piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 16 Na co komu instynkt samozachowawczy?

Trzy następne miesiące zleciały Blackowi bardzo szybko. Huncwoci w dalszym ciągu rysowali mapę i "zwiedzali" zamek. Ku uciesz czwórki przyjaciół nikt ich nie przyłapał. Syriusz i James rozkręcili biznes i zasłynęli wśród Gryfonów jako doręczyciele piwa kremowego, pobierając przy tym prowizję 30 kuntów od butelki. Nie były to łatwe miesiące dla społeczeństw czarodziej. Liczba zaginięć niemal dwukrotnie wzrosła od świąt. Wszystkich zaczynało ogarniać przerażenie. No prawię wszystkich. Rodziny "czysto-krwistych" były bezpieczne, o ile jawnie nie wstawiały się za mugolakami.
Był piątek, Huncwoci wracali z ostatniej lekcji, a mianowicie były to eliksiry. Szczerze mówiąc nikt prócz Lunatyka nie słuchał na tych lekcjach, więc od jakiś dwóch miesięcy Syriusz nie ogarniał co w ogóle robi na tych lekcjach. Pochłonięty był rozkręcaniem biznes-planu razem z James, tym bardziej, że był świadomy tego, że pieniądze mu się teraz przydadzą. Po ostatniej wizycie w domu, nie był pewien, czy rodzice będą mu dawać jeść na wakacjach. Podziwiał Lunatyka za to, że chciało mu się jeszcze słuchać na tych lekcjach.
-Ale dzisiaj przynudzał. -stwierdził Peter dobiegając do reszty. Pettigrew był prawię o głowę niższy od pozostałych i z trudem dotrzymywał kroku przyjaciołom.
-Jak co lekcję. -mrukną w odpowiedzi Syriusz. Nigdy nie przepadał za tymi zajęciami, ale jeśli zbytnio nie skupiał się na hipnotycznym ględzeniu Slughorna, to udawało mu się nawet czasem nie przysnąć.
-Ej... Zostało coś jeszcze do jedzenia w pokoju?
-Peter, ty  każdy temat i tak musisz sprowadzić do jedzenia? -parskną Syriusz. -Nawet nie chcę wiedzieć jak twój móżdżek powiązał eliksiry z żarciem.
-Długo by opowiadać. -wydyszał głodny chłopiec. -Możecie trochę zwolnić?
-Teoretycznie, ale praktycznie to tego nie zrobię. -przekomarzał się Black.
-Dobra zwolnijmy, śpieszy wam się gdzieś? -zlitował się nad Peterem Remus.
-W zasadzie to nie. Dziś piątek i nie trzeba spisywać lekcji od ciebie. Tylko mamy tonę zamówień, ale bez stresu mamy całą noc. Podsumowując mi nie, ale Jamesowi do rudowłosej piękności się śpieszy.
-Nie śpieszy mi się. -zaprzeczał Potter. -Ale dzięki za troskę.
-Nie ma sprawy. W sprawach Rudej zawsze do usług.
-To co z tym jedzenie? -wtrącił Peter.
-A co ma być? Nic po wczorajszym graniu w Durnia nie zostało. Samo się nie prze teleportuje do nas, więc trzeba się po nie pofatygować.
-No pewnie trzeba będzie.-przytakną James. -W zasadzie ja się mogę po nie przejść. -zaproponował Potter stając u progu schodów prowadzących do wieży gryfonów. - Idzie ktoś ze mną? Lunatyk? Ciebie skrzaty lubią.
-Sorry James, ale dziś pełnia i chyba już muszę się....
-Co za pełnia? -czwórka gryfonów, aż podskoczyła ze strach kiedy usłyszała ten piskliwy, dobrze im zanany głos. Przed nim jakby znikąd pojawiła się McKinnon.
-Pełnia... Hymm.. No wiesz okrągły księżyc. Bardziej łopatologicznie ci już tego nie wytłumaczę, a teraz zabieraj stąd te swoje gumowe uszy. -warkną Syriusz na stojącą obok dziewczynę, która na wzmiankę o gumowych uszach zerknęła w dół. Black nie znosił jak ktoś interesował się czymś czym nie powinien, W dzieciństwie często zbierał baty od rodziców, bo Regulus, bardzo lubił węszyć w jego pokoju. Is jednak nie zamierzała odchodzić i nadal z pozostałymi stała przy poręczy.
-A mógłbyś jeszcze jaśniej mi to wytłumaczyć? -McKinnon postanowiła nie dawać za wygraną.
-Z tymi dylematami to już do nauczycielki Astronomii.
-Pff... -Is ostentacyjnie skrzyżowała ręce, przepchała się między Syriuszem, a Jamesem i udając obrażoną zaczęła wspinać się schodami do dormitorium.
-Powiało chłodem. -zażartował James.
-Ach te kobiety, strasznie łatwo je obrazić.
-To co z tą kuchnią? -dopytywał się Peter.
-To James idź z Peterem, a ja skoczę dopilnować tego czy Is poszła do góry, żeby jej nie strzeliło do głowy za nami iść. -zaproponował Syriusz wchodząc na dwa pierwsze stopnie. -Lunatyk... -Remus spojrzał na Blacka. -do zobaczenia rano. Może nie będzie, aż tak źle?
-Ha ha... Zawsze jest tak samo. -Lupin poprawił pasek od torby i poszedł w stronę skrzydła szpitalnego. -No to do zobaczenia. -dodał odchodząc.
Black zaczął się wspinać po kolejnych stopniach w duchu przeklinając osobę, która postanowiła umieścić dormitorium Gryfonów na wieży. Na sam widok tych schodów czuł już ból, ale był dwa plusy tej całej sytuacji przynajmniej będzie miał zgrabne nogi i dobrą kondycję, która na wakacjach nie wątpliwie mu się przyda.
Black w końcu doczłapał się do góry i staną przed obrazem strzegącym wejścia do pokoju wspólnego Gryfonów.
-Hasło? -zapytała gruba dama.
-Dynia bez twarzy. -na te słowa portret odskoczył i ukazało się dziura przez, którą Syriusz zwinnie się przecisną. Pokój wspólny był pełen uczniów, jak to w piątki zwykle bywało. Black rozejrzał się po pokoju szukając kogoś znajomego. Z braku laku w ostateczności i tak poszedł do Lily i Isobel.
-Jak tam życie? -spytał Black, rzucając się na fotel przy kominku.
-Ooo... Specjalista od pełni zaszczycił nas swoja obecnością. -powiedziała Is z przekąsem. -Co koledzy cię olali?
-Nie poszli do biblioteki.
-Potter i biblioteka... -prychnęła z pogardą Lily. -Mógłbyś przynajmniej lepsze kłamstwo wymyślić.
-Oj Evans, twój ukochany naprawdę umie czytać. Mnie też to zaskoczyło.
-To nie jest mój ukochany. -warknęła rudowłosa dziewczyna. -Ledwo co się pojawiłeś i już musisz zgrywać wieśniaka. Mógłbyś sobie dać czasami spokój.
-Dobra, już dobra tylko skończ te morały. Będę cicho. W zasadzie to dam wam dziś spokój. -Black podniósł się z fotela i poszedł do swojej sypialni.
Wszedł do pokoju i rzucił swoją torbę na łóżko zawalone już tyloma gratami i opakowaniami po słodyczach, że w sumie bardziej przypominało niezidentyfikowany obiekt latający niż miejsce, na którym można spać. Jakby nie patrząc na tle całego pokoju jego legowisko nie za bardzo się wyróżniało. Wszędzie panował taki sam nieład, który zdawał się coraz bardziej powiększać.
Syriusz spod sterty ubrań wykopał kawałki pergaminu, na których były rozrysowane mury zamku. Zrzucił ze swojego łóżka resztę rzeczy i usiadł na nim rozrysowując mapę. Za nim Peter i James wrócili z kuchni minęło jakieś pół godziny. Wparowali do pokoju z rękami pełnymi jedzenia.
-Merlinie! Łudziłem się, że jednak tu jest czyściej. -skomentował artystyczny nieład w pokoju James.
-Zawsze warto mieć marzenia. -powiedział Black odkładając pergamin z przyszłą mapą. -To jaki plan na dziś. Intrygi? Mapa? Jakaś ciekawa eskapada? Zamówienia? Hogsmeade?
-Nie wszystko na raz. Skoro Lunatyk dziś jest lekko niedysponowany to chyba z mapy nici, bo dziś wasza kolej. -James wskazał wzrokiem na Petera.
-Chyba nici.
-Ej, a o której dzisiaj jest pełnia?
-Chyba 23;52 z tego co ostatnio sprawdzałem.
-Myślicie, że Lunatyk siedzi już w Hogsmeade?
-James, co ty knujesz.? -Syriusz staną przy oknie i wyjrzał przez nie. Dostrzegł dwie postacie idące w kierunku drzewa. -Właśnie idą.
-No to plan na dziś taki idziemy do Lunatyka w odwiedziny, zmywamy się do Miodowego Królestwa i Trzech Mioteł za nim Remus postanowi nas pożreć. Kupujemy co trzeba i wracamy. Resztę wieczoru spędzimy pewnie grając w Durnia.
-Plan idealny, ale ciut... Hmmm... Jakby to powiedzieć... Powalony!! -skomentował Black.
-No weź. Gdzie twój zew przygody?
-A gdzie twój instynkt zachowawczy?
-Nie posiadam. Oj no chodź. Będzie fajnie. Co masz do stracenia.
-No nie wiem. Życie?! -Wrzasną Syriusz.
-Wszystko się uda. A pomyśl sobie jak Lunatyk się ucieszy.
-No pewnie tak... Ale.. A zresztą, ale nie czekamy do ostatniego momentu, żeby się stamtąd zmyć. Jasne?
-Jak słońce. -ucieszył się James, w końcu niecodziennie nadarza się okazja, żeby stracić życie, albo zostać wywalonym ze szkoły. -A ty Peter?
-Nie ma mowy. To poroniony pomysł. Już wolałbym przebiec się po Hogwarcie bez ubrań.
-To da się załatwić. -zaśmiał się Black. -No weź nie wymiękaj będzie fajnie.
-Eee... Nie ja jednak skoczę się pouczyć do biblioteki.
-Strachliwa dziewczynka. -skwitował  James.
***
-Aau! Stanąłeś mi na stopę. -wrzasną Potter spod peleryny-niewidki.
-Tak mi przykro, że aż wcale. Bądź ciszej bo nas jeszcze ktoś usłyszy.
-Dobra, dobra. Trzeba skołować patyk jeśli chcemy tam wejść, bez strat na zdrowiu.
-No co ty nie powiesz. -szepną Syriusz, podnosząc badyl leżący koło niego.- Mam.
-No to teraz ta trudniejsza część planu. -James chwycił patyk i zaczął się wysuwać spod materiału, ale w ostatniej chwili Syriusz chwycił jego ramię.
-Nie ma mowy, żebyś to ty biegł. Jak ty stojąc potrafisz sobie zrobić krzywdę. -Black wyrwał patyk z rąk Pottera.
-Jak ty się o mnie troszczysz. -zakpił James.
-Nie, po prostu nie chcę cię ciągnąć połamanego na skrzydło szpitalne, a później wyciskać jakiś kit typu "przypadkiem znalazł się koło wierzby", albo "pomylił drogę do dormitorium".
-Bardzo śmieszne. -prychną James, ale Syriusz już tego nie usłyszał, bo wybiegł spod peleryny. Black trzema długimi susami przeskoczył przez trawę i znalazł się w zasięgu wierzby. W tej chwili było mu już obojętne czy wierzba go stratuję czy nie, żaden ból nie mógł się równać ze środkami wychowawczymi jego matki. Syriusz wziął głęboki oddech i zaczął zwinnie wymijać atakujące go gałęzie. przebiegł już dobre dziesięć metrów, gdy nagle nad jego głową świsnęła mała gałązka, która rozproszyła jego uwagę. Przez tą chwilę nie uwagi oberwał, ogromną gałęzią, która zwaliła go z nóg. Słyszał za sobą, jęk James, ale nie zwrócił na to uwagi. Spiął się i szybko wstał, ale zdążył chlasnąć go cieniutki badyl. Poczuł pieczenie na policzku, a chwilę później ciepłą krew, która zaczęła mu ściekać po twarzy. Biegł dalej. Nic już nie wytrąciło go ze skupienia. Doskoczył do pnia i wetkną w niego patyk, a drzewo natychmiast znieruchomiało. Black padł na ziemię i zaczął się śmiać. W całej tej sytuacji nie było nic śmiesznego, było to raczej odreagowanie paniki.
-Co ty odstawiasz? -szepną Potter dobiegając do drzewa pod którym tarzał się ze śmiechu Syriusz.
-Nie wiem. -odpowiedział Black podnosząc się z ziemi. -Właśnie prawię straciłem oko bo gałąź świsnęła mi koło niego, ale w zasadzie jest super. -Syriusz wsuną się do tunelu pod wierzbą, a tuż za nim zrobił to James.
-Aaauu!-wrzasną Black spod Jamesa. Serio musiałeś na mnie spaść?
-Tak mi przykro, że aż wcale.
-Dobra, doceniam ironię sytuacji.

***
-Czemu ja się na to zgodziłem? Czemu mnie na to na mówiłeś? Jesteś kretynem. -narzekał Syriusz wchodząc po drewnianych schodach chaty. Nie było to miejsce, które można by było uznać za przytulne. Zwykły drewniany dom, od którego trąciło trochę stylizacją kiczowatego horroru. Syriusz nie czuł się tu wybitnie przyjemnie, ale nie narzekał. W zasadzie to i tak było tu w jego mniemaniu ładniej niż było w jego domu.
-Zamknij się w końcu. Przez całą drogę powtarzałeś to jak mantrę.
-Oj, po prostu lubię jak się denerwujesz. Ej czy to nie jest krew? Czyżby Lunio kogoś tu zaszlachtował. -Black wskazał na bordową plamę która rozciągała się od ściany aż do podłogi.
-Kretyni co wy tu robicie!! -wrzasnęła jakaś postać zza drzwi. Syriusz wszedł do pokoju, w którym siedział Remus. -Czasami myślę, że przekroczyliście granice głupoty, ale w tedy okazuję się, że nie! Wiecie, że jeśli ktoś was widział możecie wylecieć! W zasadzie ciul z wyleceniem, czy wy wiecie na co się narażacie?! DEKLE.. -wydzierał się Lupin.
-Na swoją obronę powiem, że to pomysł Jamesa, jeszcze żyjemy, chyba nikt nas nie widział no i puki co nie masz siły, żeby wstać z fotela, więc chyba nic nam nie zrobisz. -Syriusz wyszczerzył się do Lupina, by chwilę po tym zostać rzuconym kocem.
-Po za tym, jeśli nic chciałeś żebyś my ty przyszli, to po co nam powiedziałeś jak się tu dostać? -zauważył słusznie James.
-Wymsknęło mi się, ale do głowy by mi nie przyszło, że jesteście aż tak głupi.
-Ha ha, niemożliwe staję się możliwe. Dobra nie lamentuj. -uciszył go James. -Ciasteczko? -powiedział wyciągając paczkę piegusków z torby, którą ze sobą tu przyniósłszy.
-Serio? Nawet tu ciastka przynieśliście...
-Widzisz jak o ciebie dbamy.
-Ej a gdzie Peter?
-Gdzieś po między naszym pokojem, a kuchnią za pewne. Nie chciał przyjść. Nie wiem dlaczego.
-Ta... Ach ten instynkt samozachowawczy. -zaśmiał się Remus.
-Już nie jesteś na nas wściekły? -zapytał Syriusz rozścielając koc na podłodze. Huncwoci siedli obok siebie i zaczęli zjadać słodycze z torby Jamesa.
-Jestem, za karę będziecie sami przez tydzień odrabiać lekcję. Zemsta będzie słodka.
-Damy radę, Najwyżej podkradnie się zadanie Rudej. -Syriusz puścił oczko do Jamesa.

***
Syriusz razem z Jamesem przeciskał się przez wąską uliczkę w Hogsmeade.
-Ile my mieliśmy tego przytargać do Hogwartu? -zapytał szarooki chłopak omijając zwinnie kosz na śmieci. Szli ciemną alejką między starymi murowanymi karczmami. Syriusz myślał już tylko o powrocie do zamku. Miał już tak odmarznięte ręce, że nie mógł rozprostować palców zaciśniętych na różdżce.
-Czekaj zaraz sprawdzę. -James wygrzebał z kieszeni wymięty skrawek pergaminu i nachylił nad nim różdżkę. -Tylko dziesięć butelek.
-To dobrze więcej nie dam rady donieść, bo ręce mi przemarzły.
-Znam to. Rękawiczki są dla słabych. -mrukną Potter.
Huncwoci usłyszeli dźwięk rozbijanych szyb.
-O co chodzi? -powiedział Syriusz rozglądając się dookoła siebie.
-Nie...  -zaczął Potter, ale przerwał gdy usłyszał krzyk. Masa ludzi wybiegła z domów. Dopiero teraz dwójka gryfonów dostrzegła posatacie w czarnych pelerynach i maskach, którzy rzucili się na mieszkańców Hogsmeade. W tle było słychać świst zaklęć i klątw. Świtała błyskały się dookoła. Black i Potter zaczęli biegnąć w przeciwnym kierunku. Oddalając się od głównej ulicy na której wszystko się działo.
-Mamy przesrane.
-Pierwszy raz się z tobą zgadzam. -wydyszał Potter. -Mamy jakiś plan? O co chodzi? Gdzie biegniemy?
-Jak najdalej. I żeby na nikogo nie wpaść....
Huncwoci dobiegli do końca ciemnej uliczki, ale na nic zdał się ich plan, bo tam też zebrał się już tłum ludzi walczących ze sobą. Cudem prześlizgnęli się do następnej uliczki, ale napotkali w niej ciemną postać w masce. Zmierzała prosto na nich. Za sobą usłyszeli kroki jeszcze jednej. Nie mieli gdzie uciec byli w potrzasku. Alejka była zbyt wąska by ich niezauważalnie wyminąć. Syriusz zacisną swoje palce na różdżce. I....

*****************************
Macie rozdział! Jestem najgorszym człowiekiem na świecie. Ile to cztery miesiące? pięć? Mówiłam, że będzie ciężko. Sorr,y naprawdę bardzo, ale przeważnie piszę na lekcjach, albo w weekendy, ale tak się złożyło, że muszę teraz uważać na lekcjach, a na weekendach porządki i przeprowadzka, ale mam nadzieję, że będzie już normalnie z rozdziałami. A i mam tu do was pytanie czy nie przeskoczyć kilku lat w opowiadaniu po zakończeniu pierwszego roku Hogwartu, bo nie wiem czy będzie was to interesować, no i tak myślę, że do piątego roku od razu po zakończeniu tego przejdę. Było by mi po prostu łatwiej pisać, bo nie umiem się postawić w roli jedenastolatka :D . To napiszcie w komentarzach co zrobić. No to do napisania i przepraszaaammmm za to co odstawiłam. ~Oblivion