Syriusz otworzył oczy. -Świetna pobudka z ran -mrukną. -już mi się podoba, zapowiada się dobry dzień. -Black zsuną się z łóżka. Zerkną na swój pokój poobklejany plakatami z "dziewczynkami", motorami i proporczykami z barwami i godłem Gryffindoru. Po trzeciej klasie nastolatek postanowił zmienić trochę wystrój pokoju. Oczywiście nie obyło się bez dalszy kłótni o aranżacje wnętrz z rodzicami. Opiekunowie Syriusza odpuścili jednak temat, gdy okazało się, że ozdoby są nie do zdarcia, bo zostały one przymocowane zaklęciem trwałego przylepca. Syriusz zebrał za to parę batów, ale już dłuższy czas trzymał się przy postanowieniu, że postara unikać konfliktowych sytuacji. Wiedział, że jego mamusia bywał nieobliczalna i nie ma szans w dalszych kłótniach z nią. Ojciec był bierny, ale dało się wyczuć, że bliżej mu do matki, niż do pierworodnego.
-Co tam mruczysz? -bąknęła Wlburga zza drzwi.
-Nic, nic... idę, tylko się ubiorę. -Chłopak wsuną na siebie luźniejszą szatę i założył jeansy. Wyszedł z pokoju i zszedł do kuchni. Śniadanie było jak zwykle sytę i obfite. Minusem tego była konieczność jedzenia z rodziną.
-Witam, witam... -powiedział Black przeciągając się i ziewając. -Dzień dobry -otrzymał w odpowiedzi od pozostałych domowników. Zasiadł do stołu i chwycił grzanki, dżem dyniowy, mleko i owsiane ciastka. Syriusz nie mógł ścierpieć obecności Stworka w domu, ale też nie mógł powiedzieć, że był on złym kucharzem. Łapczywie zabrał się za jedzenie, byle jak najszybciej opuścić kuchnie i nie dać się sprowokować Regulsowi.
-Jakie masz plany na dziś? -Orion zapytał znad gazety. Syriusz oderwał oczy od talerza. -Mam jeszcze zadania do zrobienia: eliksiry, historia magii i parę innych, więc myślę, że dzień spędzę nad książkami. -łgał Syriusz. Za nic w świeci, by się za to nie wziął. Jak zwykle planował spisać wszystko od Remusa.
-Rozumiem, będziesz miał ku temu okazję, bo ja i twoja mama mamy dziś do załatwienia kilka spraw w ministerstwie, wrócimy późnym wieczorem, więc nie czekajcie na nas z obiadem.
-Jakie masz plany na dziś? -Orion zapytał znad gazety. Syriusz oderwał oczy od talerza. -Mam jeszcze zadania do zrobienia: eliksiry, historia magii i parę innych, więc myślę, że dzień spędzę nad książkami. -łgał Syriusz. Za nic w świeci, by się za to nie wziął. Jak zwykle planował spisać wszystko od Remusa.
-Rozumiem, będziesz miał ku temu okazję, bo ja i twoja mama mamy dziś do załatwienia kilka spraw w ministerstwie, wrócimy późnym wieczorem, więc nie czekajcie na nas z obiadem.
Syriusz kiwną głową na znak porozumienia. Cieszył się bardzo, że rodziców nie będzie. Właśnie dla takich chwil warto żyć. Chłopak szybko zjadł śniadanie i powlókł się do pokoju. Siadł przy biurku i Błyskawicznie nakreślił list o treści "Wpadnę po obiedzie, zaproś młodą". Otworzył okno w pokoju i przywiązał list do nóżki małej sówki, która siedziała na parapecie. Passcala dostał w poprzednie urodziny od Andromedy, był to bardzo trafiony prezent.
-Wiesz do kogo -sówka wzdrygnęła się i dzielnie rozpostarła skrzydełka, i odleciała.
-Wiesz do kogo -sówka wzdrygnęła się i dzielnie rozpostarła skrzydełka, i odleciała.
***
-Dolina Godryka, Salon Potterów. -Syriusz wyraźnie wypowiedział te słowa i poczuł, że świat zawirował. Po kilku sekundach nastolatek brudził już dywan państwa Potterów. Syriusz rozglądną się dookoła. Na kanapie siedziała Dorcas i James, grając w durnia. Salon był schludny i zadbany. W centralnej części był kominek, a przednim leżał duży beżowy dywan. Na jednej ścianie była tapeta w żółte i białe pasy, a reszt pokoju była pomalowana na ecru (czyt. ekri). Na przeciwko stał kremowy stolik kawowy, na nim radio, a za beżowa kanapą stojak z kwiatkami. -Szlag by to trafił. Nigdy w życiu nie udało mi się nie pobrudzić przy tym podłogi. Rodzice w domu? -Syriusz zerkną na Jamesa, który znów pieklił się o to, że przegrał.
-Nie -mrukną Potter. -w ministerstwie. Wrócą późno. -objaśnił.
-Moi też. -Syriusz wyciągną różdżkę i machną w kierunku dywanu, a on sam się wyczyścił. Black zajął miejsce koło dziewczyny, która przyglądała mu się ukradkiem. Znał Jamesa i wiedział, że na pewno pokazał jej świstek, który Black wysłał mu po śniadaniu. Prawdę mówiąc liczył na to. Syriusz zawsze uważał, że to tylko głupiutka koleżanka Potter i ignorował jej obecność, ale pod koniec czwartego roku dziewczyna wypiękniała w jego oczach i zdawała się być coraz charyzmatyczniejszą i ciekawą osobą. Wzbudzała jego zainteresowanie. Nie po drodze było mu ubieganie się o nią, bo kończył się rok i były lepsze rzeczy do roboty. "Odłożył to na potem" -Gdzie moje maniery. -Syriusz wziął jej rękę i pocałował. -Witaj, jak mijają ci wakacje? -chłopak starał się jak mógł być szarmanckim.
Dorcas wyszarpnęła mu rękę i wytarła o bluzę. -Fuu... Dobrze, że jej nie oblizałeś. Mogą być. Czym sobie to zawdzięczam? -dziewczyna uniosła brew do góry i zaśmiała się pod nosem.
-Chciałem, być po prostu miły.
-Ach.. Mniejsza z tym. Moja siostra też w ministerstwie. Nie wiecie o co chodzi? -zagadnęła.
-Nic, a nic. Może znowu robią spis animgów?
-Aniczego?
-Nie trzymali by ich tak długo. Myślę, że wiem o co chodzi. -mrukną Black. Włączył radio.
-Znowu doszło do ataku. Tym razem na rodzinę Clarc, mieszkającą pod Bristolem. Nieoficjalne źródła podają, że Helena i Mark byli mugolakami i mieli trójkę dzieci. Wszyscy nie żyją. Odpowiedni departament zajął się już dochodzeniem, o wszystkie ataki podejrzewa się Sami-Wiecie-Kogo.... -mówił głos speakera.
-O niego... -powiedział cicho i wyłączył odbiornik. -A o kogo innego? W każdym razie, nie nasza działka.
-Nie nasza? -oburzyła się Dorcas - On zamordował mi rodziców i masę innych ludzi. -Blackowi wypadł ten fakt z głowy, inaczej nie dolewałby oliwy do ognia.
-Wiem, wiem, ale dokładnie nie wiadomo -mrukną Syriusz.
-Kpisz sobie, jak nie on to jego zwolennicy. Jeden pies. -warknęła dziewczyna
-Nie chcę się z tobą kłócić. Ale wiesz, że nie mamy na to wpływu. -odpowiedział Black. -Wiem, że to wielka tragedia. -Black wziął ją za rękę i popatrzył się w jej przeszklone oczy. Dziewczyna zapowietrzyła się, wyglądała jakby, chciała na niego, porządnie nawrzeszczeć. Wyrwała mu tylko rękę.
-Wielką tragedią to były twoje urodziny. Nie potrzebne mi współczucie. -warknęła.
-Jak chcesz, nie zamierzam ci się narzucać. -odrzekł spokojnie Black. -Co robimy? -Syriusz zerkną na Pottera, który wolał się nie wtrącać w kłótnie.
-Na pewno nie dureń. -zaśmiał się James
-Może na Pokątną? -zaproponował Black.
-Zwariowałeś. Gdyby się rodzice dowiedzieli, że przechadzam się po Pokątnej, teraz gdy ludzie nie wiadomo gdzie znikają, to bym już z domu nie wyszedł. Nigdy! -obruszył się James. Zerkną na Syriusza, a na jego twarzy znów malował się ten głupawy uśmiech, który Black nabył od niego.
-Dobrze panienki skoro nie możecie się dogadać, to ja znikam.
-I co nawet nie zaprosisz? -zapytał Black. -Oburzające!
-Mam jeszcze plany na dziś, zresztą nie będę się tobie tłumaczyć. -mruknęła dziewczyna i wyszła z domu Potterów.
-No i ją spłoszyłeś. -zaśmiał się James poprawiając zsuwając się z nosa okulary. Syriusz dźgną przyjaciela w bok.
-Sugerujesz coś?
-Nic. -Tu James ściągną z nosa niesforne okulary i puścił Syriuszowi oczko.
-Wypraszam sobie tę insynuacje! To co robimy?
-No chodź po tą swoją lubą, może chociaż pozwoli nam zostać na herbatę. -James poczochrał włosy i szturchną Syriusza znacząco w bok. We dwoje wyszli z domu, przeszli przez ogródek Potterów. Syriusz zamkną furtkę za nimi. James i Syriusz zgrabnie przeskoczyli przez płotek i bezceremonialnie przedarli się przez ogród Meadowesów. Był to w zasadzie sam trawnik z kamienną drużką biegnącą przez środek aż do drzwi frontowych. Dom, w którym mieszkała Dorcas, był mały, ale z reguły posesje czarodziejów nie zdradzały swojej wszechstronności. Z zewnątrz był drewniany trochę wpadający w bordo, przy oknach były okiennice na mosiężnych zawiasach, a dach i drzwi były ciemno filetowe. Syriusz wszedł na stopień przed wejściem i zapukał, ze środka było słychać zbieganie ze schodów. Drzwi otworzyły się szybko, a Black zdążył ledwo uskoczyć, by nimi nie oberwać. W progu stanęła Dorcas, dopiero teraz Syriusz miał okazje by się jej przyglądnąć. Przez wakacje włosy jej trochę urosły, sięgały do łopatek, skórę miała tak samo bladą jak jej kuzynka, ale żywiołowego charakteru nadawały jej zielone oczy, które były tak hipnotyzując, że można by było spędzić godzinę na wpatrywaniu się w nie. Miała zgrabny mały nosek, sino różowe usta, a ubrana byłą w ciemną koszulkę, na której był napis "The Dark Side of the Moon" u dołu było coś co przypominało mu tęczę.
-Ciemna strona Księżyca... -przeczytał na głos. -Co to?
-No tak to wy, to płyta zespołu. -dziewczyna spojrzała na swoją koszulkę.
-Nie kojarzę.
-Mugolski, przyszedłeś się wypytywać o moją garderobę? -zaśmiał się dziewczyna.
-Nie, na herbatę, ale czymś mocniejszym nigdy nie pogardzę.
Chłopcy weszli do kuchni, którą wskazała im Dorcas.
Black wrócił do swojego pokoju około godziny 11 wieczorem. Jego rodziców nadal nie było, więc spokojnie mógł zniknąć za drzwiami swojego pokoju z tacą świeżo upieczonego ciasta dyniowego. Rzucił różdżkę na łóżko, którą stale nosił przy sobie mimo, że formalnie nie mógł nawet oświetlić nią korytarza. Nawykł on jednak do tego, i w odróżnieniu od Jamesa, który zostawiał ją czasem nawet w łazience, pilnował by nie znikała mu z oczów. Syriusz wiedział, że używanie magii było zakazane, ale nawet jego rodzice twierdzili, że to bzdury i mugolskie wymysł, więc nie zabraniali mu praktykować magi w domu. "Od co, była to ich tylko jedyna zaleta." Twierdził Syriusz.
Tacę z ciastem położył na dębowym stoliku, który służył mu za biurko. Zerkną w stronę kominka.
-Piekielny skrzat wkurza mnie. -warkną. -Stworek! Chodź tu, mały gnomie.
Stworek z trzaskiem pojawił się w pokoju.
-Znów nie rozpaliłeś, załatw to natychmiast.
-Przecież jest środek lata. -jęknął cicho.
-A to murowana kamienica i jest tu zimno. Jakieś obiekcje? -warkną dziedzic Blacków. Stworek leniwie pstrykną palcami, a kominek zaczął się żarzyć. Skrzat znikną.
Syriusz zaczął jeść ciasto, gdy usłyszał stukanie w szybkę, Była to kruczoczarna sowa z listem w dziobie, Otworzył okno, Na powitanie sowa udziobała go w rękę, która zaczęła krwawić. Wyrwał jej z dzioba list i wygonił z pokoju. Poszedł do łazienki przemyć rękę i owiną ją ścierką, która szybko nabrała szkarłatnego koloru. Otworzył liścik, pismo było równe, list bez skreśleń. To na pewno nie był żaden z jego kolegów. Czytał:
Cześć, jak tam wakacje?
Będę w Londynie w tym tygodniu, może się spotkamy?
Mam ci tyle do powiedzenia. Wakacje są cudowne, ale
czekam na wrzesień, tylko po to, aby znów Cię zobaczyć.
Cały czas wspominam ten wieczór.
Twoja Bela.
"Bela, Bela. Co to za Bela? Jaki wieczór? Isobel? Nie, nie to chyba nie ona, nie spędzałem z nią wieczoru. Chyba? Co procent robią z człowiekiem! Ustalmy fakty. Bela. To pewnie Izabela. Albo Isobel. Ale nie ta Is, ona by się mnie nawet nie tknęła, jakby była kompletnie pijana. To chyba z innego roku jakaś młodsza, może nawet nie Gryfonka, pewnie z jakiejś imprezy. Tak! Koniec roku! Że też nie było czasu spławić jej w pociągu. Głupio tak spławić jednym zdaniem, ale nie mam wyjścia. Nie była aż tak piękna i jest całkiem głupiutka skoro myśli, że ja z nią będę spacerować po Londynie. Haha może jej się oświadczę jeszcze! Dziewczyny..."
Przez głowę Syriusza przemykał się myśli i kalkulacje na temat zaproponowanego spotkania, a sowa stukała z niepokojem w szybę. Z jednej strony nie chciało mu się wlec na to spotkanie i słuchać jakiś "szalonych" opowiastek o jej kocie, z drugiej strony byłoby śmiesznie jeszcze trochę ją pozwodzić. W mugolskim Londynie jest tyle do roboty co nic. Ostatecznie jednak Syriusz nie był wstanie wymusić na sobie, aż tak wielkiego wyrachowania by bawić się nią z racji nudy. Napisał na odwrocie:
Nie, przykro mi tydzień zajęty. Najbliższy rok również.
-Chyba zrozumie tą sugestię. -pomyślał, wytykając sowie list w dziób i przeganiając ptaszysko z parapetu.
Black przemył twarz wodą w łazience i zmienił prowizoryczny opatrunek. Posnuł się do łóżka. Tej nocy nie mógł spać, patrzył się w okno. Widział, nigdy nie ignorował pewnego szczególnego widoku. Pełna tarcza Księżyca, błaha sprawa. Można by było twierdzić, że nie wywiera wpływu na życie żadnego z człowieka. Syriusz jednak pamiętał o Lupinie, o jego pechu. Lunatyk nigdy nie przeoczył pełni, Syriusz od 4 lat też nie...
Po ciężko przespanej nocy Syriusz zerwał się o 5 rano. Nie miał w nawyku wstawać wcześnie. Wręcz przeciwnie. Często zdarzało mu się spać do południa. Dzisiaj jednak pełnia nie dała mu spać. Black stwierdził, że dalsze spanie nie ma sensu. Otworzył podkrążone oczy, powoli podniósł się z łóżka i na palcach poszedł do łazienki. Po wzięciu szybkiego prysznica zaciągną na siebie jakąś koszulę i jeansy. Zdecydował że najlepszym pomysłem będzie przejście się ulicami Londynu nim miasto całkiem się obudzi. Po cichu zszedł na dół, by nie obudzić nikogo. Wszyscy domownicy łącznie ze skrzatem spali jeszcze. Z sypialni na górze słychać było pochrapywanie głowy rodziny. Syriusz przez chwilę pomyślał, że jest to dom, jak każdy inny. Mieszkańcy jeszcze śpią, z niedokręconego kranu kapie woda, a światło leniwie sączy się po korytarzu. Szybko jednak od tych sielankowych myśli odciągnął go widok obciętych głów skrzatów, które wisiały w korytarzu. Mrukną coś pod nosem o nienormalnej ciotce i wyrwany z transu poszedł do kuchni napić się wody.
Młody Black wyszedł na ulice Londynu. Było cicho i malowniczo. Po ulicy przechadzała się jakaś starsza kobieta, na balkonie jednego z domu szczekał pies, a wszystkie okna w kamienicach były zasłonięte zasłonami. Cisza i spokój, idealny czas by pomyśleć. Syriusz przeszedł się wzdłuż ulicy i chwilę później szedł już ścieżką parku. Jego myśli krążył wokół Remusa i pełni. Od razu po przyjściu do domu chciał wysłać sowę, by dowiedzieć się czegokolwiek od wydarzeniach z noc. Spacerował dalej zamyślony. Cały czas przed oczami przewijała mu się sąsiadka Jamesa, zaczął nawet zastanawiać się, czy wczoraj odpowiednio wobec niej się zachował. Nie każdy przecież musi być przyzwyczajony do jego bufonowatych nawyków. Gonitwę myśli przerwało wpadnięcia na "kogoś". Syriusz z impetem uderzył o jakąś bryłę. Zaczął zbierać się z ziemi z zamysłem przepraszania owego przechodnia, ale uliczna lampa nie chciała przyjąć przeprosin. Chłopak zaśmiał się sam z siebie otrzepał ubrania i ruszył dalej podziwiając jeszcze spokojny Londyn.
**************************
Rozdział, który powstawał dłużej niż rok. Po co? Dlaczego? Dokąd zmierzamy? Czy będą następne? Nie wiem... Mam nadzieję, że znośnie się czytało i może coś kiedyś dalej powstanie.... Pozdrawiam serdecznie.
~Oblivion
-Nie -mrukną Potter. -w ministerstwie. Wrócą późno. -objaśnił.
-Moi też. -Syriusz wyciągną różdżkę i machną w kierunku dywanu, a on sam się wyczyścił. Black zajął miejsce koło dziewczyny, która przyglądała mu się ukradkiem. Znał Jamesa i wiedział, że na pewno pokazał jej świstek, który Black wysłał mu po śniadaniu. Prawdę mówiąc liczył na to. Syriusz zawsze uważał, że to tylko głupiutka koleżanka Potter i ignorował jej obecność, ale pod koniec czwartego roku dziewczyna wypiękniała w jego oczach i zdawała się być coraz charyzmatyczniejszą i ciekawą osobą. Wzbudzała jego zainteresowanie. Nie po drodze było mu ubieganie się o nią, bo kończył się rok i były lepsze rzeczy do roboty. "Odłożył to na potem" -Gdzie moje maniery. -Syriusz wziął jej rękę i pocałował. -Witaj, jak mijają ci wakacje? -chłopak starał się jak mógł być szarmanckim.
Dorcas wyszarpnęła mu rękę i wytarła o bluzę. -Fuu... Dobrze, że jej nie oblizałeś. Mogą być. Czym sobie to zawdzięczam? -dziewczyna uniosła brew do góry i zaśmiała się pod nosem.
-Chciałem, być po prostu miły.
-Ach.. Mniejsza z tym. Moja siostra też w ministerstwie. Nie wiecie o co chodzi? -zagadnęła.
-Nic, a nic. Może znowu robią spis animgów?
-Aniczego?
-Nie trzymali by ich tak długo. Myślę, że wiem o co chodzi. -mrukną Black. Włączył radio.
-Znowu doszło do ataku. Tym razem na rodzinę Clarc, mieszkającą pod Bristolem. Nieoficjalne źródła podają, że Helena i Mark byli mugolakami i mieli trójkę dzieci. Wszyscy nie żyją. Odpowiedni departament zajął się już dochodzeniem, o wszystkie ataki podejrzewa się Sami-Wiecie-Kogo.... -mówił głos speakera.
-O niego... -powiedział cicho i wyłączył odbiornik. -A o kogo innego? W każdym razie, nie nasza działka.
-Nie nasza? -oburzyła się Dorcas - On zamordował mi rodziców i masę innych ludzi. -Blackowi wypadł ten fakt z głowy, inaczej nie dolewałby oliwy do ognia.
-Wiem, wiem, ale dokładnie nie wiadomo -mrukną Syriusz.
-Kpisz sobie, jak nie on to jego zwolennicy. Jeden pies. -warknęła dziewczyna
-Nie chcę się z tobą kłócić. Ale wiesz, że nie mamy na to wpływu. -odpowiedział Black. -Wiem, że to wielka tragedia. -Black wziął ją za rękę i popatrzył się w jej przeszklone oczy. Dziewczyna zapowietrzyła się, wyglądała jakby, chciała na niego, porządnie nawrzeszczeć. Wyrwała mu tylko rękę.
-Wielką tragedią to były twoje urodziny. Nie potrzebne mi współczucie. -warknęła.
-Jak chcesz, nie zamierzam ci się narzucać. -odrzekł spokojnie Black. -Co robimy? -Syriusz zerkną na Pottera, który wolał się nie wtrącać w kłótnie.
-Na pewno nie dureń. -zaśmiał się James
-Może na Pokątną? -zaproponował Black.
-Zwariowałeś. Gdyby się rodzice dowiedzieli, że przechadzam się po Pokątnej, teraz gdy ludzie nie wiadomo gdzie znikają, to bym już z domu nie wyszedł. Nigdy! -obruszył się James. Zerkną na Syriusza, a na jego twarzy znów malował się ten głupawy uśmiech, który Black nabył od niego.
-Dobrze panienki skoro nie możecie się dogadać, to ja znikam.
-I co nawet nie zaprosisz? -zapytał Black. -Oburzające!
-Mam jeszcze plany na dziś, zresztą nie będę się tobie tłumaczyć. -mruknęła dziewczyna i wyszła z domu Potterów.
-No i ją spłoszyłeś. -zaśmiał się James poprawiając zsuwając się z nosa okulary. Syriusz dźgną przyjaciela w bok.
-Sugerujesz coś?
-Nic. -Tu James ściągną z nosa niesforne okulary i puścił Syriuszowi oczko.
-Wypraszam sobie tę insynuacje! To co robimy?
-No chodź po tą swoją lubą, może chociaż pozwoli nam zostać na herbatę. -James poczochrał włosy i szturchną Syriusza znacząco w bok. We dwoje wyszli z domu, przeszli przez ogródek Potterów. Syriusz zamkną furtkę za nimi. James i Syriusz zgrabnie przeskoczyli przez płotek i bezceremonialnie przedarli się przez ogród Meadowesów. Był to w zasadzie sam trawnik z kamienną drużką biegnącą przez środek aż do drzwi frontowych. Dom, w którym mieszkała Dorcas, był mały, ale z reguły posesje czarodziejów nie zdradzały swojej wszechstronności. Z zewnątrz był drewniany trochę wpadający w bordo, przy oknach były okiennice na mosiężnych zawiasach, a dach i drzwi były ciemno filetowe. Syriusz wszedł na stopień przed wejściem i zapukał, ze środka było słychać zbieganie ze schodów. Drzwi otworzyły się szybko, a Black zdążył ledwo uskoczyć, by nimi nie oberwać. W progu stanęła Dorcas, dopiero teraz Syriusz miał okazje by się jej przyglądnąć. Przez wakacje włosy jej trochę urosły, sięgały do łopatek, skórę miała tak samo bladą jak jej kuzynka, ale żywiołowego charakteru nadawały jej zielone oczy, które były tak hipnotyzując, że można by było spędzić godzinę na wpatrywaniu się w nie. Miała zgrabny mały nosek, sino różowe usta, a ubrana byłą w ciemną koszulkę, na której był napis "The Dark Side of the Moon" u dołu było coś co przypominało mu tęczę.
-Ciemna strona Księżyca... -przeczytał na głos. -Co to?
-No tak to wy, to płyta zespołu. -dziewczyna spojrzała na swoją koszulkę.
-Nie kojarzę.
-Mugolski, przyszedłeś się wypytywać o moją garderobę? -zaśmiał się dziewczyna.
-Nie, na herbatę, ale czymś mocniejszym nigdy nie pogardzę.
Chłopcy weszli do kuchni, którą wskazała im Dorcas.
***
Black wrócił do swojego pokoju około godziny 11 wieczorem. Jego rodziców nadal nie było, więc spokojnie mógł zniknąć za drzwiami swojego pokoju z tacą świeżo upieczonego ciasta dyniowego. Rzucił różdżkę na łóżko, którą stale nosił przy sobie mimo, że formalnie nie mógł nawet oświetlić nią korytarza. Nawykł on jednak do tego, i w odróżnieniu od Jamesa, który zostawiał ją czasem nawet w łazience, pilnował by nie znikała mu z oczów. Syriusz wiedział, że używanie magii było zakazane, ale nawet jego rodzice twierdzili, że to bzdury i mugolskie wymysł, więc nie zabraniali mu praktykować magi w domu. "Od co, była to ich tylko jedyna zaleta." Twierdził Syriusz.
Tacę z ciastem położył na dębowym stoliku, który służył mu za biurko. Zerkną w stronę kominka.
-Piekielny skrzat wkurza mnie. -warkną. -Stworek! Chodź tu, mały gnomie.
Stworek z trzaskiem pojawił się w pokoju.
-Znów nie rozpaliłeś, załatw to natychmiast.
-Przecież jest środek lata. -jęknął cicho.
-A to murowana kamienica i jest tu zimno. Jakieś obiekcje? -warkną dziedzic Blacków. Stworek leniwie pstrykną palcami, a kominek zaczął się żarzyć. Skrzat znikną.
Syriusz zaczął jeść ciasto, gdy usłyszał stukanie w szybkę, Była to kruczoczarna sowa z listem w dziobie, Otworzył okno, Na powitanie sowa udziobała go w rękę, która zaczęła krwawić. Wyrwał jej z dzioba list i wygonił z pokoju. Poszedł do łazienki przemyć rękę i owiną ją ścierką, która szybko nabrała szkarłatnego koloru. Otworzył liścik, pismo było równe, list bez skreśleń. To na pewno nie był żaden z jego kolegów. Czytał:
Cześć, jak tam wakacje?
Będę w Londynie w tym tygodniu, może się spotkamy?
Mam ci tyle do powiedzenia. Wakacje są cudowne, ale
czekam na wrzesień, tylko po to, aby znów Cię zobaczyć.
Cały czas wspominam ten wieczór.
Twoja Bela.
"Bela, Bela. Co to za Bela? Jaki wieczór? Isobel? Nie, nie to chyba nie ona, nie spędzałem z nią wieczoru. Chyba? Co procent robią z człowiekiem! Ustalmy fakty. Bela. To pewnie Izabela. Albo Isobel. Ale nie ta Is, ona by się mnie nawet nie tknęła, jakby była kompletnie pijana. To chyba z innego roku jakaś młodsza, może nawet nie Gryfonka, pewnie z jakiejś imprezy. Tak! Koniec roku! Że też nie było czasu spławić jej w pociągu. Głupio tak spławić jednym zdaniem, ale nie mam wyjścia. Nie była aż tak piękna i jest całkiem głupiutka skoro myśli, że ja z nią będę spacerować po Londynie. Haha może jej się oświadczę jeszcze! Dziewczyny..."
Przez głowę Syriusza przemykał się myśli i kalkulacje na temat zaproponowanego spotkania, a sowa stukała z niepokojem w szybę. Z jednej strony nie chciało mu się wlec na to spotkanie i słuchać jakiś "szalonych" opowiastek o jej kocie, z drugiej strony byłoby śmiesznie jeszcze trochę ją pozwodzić. W mugolskim Londynie jest tyle do roboty co nic. Ostatecznie jednak Syriusz nie był wstanie wymusić na sobie, aż tak wielkiego wyrachowania by bawić się nią z racji nudy. Napisał na odwrocie:
Nie, przykro mi tydzień zajęty. Najbliższy rok również.
-Chyba zrozumie tą sugestię. -pomyślał, wytykając sowie list w dziób i przeganiając ptaszysko z parapetu.
Black przemył twarz wodą w łazience i zmienił prowizoryczny opatrunek. Posnuł się do łóżka. Tej nocy nie mógł spać, patrzył się w okno. Widział, nigdy nie ignorował pewnego szczególnego widoku. Pełna tarcza Księżyca, błaha sprawa. Można by było twierdzić, że nie wywiera wpływu na życie żadnego z człowieka. Syriusz jednak pamiętał o Lupinie, o jego pechu. Lunatyk nigdy nie przeoczył pełni, Syriusz od 4 lat też nie...
Po ciężko przespanej nocy Syriusz zerwał się o 5 rano. Nie miał w nawyku wstawać wcześnie. Wręcz przeciwnie. Często zdarzało mu się spać do południa. Dzisiaj jednak pełnia nie dała mu spać. Black stwierdził, że dalsze spanie nie ma sensu. Otworzył podkrążone oczy, powoli podniósł się z łóżka i na palcach poszedł do łazienki. Po wzięciu szybkiego prysznica zaciągną na siebie jakąś koszulę i jeansy. Zdecydował że najlepszym pomysłem będzie przejście się ulicami Londynu nim miasto całkiem się obudzi. Po cichu zszedł na dół, by nie obudzić nikogo. Wszyscy domownicy łącznie ze skrzatem spali jeszcze. Z sypialni na górze słychać było pochrapywanie głowy rodziny. Syriusz przez chwilę pomyślał, że jest to dom, jak każdy inny. Mieszkańcy jeszcze śpią, z niedokręconego kranu kapie woda, a światło leniwie sączy się po korytarzu. Szybko jednak od tych sielankowych myśli odciągnął go widok obciętych głów skrzatów, które wisiały w korytarzu. Mrukną coś pod nosem o nienormalnej ciotce i wyrwany z transu poszedł do kuchni napić się wody.
Młody Black wyszedł na ulice Londynu. Było cicho i malowniczo. Po ulicy przechadzała się jakaś starsza kobieta, na balkonie jednego z domu szczekał pies, a wszystkie okna w kamienicach były zasłonięte zasłonami. Cisza i spokój, idealny czas by pomyśleć. Syriusz przeszedł się wzdłuż ulicy i chwilę później szedł już ścieżką parku. Jego myśli krążył wokół Remusa i pełni. Od razu po przyjściu do domu chciał wysłać sowę, by dowiedzieć się czegokolwiek od wydarzeniach z noc. Spacerował dalej zamyślony. Cały czas przed oczami przewijała mu się sąsiadka Jamesa, zaczął nawet zastanawiać się, czy wczoraj odpowiednio wobec niej się zachował. Nie każdy przecież musi być przyzwyczajony do jego bufonowatych nawyków. Gonitwę myśli przerwało wpadnięcia na "kogoś". Syriusz z impetem uderzył o jakąś bryłę. Zaczął zbierać się z ziemi z zamysłem przepraszania owego przechodnia, ale uliczna lampa nie chciała przyjąć przeprosin. Chłopak zaśmiał się sam z siebie otrzepał ubrania i ruszył dalej podziwiając jeszcze spokojny Londyn.
**************************
Rozdział, który powstawał dłużej niż rok. Po co? Dlaczego? Dokąd zmierzamy? Czy będą następne? Nie wiem... Mam nadzieję, że znośnie się czytało i może coś kiedyś dalej powstanie.... Pozdrawiam serdecznie.
~Oblivion