niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 9 Relację z meczu i słaby podryw

-Na Merlina! Co on sobie ubzdurał w tym łbie. -Uskarżał się w duchu Syriusz, przeglądając stare, nieco zniszczone czasem księgi w dziale Ksiąg zakazanych. Wiedział dobrze, że jeśli pani Pince by go złapał zostałby w ekspresowym tempie zamordowany, a w gratisie pewnie zarobiłby przynajmniej 20 punktów na minus dla Gryffindoru. Black został wysłany przez Jamesa do biblioteki w celu dowiedzenia się czegokolwiek o animagii. Sam Potter nie mógł tego zrobić, bo został przyłapany przez Slughorna, kiedy usiłował wrzucić coś do kociołka Snape'a, co zapewne według mniemania okularnika miało spowodować wybuch. Tak czy siak James dostał szlaban i miał się dzisiaj stawić u Filcha w jego gabinecie, a raczej kanciapie. Syriusz przeglądał kolejne książki o dziwnych tytułach, takich jak: "Koniec już bliski, najczęściej spotykane omeny śmierci", "Klątwy i uroki dla zaawansowanych", "1001 zastosowań jadu bazyliszka", "Animagia bez tajemnic".
-Jest. -Mrukną sam do siebie i rozglądną się, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu. Ściągną książkę z półki, wsuną ją pod pelerynę i zaczął ją kartkować. Prześledził uważnie wzrokiem rozdziały pt. "Wstęp", "Ogólne informację", "Ustawy dotyczące animagów", "Początki" i "Jak zostać całkowitym animagiem?", starając się z tego jak najwięcej zapamiętać. Po pół godzinnym staniu między hebanowymi regałami Black postanowił odłożyć skórzaną, wielką księgę na swoje miejsce, ale wymsknęła mu się z ręki i upadła z głuchym hukiem na podłogę.
-Szlag by to trafił. -Zaklną pod nosem i wcisną w lukę między oknem, a końcem drewnianej półki.
Syriusz wstrzymał oddech i zamarł w bezruchu. Chwilę po tym w miejscu, w którym ówcześnie stał pojawiła się pani Pince. Bibliotekarka podniosłą "Animagie bez tajemnic" i odłożyła ją na swoje miejsce. Rozglądnęła się jeszcze dookoła, pomruczała coś o Irytku i odeszła. Syriusz odetchną z ulgą i wygramolił się z kryjówki. Udał się w kierunku wyjścia z biblioteki i wymkną się z pomieszczenia z jakimś starszym Krukonem. Huncwot zbiegł po schodach i poszedł do Izby Pamięci, gdzie Potter odbywał swój szlaban. Zerkną przez dziurkę od klucza, sprawdzając tym czy nie ma nikogo innego w pomieszczeniu prócz Jamesa.
-Jesteś wreszcie. -Powiedział uśmiechnięty okularnik do drzwi, które "same" się otworzyły. -Ręce mi odpadają, kazał mi czyścić bez użycia magii wszystkie te pierdoły. -Potter wskazał na nagrody.
-Nie dramatyzuj. -Powiedział Black ściągając z siebie pelerynę.
-Masz różdżkę?
-Nie zostawiłem ją w dormitorium, bo jestem kretynem i zawsze zapominam o różdżce, tak jak ty.
-To się zdarzyło tylko raz, a poza tym i tak zaczynaliśmy od historii magii.
-No na pewno tylko raz.
-Dobra już się nie baw mistrza sarkazmu, bo jak cię Filch tu złapię to sobie ze mną poczyścisz.
-Niech ci będzie.- Szarooki chłopak wyciągną różdżkę zza pazuchy i zaczął rzucać zaklęcia na trofea, które stawały się czyste i śniące .
-I co z tą animagią? -Zapytał Potter.
Syriusz westchną głośno i przez chwilę miał ochotę powiedzieć Jamesowi, że wilkołaki odróżniają animagów od zwierząt, ale przypomniał sobie Lupina pokiereszowanego po ostatniej pełni i szybko odechciało mu się naginać prawdę. Black nie był taki tęp jakby się mogło wydawać wiedział, że likantropia nie należy do najprzyjemniejszych chorób, a teraz doskonale rozumiał dlaczego James chcę jakoś umilić pełnie Lunatykowi.
-A co ma być? -Powiedział Syriusz swoim zwykłym głosem, tak jakby wcale go nic nie obchodziło. -Miałeś rację wilkołaki nieodróżnianą animagów od innych zwierząt.
-Haha wiedziałem!
-Nie ciesz się tak, w życiu nie widziałem bardziej pokręconego podręcznika niż ten.
-Narzekasz tylko.
-Nie ja po prostu lubię niszczyć twoje marzenia.- Black uśmiechną się złośliwie.
-Haha haha, ale się uśmiałem. -Powiedział satyrycznie James.
-Dobra skończone. Pogadamy wieczorem w dormitorium. -Black rzucił ostatnie słowa po czym skierował się do wyjścia.
****
Czterech Huncwotów, Isobel i Lily siedzieli przed kominkiem grając w eksplodującego durnia, po raz kolejny śmiejąc się z Pottera, bo znów przegrał i został oblany cuchnącą mazią. James przeważnie uchodził za świetnego, prawie we wszystkich dziedzinach, ale eksplodujący dureń to była ta rzeczy, która wychodziła mu podobnie jak dogadywanie się z Evans, czyli mniej więcej za każdym razem, albo spala, albo dostawał po twarzy.
-Chrzanie nie gram. -Okularnik rzucił karty na stół.
-Ojojoj ktoś tu nie lubi przegrywać. -Is grała na nerwach Jamesowi.
-Zamknij się. -Warkną Potter, wycierając swoje okulary.
-Cóż James twój honor po raz kolejny ucierpiał przez słynnego Syriusza Blacka. -Przechwalał się szarooki chłopak.
-Pfff.... Słynny... No ten suchy żart trzeba chyba cały kanistrem popić. -James zgasił Black.
-Moje żarty przynajmniej można nazwać żartami nie to co twoje.
-No chyba nie. -Dwóch Huncwotów sztyletowało się wzrokiem, po czy wpadli w nie opanowany śmiech. Reszta rzuciła dziwne spojrzenie coś w stylu "nie wiedzieliśmy, że jesteście razem". Cóż mimo, że Black z Potterem często się sprzeczali (w 99% sami inicjatorzy nie wiedzieli o co się kłócą, to chyba było dla nich takie hobby) wszystkie kłótnie kończył się podobnie bez sensu tak jak się zaczęły.
-Chodźcie, bo za parę minut zaczyna się mecz. -Śmiech dwóch przyjaciół przerwał Peter. Szóstka Gryfonów zebrała się i wyszła z wierzy Gryffindoru.
Prawie wszyscy prócz Ślizgonów i paru Krukonów stłoczeni byli na trybunach. W atmosferze można było wyczuć podniecenie. Wszyscy głośno wymieniali swoje opinie na temat poszczególnych zawodników z drużyn i obstawiali kto wygra. Na boisko wyszło 14 zawodników, ubrani byli w szkarłatne szaty Gryfonów i w żółte Puchonów. Kapitanowie podali sobie ręce i zabrzmiał gwizdek. Gracze wsiedli na miotły i oderwali się od ziemi. W tle było słychać komentarz Kate Brown, piątoklasistki z Gryffindoru.
-I ruszyli. Wszyscy zawodnicy zajęli swoje pozycję. Kafla przejmują Gryfoni, piękna wymiana podań między Alicją Rato, a Frankiem Longbottonem. Frank leci do poręczy i..... Obrońca Puchonów złapał piłkę w ostatniej chwili. McLaggen podaję do Shmita. Wow Shmit o mało co nie oberwał tłuczkiem, który został odbity przez Marcusa. Kafel jest coraz bliżej poręczy i... Emma przepuściła. Dziesięć punktów dla Puchonów. -W głosie komentatorki dało się wyczuć zawód, zresztą całe trybuny domu Lwa westchnęły ponuro, ale po drugiej stronie było słychać głośne okrzyki radości Hufflepufu. Huncwoci przyłączyli się do reszty Gryfonów, dopingując swoją drużynę. Można powiedzieć, że po 10 minutach Gryffindor wyrównał straty i obydwie drużyny szły łeb w łeb, a raczej miotła w miotłę. Po jakiś 20 minutach było 60:50 dla Hufflepufu, emocję sięgały zenitu kiedy w 14 minucie Fred Abbot (szukający Hufflepufu) wypatrzył znicza. Wszyscy wstali z krzeseł, żeby lepiej się przeglądnąć, leciał już tylko o 4 cale oddalony od złotej piłeczki, ale w ostatnim momencie musiał zrobić unik, bo oberwałby tłuczkiem, a znicz znikną wszystkim z oczu.
-Frank trzyma kafla, ale ma na ogonie dwóch ścigających z przeciwnej drużyny. Zaraz co on robi, zmienia kierunek lotu i wyprzedza dwóch ścigający. Shmit i Franke są trochę zdezorientowani, ale również zmieniając kierunek lotu. Longbotton o cal wymija Alicję i przyśpiesz lot. Artus i Roger przyśpieszają lot, Frank znów robi gwałtowny zwrot i zwalnia lot miotły. Zaraz! Nie ma kafla! Zmyślne zagranie, Longbottom podał ówcześnie piłkę Lonel, która jest już prawię przy bramkach! Gol!!! Świetna zmyła! Dziesięć punktów dla Lwów. Mamy 80:70 dla Gryfonów. Drużyny nie dają za wygraną. -Brown wyraźnie poprawił się humor. -Obydwoje szukających przyśpiesza czyżby wypatrzyli znicz. Dają nura w dół, zaraz się roztrzaskają. Wow! W ostatnie chwili zmienili kurs lotu. Rose próbował zmylić Abbota, ale nie wyszło, cóż mamy tu do czynienia z dwoma genialnymi szukającymi. Ana Rose przyśpiesza lot, czyżby tym razem wypatrzyła złotą piłeczkę. Za nią rusza Fred, lecą miotła w miotłę. Abbot zaczyna prowadzić, ale zaraz leci tłuczek odbity przez Marcusa. Leci prosto na szukającego Puchonów. O nie! Trafił w rękę Freda, zaczyna spadać i.... U... na szczęście złapał kurs z powrotem, ale ma chyba uszkodzoną prawą rękę. Rose nie obeszła się tą sytuacją, leci dalej za zniczem jest od niego tylko 15,10, 2 cale. I złapała!!! Jest!!! Gryfoni wygrywają 230:70 -Ostatnie zdania Kate niemal wywrzeszczała. Wszyscy z Gryffindoru ogromnie się cieszyli bo ich drożyna jako pierwsza wygrała z Puchonami od kiedy Hufflepuf ma nowego szukającego. Trybuny domu Lwa zaczęły głośno wiwatować i gwizdać.   
Kibice na rękach wynieśli ze stadiony zawodników swojej drużyny i poszli do wierzy Gryffindoru świętować zwycięstwo. Muzyka była puszczona nie mal na fula i gdyby nie zaklęcia wyciszające, które Huncwoci bardzo dobrze znali, pewnie nauczyciele szybko rozgoniliby to towarzystwo. W pokoju wspólnym panował gwar wszyscy rozprawiali na temat genialniej zmyłki Franka (który aktualnie nie miał teraz głowy do quiditchu, bo był zajęty dziewczyną) i celnego strzału Marcusa (który również postanowił korzystać ze swojej chwili sławy z jakąś dziewczyną ze czwartego roku). Wszystkie stoły był połączone w jeden wielki, a na jego blacie widniał różne przekąski, słodycze, piwo kremowe, które przytaskali z Trzech mioteł Syriusz z James we wczorajszy piątek, było nawet parę butelek Ognistej Whisky, które zapewne z Hogsmede przemyciło kilku siódmoklasistów. Zabawa była świetna, Huncwoci zapoznali się z paroma starszymi dziewczynami i Marcusa oraz jego brata Philipem (drugi pałkarz Gryfonów), którzy ze szczegółami opowiedzieli im jak wynosili jedzenie z kuchni. Po dwu godzinnej zabawie James i Syriusz byli ciut podpici (no nie czarujmy się oni by nie skorzystali z takiej okazji) i zaczęli startować do jakiś też nieco spitych dziewczyn z trzeciego roku. Lunatyk i Peter siedzieli nie daleko, przyglądali się tej scenie i naśmiewali się głośno z wyczynów swoich przyjaciół.
Potter i Black stali opierając się o siebie przed dwoma Gryfonkami i rzucali jakieś mało śmieszne teksty na podryw, cóż ale błyskotliwość facetów rośnie wprost proporcjonalnie do wypitych procentów, więc dziewczyny na to poleciały.
-Będzie im co jutro wypominać. -Uśmiechną się złośliwie Peter.
-Oj będzie. -Przytakną Lupin z równie szatańskim wyszczerzem.
-Dobra, ale zatargajmy już tych dwóch głąbów do dormitorium, bo jeszcze w akcie desperacji wygadają którąś z naszych tajnych spraw. Jak widać chyba nie są za dobrzy w bajerowaniu. -Remus i Peter parsknęli śmiechem, po czym poszli wtargać swoich przyjaciół po krętych schodach. Najdziwniejsze było to, że te owe dwie Gryfonki nawet nie zważyły barku swoich "adoratorów" (chyba był ciut bardziej spite niż wcześniej osądził Pettigrew i Lupin). Cudem było, że ani James, ani Syriusz nie wywalili się po drodze do sypialni i nie protestowali kiedy Lunatyk zaproponował im żeby grzecznie poszli spać.

************************************************
Taki tam krótki rozdział. Mam nadzieję, że wam się podobał itd. A przechodząc do rzeczy mniej lub bardziej ważnych to mam cztery ogłoszenie. Teraz przytrzymam was chwilę w napięciu. Pewnie sobie myślicie "co to może być?", "może w końcu postanowi pisać śmieszne żarty", "a może jest chora na raka". O tuż nie. Raka mi jeszcze nie wykryto i zostaje przy moich suchych żartach (i to wcale nie dla tego że nie umiem pisać śmiesznych żartów/sarkazm). Tak mam do was cztery sprawy.
-Po pierwsze wiem rozdział miał być w sobotę, ale jakoś tak wyszło mam też swoje życie.
-Po drugie ostatnim rozdziale mi się pochrzaniło, że tunel pod Hogwartem prowadzi do Trzech mioteł, a nie do Miodowego Królestwa. Ten błąd został już naprawiony także jak chcecie to sobie przeczytajcie rozdział 8 od momentu ja wyszli w magazynie, bo tam właśnie został zmieniony, a i przed słowem październik dodałam prawie (początek rozdziału). Każdy z nas jest tylko człowiekiem zdarza się pomyłka.
-Po trzecie założyłam stronkę na Facebooku więc jeśli chcecie być na bieżąco i jesteście szczęśliwymi posiadaczami kont na tym portalu  to zapraszam na: Oblivion opowiada i zachęcam do lajkowania bo takie tam zero dość marnie wygląda na stronie.
-Po czwarte jeśli czytasz mojego bloga i nie komentujesz to właśnie ciebie zachęcam do wyrażania swojej opinii, możesz nawet hejcić (ps. nie banuje za przekleństwa) nie gryzę i nawet zdarz mi się odpowiadać na komentarze.
      ~Oblivion







4 komentarze:

  1. Rozdział genialny! Mecz super. A podryw Jamesa i Syriusza jeszcze lepszy. Pisz delej. Życzę weny i z niecierpliwością czekam na nową notkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super...krótki...trudno ;3 Każdy ma własne życie co nie ? :) Mecz opisany fantastycznie, brakowało mi tylko jednej rzeczy....a mianowicie...ubolewam strasznie nad tym, że nie napisałaś tych tekstów Łapki i Rogasia...bo pewnie płakałbym ze śmiechu ;) Ale ogólnie, to bardzo mi się podobało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tekstów to sądzę, że przy następnym rozdziale będziesz usatysfakcjonowana:)

      Usuń