Ale próbować zawsze można. W sprawię animagii zmieniło się dość trochę. Black rzeczywiście napisał ten referat dla McGonagall. Tym razem bez pomocy Lupina! Dowiedział się dość dużo praktycznych informacji, które później w skrócie wyłożył Jamesowi i Peterowi. Jedną z ważniejszych informacji jakie udało mu się przyswoić było to, żeby stać się postacią animagiczną trzeba dużej siły woli i systematycznych ćwiczeń. Na początku zaczyna się od próby wykształcenia jednej łapy, wąsów czy też ogona. Nie było dokładnie podane ile zajmuję stanie się pełnym animagiem, ale pierwsze efekty widać już po 2 miesiącach ćwiczeń. Chodź Syriusz mógłby przysięgnąć, że zauważył, jak jego paznokcie się wydłużają. W początkowych fazach edukacji warto wiedzieć, że postaci zwierzęcej nie wybiera się. Wiele zależy od charakteru danej osoby, upodobań czy też samego wyglądu. Postać animagiczna często też jest podobna do patronusa danego czarodzieja. Niestety Black z początku nie miał pojęcia co to jest patronus. Skonsultował się więc z nauczycielką transumatcji, ta natomiast odesłała go do nauczyciela obrony przed czarną magią, gdzie Syriusz dowiedział się, że jest to zaklęcie dla zaawansowanych osób w sztuce magicznej. Dobrze wyćwiczone zaklęcie przybiera postać zwierzęcia i jest ono swego rodzaju tarczą obronną przed dementorami. O dementorach też praktycznie nic nie wiedział, parę razy obiła mu się o uszy ta nazwa, gdy Black'owie rozprawiali o czymś przy rodzinnym obiedzie. Syriusz nie zamierzał się jednak zagłębiać w ten temat.
Oczywiście troje amatorów animagii ćwiczyło ją w tajemnicy przed Remusem. James stwierdził, że ma to być swego rodzaju niespodzianka. Powszechnie wiadomo, że Lupin zgrywałby tylko bohatera i próbowałby im utrudniać całe przedsięwzięcie. Chłopcy zajmowali się więc ćwiczeniem gdy Luniek wychodził z Lily do biblioteki.
Syriusz właśnie siedział, w to sobotnie popołudnie, przerysowując notatki z ostatniej nocnej eskapady po Hogwarcie. Odkąd James zepsuł dużą część mapy, błędnie oznaczając wieżę, 

Black stwierdził, że tylko on i Remus tykać się oryginału mapy. Peter został na samym początku wykluczony z rysowania, ponieważ strasznie bazgrolił, a Syriusz zrzędził, że po nikim nie zamierza poprawiać gryzmołów.
-Syriusz, co ty tam skrobiesz? –zapytał James nie odrywając wzroku od sznurków swojej granatowej bluzy, którymi aktualnie się bawił.
-List miłosny do ciebie. –odpowiedział zgryźliwie Syriusz. Chodź bardzo lubił Jamesa, do szewskiej pasji doprowadzało go przeszkadzanie w rysowaniu mapy Hogwartu. Bardzo łatwo można było się pomylić lub zgubić wątek, nad którym się aktualnie pracowało.
-Ooo jakie to urocze. –zadrwił okularnik, na co Syriusz tylko ostentacyjnie przewrócił szarymi oczami i pokręcił głową. –Wybieramy się gdzieś dziś?
-Nie wiem w sumie nie chcę mi się nigdzie iść. –odpowiedział Black, składając notatki i przeciągając się. Syriusz stwierdził, że nic już dzisiaj nie narysuję, jeśli James będzie go zagadywać co minutę. –Poczekajmy może aż Peter i Remus wrócą z kuchni. Może partyjka durnia?
James pokręcił przecząco. Okularnik nie bardzo przepadał za tą grą, bo rzadko zdarzało się mu w nią wygrać, a jak wiadomo męska duma Pottera nie znosiła przegrywać.
W pokoju zapadła cisza, którą przerwało stukanie w szybę okna koło łóżka Syriusza. Chłopak podniósł się by dostrzec przyczynę hałasu. Zobaczył sowę. Black wpuścił ją do środka. Była to mała sówka z szarymi piórami i brązowym, ostro zakończonym dzióbkiem. Od razu rozpoznał w niej sowę swojej starszej kuzynki.
-Neska! –niemalże krzykną Syriusz. Pogłaskał sówkę po głowie, był bardzo zadowolony z tego, że w końcu Andromeda wysłała do niego list. Black pośpiesznie odwiązał liścik od nóżki sowy. Zwierzątko zatrzepotało skrzydełkami. Syriusz podstawił sówce półmisek z wodą, a sam zabrał się za czytanie listu.

Drogi Syriuszu!
Wybacz, że tak rzadko ostatnio do ciebie piszę, ale praca absorbuję mi cały czas. Przynajmniej pracuję jako uzdrowiciel to mam 100% pewności, że nie jesteś w Mungu z jakąś poważną chorobą. Jak tam ostatnie miesiące szkoły? Przez pierwsze trzy tygodnie wakacji będę miała wolne. Wiesz Ted nalegał, żebym trochę odpoczęła od pracy. Strasznie mnie o to prosił. Pomyślałam więc, że może zechciałbyś wpaść do mnie na kilka dni?
Andromeda

Syriusz z uśmiechem na ustach napisał na odwrocie kartki, że z chęcią wpadnie. Z powrotem przywiązał list do nóżki zwierzątka i wypuścił sowę przez okno. Ta z niechęcią wyleciała z pokoju. Black pomyślał, że nie chcę jej się pewnie tyle lecieć by dostarczyć znów ten sam świstek papieru. Musiała to być z pewnością syzyfowa robota.
-Mamusia? –z myśli o losie biednej sowy wyrwało go pytanie Pottera. Black otrząsną się i szybko pozbierał myśli.
-Do mamusi bym z takim zapałem nie odpisał. –odrzekł Black na zaczepkę kolegi.
-Fakt. –powiedział rzeczowym tonem Potter. –Gdzie ich wcięło? Peter postanowił zjeść wszystko co ma być na kolację.? –James zmienił temat.
-Nie zdziwiłbym się. –zaśmiał się Syriusz. –W sumie mogliby już wrócić bo mój żołądek zaczyna się sam zjadać.
-Nie dziwię się. Całą kolację przesiedziałeś w dormitorium bazgroląc coś na tych kartkach.
-Nie coś, tylko mapę. Jak ty sobie wyobrażasz skończenie tego? Samo się narysuję? Coś w to nie wierzę. W ogóle widziałeś jaki Hogwart jest wielki? Nie ma szans skończyć, jeśli się za to ktoś porządnie nie weźmie.
-Oj nie narzekaj tak słońce. Dobra lecę do sowiarni. Idziesz ze mną?
-W sumie to mogę się przejść. A po co idziesz?
-Wysłać niespodziewankę dla Smarka. Strasznie mnie wkurzył tym ostatnim przemądrzaniem się na eliksirach. I to ostentacyjne prychanie. Ja nie mogę, co za człowiek. I jak tu żyć z takim w zgodzie.
-A co to za niespodzianka?
-Zobaczysz. -powiedział z chytrym uśmiechem na twarzy James. Okularnik otworzył drzwi od sypialni, zapraszając gestem by Black wyszedł z nim.

***
Na kolacji panował ogólny rozgardiasz. Wszyscy byli zaniepokojeni z powodu testów, od których dzieliła ich coraz mniejsza ilość czasu. Zaniepokojeni uczniowie biegali między stołami wymieniając się brakującymi notatkami z historii magii, na której nikt nigdy nie uważał, i z piekielnie trudnej zaawansowanej transumacji, na której nikt niczego nie ogarniał. Wszyscy pierwszoroczni szeptali między sobą zaniepokojeni o niesamowicie trudnych testach, które trzeba będzie zdać. Syriusz nie przejmował się nauką, co ważniejsze fakty zasłyszał od Remusa i uważał, że to spokojnie wystarczy mu do napisania testów na poziomie zadowalającym. Sądził, że nie ma się czym martwić, bo tamtą rozhisteryzowaną dzieciarnie zapewne nastraszyło starsze rodzeństwo.
Huncwoci siedzieli na końcu stolika Gryfonów. James z podekscytowania przekładał nogi pod stołem. Black pochłaniał tosty z serem, Remus czytał jakąś książkę i mieszał łyżeczką czarną herbatę, a Peter jadł strudla truskawkowego. James zerkną w kierunku stołu Ślizgonów. Ucieszony Gryfon klasną w ręce. Właśnie wleciała jego sowa i zostawiła Severusowi kopertę z napisanym czarnym atramentem zdaniem "Dla mistrza eliksirów". Snape łapczywie chwycił się koperty i ją rozdarł ta natomiast eksplodowała i zostawiła na jego rękach i twarzy czerwono i zielone krosty.
Potter i Black jako pierwsi zorientowali się co się stało i zaczęli się głośno zanosić śmiechem.
-No gratulację. To ci wyszło. -powiedział Syriusz przez śmiech i poklepał kompana po ramieniu. Po jakiś dziesięciu sekundach już cała sala, prócz zdziwionych nauczycieli i oczywiście Snape'a, podśmiewała się cicho z Severusa. Chwilę potem na pusty talerz Pottera spadła biała koperta. James rozpoznał pismo rodziców. Otworzył i przeczytał list. Okularnik wodził brązowymi oczami od lewej do prawej. Gdy skończył łzy nabiegły mu do oczów. James ściągną okulary i schował twarz w dłonie. Syriusz popatrzył się na Remusa pytając, bo to on siedział najbliżej Pottera. Lupin tylko wzruszył ramionami. Potter podniósł twarz znad dłoń, przetarł o rękaw szkła swoich okularów, złożył je z powrotem na nos i poczochrał swoje czarne włosy prawą ręką. James rozglądną się po pozostałej trójcę, uśmiechną się, ale Syriusz dostrzegł jak drżą mu kąciki ust, zdawało mu się, że Potter zebrał wszystkie siły by wymóc na sobie ten uśmiech.
-James, co jest? -spytał powali Syriusz by przerwać nie zręczną ciszę.
-Nie tutaj. -odpowiedział krótko okularnika. -Muszę iść. -głos mu zadrżał. -Zaraz... nie... czekaj... Gdzie Is? -James plątał się w wypowiedzi.
-Tam. -Syriusz wskazał ręką na dziewczynę siedzącą od niego pięć miejsc dalej.
-Zobaczymy się w dormitorium.
James podszedł do ciemnowłosej Gryfonki i szarpną ją za rękaw czarnej szaty. Dziewczyna odwróciła się. Potter podał jej lis. Gryfonka przeczytała go. Również nie wyglądała na zachwyconą treścią. Przetarła łzy dłonią i wybiegła z Wielkiej Sali. James próbował ją dogonić. Syriusz już nie widział dalszych zdarzeń, bo dwójka Gryfonów zniknęła za drzwiami. Black domyślał się o co chodzi, ale nie chciał snuć zbędnych domysłów i formułować błędnych wniosków. W ciszy dokończył swoje tosty i popił sokiem z dyni. Chciał zabrać się już do swojego dormitorium, ale przy drzwiach  zaczepiła go opiekunka domu.
"Świetnie, pewnie Smark poleciał już na skargę" Pomyślał odgarniając włosy z twarzy.
-Syriusz czy to twój i Pottera wybryk? -zapytał nauczycielka łypiąc surowo na chłopaka. Syriusz westchną. Mógł oczywiście powiedzieć prawdę, ale nie chciał dowalać Potterowi "atrakcji" do dzisiejszego dnia. Black zacisną zęby i przemyślał co chcę powiedzieć.
-Tylko mój, pani profesor. Tylko. -McGonagall westchnęła ciężko. -Czemu jesteście tacy nie reformowalni. Gryffindor traci pięć punktów, a ty staw się jutro u Hagrida, punkt 13. 
 Nauczycielka transmtacji odeszła od niego. Syriusz wzruszył tylko ramionami. Nie był to pierwszy, a ni ostatni szlaban, który odbębni. Zawsze lepszy gajowy niż charłak z obsesją na punkcie swojego sierściucha.

***
Wieczorem nikt nie miał ochotę zagłębiać się w temat humoru Jamesa. Poza tym siedziała z nimi Is, a żadne poważne rozmowy nie mogą odbywać się w obecności dziewczyn. Może była to też sprawa Isobel, ale Black nie palił się by pokazywać jej "troskliwego siebie". Stwierdził, że da sobie spokój z tym tematem póki Huncwoci nie będą tylko w swoim gronie. Potter zresztą chyba też tak uważał. Wieczór zleciał im na graniu w karty. Syriusz wygrzebał z torby talię mugolskich kart, które kiedyś dał mu kuzyn Artur i objaśniając zasady kilku karcianych gier. Syriusz spróbował przybliżyć im zasady Makao (jednej z gier, w które najczęściej grywał z kuzynem), z początku było trudno, ale zaraz wszyscy załapali. Czas szybko mijał. Is poszła do siebie koło godziny dziewiątej.
Teraz wszyscy leżeli już w łóżkach. Remus oddychał równo, a Petter pochrapywał. Syriusz nie mógł zasnąć, nurtowało go co James przeczytał w liście. Black wiedział, że nie powinien się wtrącać, ale ciekawość wzięła nad nim górę. Słyszał jak James przewraca się już chyba z dziesiąty raz na inny bok. Wiedział, że okularnik nie śpi.
-James... -zaczął szeptem Black.
-Tak? - Potter wsparł się na swoim przedramieniu i skierował wzrok na Blacka. Prawdę mówiąc nie wiele widział, ale głupio tak gadać do sufitu.
-Czy no wiesz... Czy w tym liście chodziło o Meadowes? O mamę Dorcas? -zapytał spokojnie Syriusz.
-Tak. O Judit Meadowes. -Potter westchną. Po ostatniej bitwie w Hogsmeade znikło dwóch aurorów. W tym jeden z nich to był rodzicem przyjaciółki Jamesa. Potter wspominał parę razy o niej, o wspólnych świętach. Potterowie dobrze znali się z Meadowes'ami można wręcz rzec, że byli jak jedna rodzina. James mówił do rodziców Dorcas per ciocia i wujek, ona z resztą tak samo do rodziców okularnika. -Znaleźli jej ciało. Jakiś mugol natkną się na nie w lesie. -kontynuował Potter z goryczą w głosie. -Biedna Dora....

******************************
Macie! Z jednodniowym opóźnieniem, ale wiecie life is brutal. Trochę zajmuję odczytanie swoich bohomazów i wklepanie je do komputera. No to jeszcze 19 rozdział i piąty rok. To także tego.... Mam nadzieje, że się wam podobało ciut brutalnie, ale no życie to nie bajka. A teraz osobiste pytanie, jak chcecie to odpowiedzcie, jak nie, to nie będę zmuszać. Jak wypromować bloga? Ostatnio staję na rzęsach, ale mi to nie wychodzi. Ma ktoś jakieś pomysły? Jak coś chętnie poczytam. :D Z tego co ogarniam to czyta go ostatnio ze dwie osoby (i za to im bardzo dziękuje!), ale wiecie im nas więcej tym weselej! Pozdrowienie standardowo ode mnie i do napisania.
~Oblivion

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 17 Konsekwencje?


-Padnij. -szepną Black, ciągnąc za sobą Jamesa na ziemię.
-Co ty wydziwiasz?! -krzykną Potter.
-Nie wiem, masz lepszy pomysł? -nad głową chłopców rozległ się błysk czerwonego płomienia. -
Chciałbyś tym dostać?
-Nie....
Black widział jak jedna z postać upadła, ugodzona zaklęciem.
-Dobra chodź teraz powo... -w momencie, gdy Syriusz wypowiadał te słowa ktoś chwycił go za ramię. Black zamarł w bezruchu, ale nie trwało to długo bo wszystko na około zaczęło wirować i zanim się spostrzegł wylądował z Potterem w jakimś pomieszczeniu. James odruchowo zwiną w kłębek swoją pelerynę i wcisną ją do kieszeni bluzy.
-Panie Potter, zapewniam pana, że peleryna niewidka to teraz najmniejszy problem. -powiedziała wysoka postać, zerkając na dwóch pierwszoroczniaków znad okularów połówek. Ów tajemniczą osobą, która uratowała ich z opresji, był dyrektor Hogwartu. -Nie ma czasu na wyjaśnienia.- powiedział stanowczo Dumbledor. -Idźcie do swoich dormitorium, później omówimy całe zajście.
Dyrektor Hogwartu znikł, zapewne teleportując się w miejsce bitwy, która rozgrywała się w Hogsmeade.
Syriusz poczuł nie miły ścisk w żołądku. Czyżby Dumbledor przełożył na później przyjemność wydalenia ich ze szkoły? Czy powinien już zacząć się pakować? I czy heban to odpowiednie drewno na swoją trumnę? Takie myśli kołatał się po głowię Blacka. Wywracały mu się wszystkie trzewia, ale w sercu tkwiła jeszcze mała nadzieja, że to jednak tylko zły sen. Wywalenia ze szkoły było by dla niego wyrokiem śmierci. Rodzice by mu tego nie darowali. "Pierwszy Black, który został wywalony z Hogwaru! Jaka to skaza w naszym rodzi! Jak śmiałeś przynieś nam taką hańbę?!" Syriusz już po prostu słyszał jgo rodzicielki wrzaski. Na samą myśl o tym robiło mu się nie dobrze.
-Syriusz! Black! Ziemia do Syriusza! -Potter wymachiwał rękami przed twarzą kolegi pogrążonego w myślach. -Co ci?
-Nic, myślałem o naszej świetlanej przyszłości, jak nas już stąd wywalą. -warkną Syriusz zdenerwowany na siebie, bo dał się namówić na ten durny pomysł i na Pottera, bo to on go namawiał.
-Nie płacz, będzie dobrze. -powiedział złośliwie James. -przecież nic takiego się nie stało.
-Ale złamaliśmy regulamin.
-Bo to pierwszy raz. -Potter założył skrzyżowane ręce na pierś.
-Dobra, nie chcę mi się z tobą gadać. -Syriusz urwał temat i wyszedł z gabinetu dyrektora. Nawet nie zwrócił uwagi na to gdzie był. Panowała tu dziwna spokojna atmosfera na ścianach spały portrety dawnych dyrektorów, a na półkach wiszących na ścianach były dziwne naczynia i instrumenty, większość była z nich błękitno biała, mieniąca się w świetle, padającym z wysokiego strzelistego okna za biurkiem. W kącie stała stara, masywna, drewniana szafa, w której Albus Dumbeldor przechowywał jakieś ważne papiery. Do wyjścia prowadziły gotycko zdobione drzwi ze stalowymi akcentami. Syriusz przeszedł przez drzwi, zszedł po stromych schodach i miną wielką chimerę. Potter wybiegł za nim.
W Hogwarcie było pusto, paliło się tylko parę świec. Syriusz poszedł cichym krokiem do wieży Gryfonów, modląc się by nie napotkać Filcha. Skorzystał przy tym z dwóch tajnych przejść. Pottera spotkał ponownie dopiero na schodach do wieży Gryfonów. Większość uczniów tłoczyła się w pokoju wspólnym, ale Syriusz stwierdził, że lepszą alternatywą, niż obijanie się o wszystkich tutaj zgromadzonych, będzie udanie się do swojego pokoju. Przeciskając się przez tłum Syriusz chwycił za rękę Petera, który stał niedaleko MacKinnon i Evans. Chłopcy ruszyli po krętych schodach do dormitorium pierwszorocznych. Za nimi przypałętały się dziewczyny.
Syriusz, James i Peter weszli do swojego pokoju, a za nim MacKinnon i Ruda.
-A wy tu w jakimś celu wyższym przyszłyście? To  m ę s k i e  dormitorium chyba, że o czymś nie wiem Is? Chcesz nam coś wyznać?
Isobel próbowała przejść przez próg pokoju, ale Black zagrodził jej przejście ręką.
-Wpuść mnie, co ci zleży? -nalegała dziewczyna.
-Po co niby? Mamy prywatne sprawy do obgadania. -Black rzucił piorunując spojrzenie w stronę Pottera.
-Oj przestań być takim strażnikiem żyrandola. -wtrącił James i zsuną rękę Blacka z framugi drzwi.
Syriusz parskną ze złości i rzucił się na swoje łóżko. Być może ostatni raz patrzy na sufit w tym pokoju. Jak ma nie być lekko podirytowany tą sytuacją, skoro ważą się losy jego przyszłości.
-Wiecie co się stało? -zapytała Is, siadając na łóżku koło Jamesa.
-Coś się dzieje w Hogsemade. Jakaś bitwa. -objaśnił Potter. Lily popatrzyła się na niego ze zdumieniem. Dziewczyna nadal stała w progu, jakby była ponad to, żeby wejść do tego pomieszczenia.
-Ruda w tą, albo w tą. zamknij drzwi! -warkną Syriusz. Miał dość szumu dobiegającego z dołu.
Evans przewróciła oczami, ale spełniła prośbę Blacka, domknęła drzwi i usiadała na krześle, przy oknie.
-Więcej nikt nic nie wie? -zapytała Is.
-A niby skąd? -prychną Black.
-Co się właściwie stało? Czemu nikt nie śpi? -dopytywał się James.
-McGonagall wszystkich obudziła i poinformowała nas, że pod żadnym pozorem nikt nie może wyjść z dormitorium i żeby nikt nie zasypiał. -powiedziała Evans.
***
Rano na śniadaniu mało kto, wiedział co się tak właściwie działo. Większość uczniów czekała do 4 nad ranem, bo wtedy dopiero przyszła opiekunka domu i powiedziała, że mogą spokojnie pójść spać. Kiedy wchodziła do pokoju wspólnego widać, że była wykończona, profesor McGonagall miała potargane włosy i parę rozcięć na rękach i twarzy. Po tej informacji prefekci rozgonili wszystkich do spania. Ale James, Syriusz, Peter, Lily i Is grali jeszcze potem w eksplodującego durnia. Wszyscy zasnęli w jednym pokoju z czego James i Syriusz na podłodze koło siebie, dziewczyny w łóżka śpiących na podłodze chłopaków, a Peter na swoim materacu.
Rano dołączył do nich, na śniadaniu, jeszcze równie zaspany co reszta, Lupin.
-Gdzie byłeś Remus? -zapytała ziewając Lily
-W domu. Mama jest bardzo chora i przyjeżdżam do niej, jak tata musi zostawić ją samą. -wyjaśnił Remus krzyżując palce pod stołem. -Coś się wczoraj działo nie daleko w Hogsmeade. Nic wam nie jest? Słyszałem o jakiś zamieszkach, podawali w radio rano. Ponoć ktoś nie żyję.
-Jak widzisz nie. Cali i zdrowi i zabójczo piękni. -odparł Syriusz i popatrzył się przez chwilę na Jamesa. -No przynajmniej ja.
Do wielkiej sali przyleciały sowy. Było ich więcej niż zwykle. Syriusz uważał, że to pewnie odzew rodziców w związku z zamieszkami.
Przed Jamesem spadła koperta, zapewne nadana od jego rodziców, i nowe wydanie Proroka codziennego. James i Syriusz rzucili się na gazetę, tak jak wygłodniałe wilki rzucają się na mięso. Black chciał się bardzo dowiedzieć przez co o mało wczoraj nie zginą. Zaczął czytać

Bitwa w Hogsmeade! Sami- wiecie-kto znów uderzył!
Jak powszechnie wiadomo ostatnio w społeczności czarodziejów zaczyna się panoszyć pewien czarnoksiężnik, ogłaszając się "Voldemortem", czy też "Czarnym Panem". Ministerstwo zaczyna się obawiać, wysyła coraz więcej aurorów w teren. Już dwóch z nich zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach w tym Judith Meadowes i Denis Strand. Nie wróży to dobrze dla świata czarodziejów. Dwójka aurorów zaginęła wczoraj próbując bronić wioski nie opodal Hogwartu. Zwolnicy Sami-wiecie-kogo nie przedostali się do Hogwartu, mimo to nie świadczy to jednak o tym, że jest to odpowiednie miejsce dla naszych dzieci. "Może lepiej zabrać je na czas zamieszania, w świecie magicznym, do domów" radzi minister magii.

-Pfff... -prychnęła Lily. -Jakim cudem zabranie nas z Hogwartu miało by nam zapewnić bezpieczeństwo.James nie zwracał uwagi na to co mówiła reszta, chwycił tylko list od rodziców i swoją nadgryzioną kanapkę. Odszedł od stołu, zostawiając reszcie gazetę. Black zadziwiła reakcja Jamesa, ale nie próbował się na siłę wtrącać w nie swoje sprawy.
-A temu co? -zapytała Is patrząc w stronę Pottera. Dziewczyna spojrzała na artykuł, który przed chwilą James i Syriusz czytali. McKinnon również odeszła od stołu i dołączyła do Jamesa.
Black zerkną jeszcze raz w gazetę szukając wyjaśnienia ich dziwnego zachowania i natrafi na nazwisko Meadowes. Coś kiedyś słyszał, ale nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie i kiedy padło on pierwszy raz, w rozmowie. Syriusz wrócił więc do przeglądania artykułu, z którego wyczytał tylko o kolejnych zaginięciach mugoli i mugolaków, i że wczorajsze zamieszanie w Hogsmeade wywołały wilkołaki, wampiry i paru innych sprzymierzeńców Voldemorta.
***
Po południu Syriusz wracał obładowany książkami. Taki owocny wypad do biblioteki, w jego przypadku, nie zdarzał się zbyt często. Black był jednak bardzo zadowolony, z tego powodu, bo w końcu udało mu się wyprosić, u McGonagall pozwolenie, na wypożyczenie książek z działu ksiąg zakazanych. Nie było to oczywiście takie proste, ale nadarzyła się odpowiednia okazja gdy nauczycielka transmutacji zadał esej, dla chętnych na wybrany temat. Syriusz od razu połączył fakty i w dziesięć minut udało mu się przekonać profesorkę do wypisania pozwolenia. Minus był tego tylko taki, że musiał napisać piekielnie trudny referat na temat, o którym nie ma żadnego pojęcia. Nie widział się z Jamesem od śniadania, ale właśnie miał zamiar spróbować go znaleźć. Swoje poszukiwania, chciał zacząć od wieży Gryfonów, gdzie właśnie zmierzał. Gdy był u progu schodów do wieży poczuł, że ktoś szarpną go za ramię. Gdy się odwrócił, by zobaczyć sprawcę okazało się, że to dobrze mu znana postać, jak zwykle z włosami w nie ładzie i okrągłymi okularami na nosie.
-Ooo... Znalazła się moja zguba. -powiedział do Pottera. -Właśnie cię szukałem.
-Widzę, że się stęskniłeś. Chodź dyrektor nas wzywa.
Syriuszowi znów serce podskoczyło do gardła. Zupełnie zapomniał o tym, że jego pobyt w tej szkole wisi na włosku.
-Super... To chodź. -powiedział smętnym głosem do Jamesa, który z resztą też nie był w humorze.
***
-Gdzie tak właściwie byłeś? Zmyłeś się tak bez słowa ze śniadania. -zapytał Syriusz stojąc już przed gabinetem Dumbledora.
-Musiałem wysłać do kogoś list. -wytłumaczył Potter.
-Okej, nie wnikam.
-Później ci wyjaśnię. Teraz chodź. -odpowiedział James i pchną ciężkie drzwi od gabinetu dyrektora. Chłopcy przekroczyli próg pomieszczenia. Od ostatniej wizyty nic się tu nie zmieniło. Wszystko stało jak było. Dziwaczne instrumenty i naczynia na półkach i wielka drewniana szafa w rogu pomieszczenia nie zmieniły swojego miejsca.
-Dzień dobry chłopcy. -powiedział spokojnie dyrektor. Był spokojny, jak gdyby zaprosił dwóch psotników na herbatę, a nie z zamiarem wydalenia ich ze szkoły. -Siadajcie. -powiedział tym samym tonem.
Syriusz i James spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Zajęli miejsca przed biurkiem, za którym siedział Dumbledore.
-Mamy się pójść pakować? -zapytał smętnie Syriusz.
-O czym ty mówisz? -spytał dyrektor.
-Mówię, że wylatujemy.
Albus Dumbledor zaśmiał się pod nosem.
-Nie, skąd. Ja tylko chciałem was grzecznie po prosić, żebyście nie opuszczali terenu szkoły, bo nie jest ostatnio bezpiecznie. I mam nadzieję, że nie powiecie nikomu o przypadłości Remusa. Było by to dla niego ciut nie przyjemne.
Syriusz spojrzał na dyrektora ze zdziwieniem. Dumbledor widząc to dodał.
-No proszę was jedno wyjście ze szkoły i już mam was wyrzucać. Co sobie tak nisko stawiacie poprzeczkę. -dyrektor zaśmiał się jeszcze raz.
-Ale jak? Żadnych konsekwencji? -dopytywał z niedowierzaniem Syriusz. James szturchną go pod stołem.
-Chyba mieliście już ich dość. Jak chcecie oczywiści mogę wszystko powiedzieć profesor McGonagall.
-Nie! -powiedzieli równocześnie chłopcy.
****************************************
Finito! Czemu teraz piszę? Nie wiem! Chyba się stęskniłam za tym. Sorry, że mnie nie było, ale przez ostatnie 6 miesięcy miałam problem z internetem i ostatnie o czym myślałam to blog. Wiem straszna ze mnie osoba. A teraz konkrety. Blog nie jest zawieszony i tak dalej, ale proszę was o wyrozumiałość :D. No i mam do was jeszcze jedno pytanko. Ile chcecie rozdziałów do końca tego pierwszego roku w opowiadaniu, bo chcę już zrobić ten przeskok czasowy. Jeden? Dwa? Trzy? Mogę się dostosować. Piszcie w komentarzach!Pozdrawiam was moje mordki i dzięki za takie długie czekanie!!!! :D
~Oblivion