czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 14 Niespodziewane zaproszenie

Syriusz przekroczył próg swojego domu i dopiero teraz poczuł bijący od niego chłód. Zrzucił z siebie płaszcz i zwiesił go na haku koło frontowych drzwi. Black przemkną ukradkiem koło salonu i poszedł szybkim krokiem do kuchni. Bądź co bądź było już po trzeciej i zaczął nękać go głód. Syriusz zgarną z blatu parę kromek chleba, słoik dżemu i dzban z sokiem dyniowy i poszedł do swojej sypialni. W jego pokoju było o wiele zimniej niż w całym domu i nie był z tego tytułu zdziwiony, ponieważ zdawał sobie sprawę, że matka zdołała jeszcze bardziej nastawić skrzata domowego przeciwko niemu, więc Stworek przestał rozpalać kominek w jego pokoju. Chłopak odstawił na swoje biurko tacę z jedzeniem i wyciągną różdżkę z kieszeni swoich dżinsów.
-Incendio. -Mrukną, machając różdżką w kierunku kominka, w którym po chwili rozpalił się ogień.
Syriusz zabrał się do jedzenia, rozmyślając nad jutrzejszym dniem. Nie wyobrażał sobie siedzenia przy jednym stole z matką, ojcem i bratem po tym co się wczoraj wydarzyło... Jednak będzie musiał przez to przebrnąć... Z rozmyśleń na temat jutrzejszej "wspaniałej wigilij" wyrwało go stukanie i pohukiwanie sowy. Black popatrzył się ze zdziwieniem w okno, ponieważ nie spodziewał się żadnej sowy. Wstał od biurka i otworzył okno, a do jego pokoju razem ze śniegiem wpadły cztery sowy. W jednej z nich rozpoznał sowę swojej kuzynki Andromedy, jedna na pewno należała do Potterów, a pozostałe dwie pewnie do Remusa i Petera, bo wydawało mu się, że już je kiedyś widział. Sowy pohukiwały i trzepotały mokrymi skrzydłami w celu osuszenia ich. Syriusz chwycił pusty słoik po dżemie malinowym i zgarną do niego trochę śniegu z zewnętrznego parapetu po czym przymkną okno i postawił naczynie na gzymsie kominka, żeby śnieg się rozpuścił. Odwiązał listy i paczki od szponiastych nóżek sów i wziął się za czytanie. Pierwszy listy, który przeczytał był od jego kuzynki.

Drogi Syriuszu!
Chyba nie sądziłeś, że zapomnę o twoich urodzinach. Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze, chodź lekko pewnie nie masz. Ciągle zastanawiam się jak udało Ci się dostać do Gryffindoru. A jeśli już jesteśmy przy wyklinaniu z rodzinny to twoja matka ostatnio napisała mi, że wypaliła mnie z rodzinnego gobelinu... Prze urocza kobieta. Udało mi się ją jednak przebłagać, żebyś spędził u nas święta i resztę przerwy świątecznej, więc jak chcesz to wpadnij dziś wieczorem pod Gloucester Place 302, tylko użyj sieci Fiuu. No to najlepsze życzenia z okazji urodzin i mam nadzieję, że się dziś zobaczymy.
Syriusz odłożył list od Andromedy i uśmiechną się pod nosem. Nie będzie musiał spędzać tych uroczych świąt z rodzicami, co było jak trafienie szóstki w totka. Black zgarną słoik z wodą z gzymsu kominka i pokruszył kromkę chleba, i dał czterem sowom siedzącym koło siebie na parapetu w jego pokoju. Zabrał się do czytania drugiego listu. Wziął list od Jamesa.

Czołem śmierdzielu!
Mówiłem Ci żebyś się meldował, bo chcę wiedzieć czy żyjesz. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Jak tam święta? Ja w tym roku spędzę je z rodzicami, tak jak zwykle z resztą. Po raz kolejny chcę Ci zaproponować, żebyś spędził u nas święta. Cóż nic dodać nic ująć u mnie po staremu. No to przechodząc do konkretów to zdrowia, szczęścia, pomyślności i tych innych pierdół które się życzy na urodziny, no i mam nadzieję, że Ci się spodoba prezent. To do napisania i do zobaczenia w Hogwarcie.

Syriusz sięgną po cztery paczki. Rozdarł szary papier i przeczytał karteczkę załączoną do pierwszej paczki.

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzi życzy Peter.


W środku paczki był fasolki wszystkich smaków i kociołkowe pieguski. Od Remusa dostał książkę zatytułowaną "1000 zaklęć, które uratują Ci życie", od Jamesa koszyk czekoladowych żab, samo notujące pióro i 20 łajno bomb, a od Andromedy zgrzewkę piwa kremowego. Syriusz napisał cztery, krótkie liściki i przywiązał je do nóżek sów, po czym otworzył okno i wypościł je na zewnątrz. Black wyciągną swój kufer z pod łóżka i zaczął wrzucać do środka, rzeczy potrzebne mu do  Hogwartu. Później zatrzasną i zamkną kufer.

****

Syriusz stargał swój kufer ze schodów i położył go koło stojaka na ubrania. Black poszedł do kuchni rozglądnąć się za skrzatem domowym, żeby wydać mu dyspozycję odnośnie przetransportowania kufra do domu Andromedy. Wiedział, że Stworek zrobi to z wielką nie chęcią, ale jednak będzie musiał to zrobić, ponieważ ma obowiązek służenia rodzinie Black'ów, a chcąc nie chcąc Syriusz był Blackiem. Huncwot odnalazł skrzata w łazience.
-W przedpokoju, koło stojaka na ubrania leży mój kufer, przenieś go do salonu domu Gloucester Place 302. -Powiedział zdawkowym tonem Syriusz, a skrzat z niechęcią odwrócił się od lustra, które właśnie wycierał.
-Tak jest.. -Odpowiedział skrzekliwym głosem Stworek.
Syriusz wyszedł z łazienki i poszedł do salonu, modląc się w myślach, żeby nie było tam jego rodziców. Na jego nieszczęście państwo Black siedzieli koło kominka i głośno debatowali na temat zaginięć mugolaków. Black wstrzymał oddech i przeszedł koło nich. Chwycił garść proszku Fiuu ze stojącego na gzymsie kominka naczynia.
-Spędzę resztę ferii u Andromedy. -Pani Black prychnęła na wzmiankę o wydziedziczonej z rodzin kuzynki Syriusza. -Zobaczymy się dopiero po końcu roku w Hogwarcie, więc do zobaczenia. -W myślach dodał słowo "nigdy" do tego zdania.
-Tak do zobaczenia. -Odpowiedział mu tylko ojciec, bo Walburga właśnie wyszła z salonu.
Huncwot wszedł do kominka z czarnej cegłówki i rzucił garść proszku Fiuu, i staną w zielonych płomieniach.
-
Gloucester Place 302. -Wszystko zaczęło wirować, a Syriusz poczuł szarpnięcie w okolicach pępka, po chwili stał już w salonie państwa Tonks. Black wyszedł z kominka.-Cześć jak tam? -Przywitał się Syriusz ze stojąc w pokoju dziewczyną. Andromeda była wysoką kobietą o brązowych prawie czarnych oczach i jasnobrązowych kręconych włosach. Patrzyła się na młodego Blacka uśmiechając się do niego.
-Nic... szczególnego... Ojciec i matka mnie wykleili, Narcyza i Bella nie odpowiadają na moje listy, ale nie narzekam. -Powiedziała dziewczyna opadając na beżowy fotel. Syriusz idąc jej przykładem również usiadł na fotelu.
-Nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię widzę. -Rzekł chłopak do Andromedy na co ona odpowiedziałam mu uśmiechem.
-Też się za tobą stęskniłam, nie wiedziałam czy się w ogóle uda w tym roku zobaczyć, bo nie dość, że mam jakby to lekko ująć napięte stosunki z rodziną to teraz mamy strasznie dużo roboty w Mungu, bo jest strasznie dużo ataków na mugolaków i półkrwi. Już nie wyrabiam i nawet nie widzę się z Tedem, bo jego gdzieś teraz cały czas zgarniają, bo pracuję jako Auror i prawię nie mamy dla siebie czasu... I jeszcze święta... Stwierdziłam, że muszę wziąć wolne w robocie, bo się zamęczę. A u ciebie jak? -Syriusz chwilę zastanowił się czy by nie wspomnieć o ostatnim incydencie z rodzicami, ale dał sobie spokój, bo nie zamierzał dokładać Andromedzie zmartwień.
-Wszystko w porządku, nie jest łatwo, bo rodzice nie chcą, żebym był Gryfonem, ale ja nie zamierzam tego zmieniać. -Syriusz poprawił włosy, które opadły mu na czoło.
-Domyślam się, ale na pewno nic ci nie jest? Nie wyglądasz oszałamiająco.
-Wszystko jak w najlepszym porządku. -Syriusz skrzyżował nie zauważalnie palce u prawej ręki.
-Wierzę ci na słowo. -Kuzynka spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem.
-A Ted? Będzie na wigilij? - Andromeda westchnęła ciężko na wzmiankę o swoim mężu.
-Raczej nie. Coś ważnego mu wypadło, chciał zostać, ale jest coraz więcej zaginięć i nie możne się teraz obijać...
-Będzie ktoś jeszcze? -Dopytywał się Syriusz.
-Nie. A co tam u twojego brata?
-Weź nawet nie wspominaj o tym parszywcu. Jest taki sam jak reszta... Chory na głowę i nieprzeciętnie chamski i pyskaty.
-Czyli nie przepadasz za nim?
-Skąd ten pomysł. -Powiedział sarkazmem Syriusz.

                                                                            ****
Syriusz właśni kończył nakrywać do stołu. Kolacja była skromna, ale o wiele przyjemniej w jego uznaniu było siedzieć tu z Andromedą niż spędzać ten wieczór w towarzystwie Regulusa i swoich rodziców. Pani Tonks weszła do salonu niosąc srebrną tacę z jedzeniem. Pomieszczenie w którym się znajdowali wyglądało skromnie, ale przytulnie. Na środku salonu stał stół, a w dwóch rogach pomieszczenia znajdowały się beżowe fotele, po między nimi był kominek. Na podłodze leżał trochę poprzecierany bordowy dywan, który idealnie pasował do ścian w tym samym kolorze. Andromeda zaprosiła Syriusza gestem ręki do zajęcia miejsca przy stole.
-To co tam jeszcze powiesz? -Spytał Syriusz.
-Nic szczególnego. Ostatnio do świętego Munga przysłali jakiegoś kolesia, który miał okropnie zdeformowaną twarz... Nie mogłam spać przez dwie noce po tym jak go zobaczyłam. -Odpowiedziała dziewczyna sięgając po pieczeń i ziemniaki.
-To musiał być nie za przyjemny widok.
-No raczej. -Andromeda zaśmiała się pod nosem z dedukcji Syriusza. -A jak tam w Hogwarcie podoba ci się?
-Nie narzekam, nawet fajnie... Poznałem parę osób.
-To dobrze. Mam nadzieję, że nie przynosisz hańby szlachetnemu rodowi Black'ów. -Powiedziała Andromeda śmiejąc się.
-Ależ skąd, tylko przerwałem kilkusetletnią tradycję, ale nie sądzę, żeby był to jakiś problem. -Syriusz też zaczął się śmiać. -Ale widzę, że ty na polu okrywania hańbą naszej rodziny też nie próżnowałaś.
-Haha... No jak widać. Cały czas żałuję, że nie było cię na ślubie.
-I słusznie, taka zabawa beze mnie... Jak mogłaś?
-Nie chciałam, żebyś miał z tego tytułu kłopoty. No wiesz o co chodzi...
-Tak wiem... Trochę to smutne, że wszystko tak się poukładało. -Powiedział Syriusz gryząc pieczeń.
-Ale co?
-No nie możemy już się ze sobą widywać... To zamieszanie na świecie.. I ten gość co wszystkich zaczyna mordować.
-Cóż nie fortunne zdarzenia, ale ja żadnej z moich decyzji nie żałuję.
-I słusznie, nie ma co...

Wieczór mijał im w miłej atmosferze, a Syriusz uznał, że to jest chyba najlepsze święta jakie kiedykolwiek obchodził. Szkoda mu tylko było kuzynki, która chodź o tym nie mówiła zamartwiała się o Teda. Gdzieś koło dwudziestej trzeciej posprzątali po kolacji i rozeszli się do swoich sypialni zmęczeni pięcioma godzinami rozmowy.
 
***********************************************
No hej, moje słoneczka! Jak ostatnio pisałam rozdział się ciut spóźnił, bo byłam trochę pokiereszowana po spadnięciu z rower i nie byłam wstanie pisać. Już wszystko ok więc myślę, że napiszę za niedługo następny. A tak pro po to ten rozdział dedykuję chłopakom, którzy pomogli tej pierdole(która to pisze) pozbierać się z asfaltu. I zakończyła się ankieta z której wynika, że tylko jedna (na siedem) osób twierdzi, że nie powinnam pisać... A reszcie się podoba więc piszę dalej.... No to do napisania.